#861 Nick Cave and the Bad Seeds “Let Love In” (1994)

Chociaż ostatnich dwóch płyt australijskiej formacji Nick Cave and the Bad Seeds (“The Good Son” i “Henry’s Dream”) słuchało mi się całkiem nieźle, brakowało takiego przekonania, iż faktycznie obcuję z dziełami z najwyższej półki. Kilka pojedynczych kompozycji zawsze umiało mnie zainteresować, ale w całości krążki te nie wywoływały oczekiwanych dreszczy. Te pojawiły się już podczas pierwszego spotkania z “Let Love In” – uroczo zatytułowanej płyty, którą uznaję za wprowadzenie do perfekcyjnego “Murder Ballads”.

“Let Love In” zatacza koło. Otwiera i zamyka ją jeden utwór. “Do You Love Me?” ujęty został przez formację na dwa kompletnie różne sposoby. Pierwsza wersja jest ponura, wprowadzająca niepokojący nastrój i traktująca o obsesyjnej miłości. Nagranie budzić może lęk, lecz pod tym względem mocniej w słuchacza uderza wolniejsze, oszczędniejsze i jeszcze bardziej tajemnicze “Do You Love Me? (Part 2)”. 

Po głośniejszej wersji nagrania Nick Cave and the Bad Seeds serwują przygnębiającą balladę “Nobody’s Baby Now”, w której artysta zrezygnowanym głosem śpiewa o martwej ukochanej (her wild feral stare, her dark hair, her winter lips as cold as stone), której nie potrafi wymazać z pamięci. Pozorny spokój wprowadzony przez piosenkę natychmiast burzy ciężkie, wściekłe “Loverman”, którego złowieszczy wydźwięk łączy się z romantycznymi wyznaniami w stylu I’ll be your loverman, ’till the end of time, ’till the empires burn down, forever, amen. Jeszcze ostrzejszym, szybszym numerem jest post punkowe, dzikie “Jangling Jack”, którego tytułowy bohater otrzymuje kulkę w barze. Znakomitym nagraniem jest powolniejsze, przywołujące klimat amerykańskiego Południa “Red Right Hand”, które szybko stało się jedną z najbardziej rozpoznawalnych piosenek w twórczości grupy. Szczególnie warto zwrócić uwagę na wykonanie – Cave w utworze tym jest bardziej narratorem niż wokalistą.

Drugą połowę wydawnictwa rozpoczyna melodyjne “I Let Love In”, w którym podmiot liryczny rozpacza z powodu tego, że wpuścił do swojego życia miłość, porównując stan zakochania do tortur. Mimo wszystko już w kolejnej kompozycji (żywiołowym “Thirsty Dog”) wylewa swoje żale i irytację z powodu byłej ukochanej. W następującym po nim spokojniejszym, pięknym nagraniu “Ain’t Gonna Rain Anymore” wyraża zaś swój smutek z powodu jej odejścia, porównując jej pojawienie się w jego życiu do burzy: once there came a storm in the form of a girl, it blew to pieces my snug little world. Tytuł utworu sugeruje piękną pogodę, więc kobieta-burza nie pojawia się już w życiu bohatera kompozycji. Jednym z najbardziej intrygujących momentów albumu jest jednak “Lay Me Low” – pozbawiony aranżacyjnych szaleństw utwór, w którym Nick Cave wybiega w przyszłość i rozmyśla, co stanie się chwilę po jego śmierci. Creepy.

Po dwóch słabszych wydawnictwach Nick Cave and the Bad Seeds zaprezentowali album, który bez cienia przesady uznaję za jeden z najlepszych w ich bogatej dyskografii. “Let Love In” jest ich pierwszą płytą od czasów “Tender Prey”, której słuchałam w skupieniu i z ogromnym zainteresowaniem. Zespół ponownie przygotował niewielki zbiór kompozycji, które składają się na album spójny, ale jednocześnie eklektyczny. Surowy, lecz zbudowany z wielu dźwiękowych elementów. Z kilkoma humorystycznymi tekstami, obok których pojawiają się opowieści naprawdę przygnębiające. Raz wywołujący smutek, innym razem dzielący się ze słuchaczem takimi emocjami jak wściekłość czy złość. Jest mrocznie, klimatycznie, nierzadko przerażająco. “Let Love In” czuje się każdą komórką ciała. Rewelacyjny krążek, który tylko umocnił pozycję Nicka i spółki w świecie alternatywnego rocka.

Warto: wszystko

7 Replies to “#861 Nick Cave and the Bad Seeds “Let Love In” (1994)”

  1. Szczerze przyznam, że Nick Cave and the Bad Seeds poznałem za sprawą filmu “Harry Potter”, gdzie w 6 części cyklu zamieszczono jeden z utworów formacji. Kiedyś tam pojawiły się plany przesłuchania ich dyskografii, ale zawsze znajdowałem coś bardziej interesującego na dany moment.

    “Nobody’s Baby Now” – ma w sobie coś ten utwór, że nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie wiem czy to za sprawą emocji, jakie wywołuje, czy wciągającej partii klawiszowej, ale to cholernie dobry kawałek! Słucham go już chyba czwarty raz z rzędu i nie potrafię opanować melancholii…cholernie dobry singiel.

  2. Wprowadzenie do Murder Ballads ??? To właśnie Let Love In jest perfekcyjnym podsumowaniem jego najlepszego okresu i jego łabędzim śpiewem bo Murder Ballads to już miałkie upopowione prostackie wejście w świat banalniej komercji. Potem od Boatmans Call kompozycyjnie było już lepiej choć jeszcze bardziej popowo.

Odpowiedz na „bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *