#841 Joan As Police Woman “Damned Devotion” (2018)

Są tacy wykonawcy, o których dużo się nie słyszy, choć oni sami regularnie nagrywają i współpracują z popularnymi postaciami muzycznej sceny. Przykładem takiej postaci jest Joan Wasser – amerykańska wokalistka, gitarzystka i skrzypaczka, o której usłyszałam dopiero w ubiegłym roku. Podpisująca się jako Joan As Police Woman (inspiracją był serial “Police Woman” z lat 70.) artystka miała okazję występować u boku m.in. Lou Reeda, Eltona Johna, Placebo i Sheryl Crow. Mało? To co powiecie na to, że na koncie ma prestiżową Mercury Prize za album “I Am a Bird Now”, który pomogła stworzyć formacji Antony and the Johnsons? Własnych płyt ma sześć. Najnowsza ukazała się na początku lutego.

“Damned Devotion” jest pierwszym solowym krążkiem Amerykanki od czasu interesującego, mieszającego rock z jazzem “The Classic” i zarazem pierwszym od nagranego w duecie z Benjaminem Lazarem Davisem albumu “Let It Be You”. O ile płyty Joan As Police Woman polecić mogę w ciemno, tak tę zerkającą w stronę synth popowych klimatów kolaborację spokojnie można sobie odpuścić. Krótkie wydawnictwo sprawia wrażenie płyty, na którą zarówno Joan, jak i Benjamin mieli własne pomysły, lecz zabrakło im czasu na ich przegadanie.

Na szczęście dla nas na “Damned Devotion” Joan znów jest sama. I chociaż wydawać by się mogło, że nieudane “Let It Be You” zniechęci ją do eksperymentowania i podążania nowymi ścieżkami, ona nie planowała powrotu do ułożonych “Real Life” i “To Survive”. “Damned Devotion” brzmi raczej jakby artystka innymi słowami opowiedzieć nam chciała “The Classic”, otrzymując – odwołując się do filmowej nomenklatury – sequel a nie remake. Jest nowocześniej, ale zainteresowanie Joan As Police Woman jazz-rockowymi melodiami całkowicie nie minęło.

Album rozpoczyna się łagodnie. Przestrzenne “Wonderful” jest słodko zaśpiewanym, pełnym gracji numerem. Ciemniej robi się w następującym po nim “Warning Bell”, w którym wokalistka zdaje sobie sprawę, że nie warto być romantyczką. Nie tak smutno brzmi alt popowe “Tell Me”, będące kompozycją najszybciej wpadającą w ucho. W głowie łatwo zostaje także wyśpiewywany przez Joan wyższym głosem numer “Steed (for Jean Genet)” mający w sobie coś z funkujących lat 70. Pierwszym (i ostatnim) zgrzytem jest tytułowy utwór, w którym podoba mi się jedynie melodyjny, lekko nostalgiczny refren. Cała piosenka wydaje się być jednak niedokończonym punktem albumu.

Skoro wskazałam najsłabszy moment “Damned Devotion” to pora na przeciwny muzyczny biegun. Do gustu szybko przypadły mi mroczne, zwracające uwagę miarową perkusją “Valid Jagger” oraz krótkie, wzbogacone urywanymi smyczkami “Talk About It Later”, w którym do Joan dołącza tajemniczy męski głos. Ciekawym utworem jest “The Silence”, które nie jest piosenką definiowaną przez swój tytuł. Surowe, niemalże mechaniczne wokale artystki towarzyszą budowanemu przez pianino i syntezatory podkładowi, który w dalszej części przeobraża się w głośniejsze rockowe granie. Na podobnym synth-patencie (choć bez tej mocnej wolty) opiera się “Rely On”. Warto sięgnąć również po lekkie, vintage’owe “What Was It Like”; minimalistyczne, niespieszne “Silly Me” oraz przywodzące na myśl późniejsze numery St. Vincent “I Don’t Mind”.

Twórczość Joan As Police Woman jest osobliwa. Mało który artysta pochwalić się może tak równą, choć gatunkowo różnorodną dyskografią. Wokalistka nie ma na koncie ani płytowych koszmarków (patrząc oczywiście jedynie na solowe albumy) ani zapierających dech w piersiach wydawnictw. Ciężko wskazać najlepszy punkt jej płytowej kariery. “Damned Devotion”, choć jest krążkiem kompletnie innym od poprzednich, staje z nimi w jednym rzędzie. To porządna płyta pewnej siebie, silnej, choć znającej się na uczuciach i emocjach kobiety. Niezbyt może te utwory sprawdzić się mogą jako soundtrack do wiosennych dni, ale jakby co już wiecie, po co można sięgnąć jesienią.

Warto: Valid Jagger & Talk About It Later

4 Replies to “#841 Joan As Police Woman “Damned Devotion” (2018)”

  1. Ja w dalszym ciągu bardzo lubię “Warning Bell”, ale w stosunku do całej płyty mam trochę mieszane uczucia. Z drugiej strony nie wszystko na każdej płycie musi mi się podobać, chociaż w tym przypadku chyba jednak liczyłem na więcej.

    Nowy wpis również u mnie, zapraszam.

  2. Jest coś takiego lekkiego i przyjemnego w tej płycie, że słucha się jej naprawdę dobrze 🙂

Odpowiedz na „royalrockinAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *