#863 Arctic Monkeys “Tranquility Base Hotel & Casino” (2018)

In five years time, will it be “Who the fuck’s Arctic Monkeys?” – takie słowa padają w jednej ze starszych kompozycji brytyjskiej formacji. Nieprzypadkowo przywołuję ten cytat. W końcu właśnie tyle lat wyniosła przerwa między “AM” i “Tranquility Base Hotel & Casino”. Wers napisany przez Alexa Turnera nie okazał się być jednak proroczym. Dziś melomani nie zadają sobie pytania, kim są Arktyczne Małpy. Po premierze tej płyty zastanawiają się za to, czy to jeszcze są Arktyczne Małpy.

Zaczynali na początku XXI wieku jako banda dzieciaków tworząca swoje piosenki w garażach. Ich debiut “Whatever People Say I Am, That’s What I’m Not” udowodnił, iż mamy do czynienia z grupą, która nieźle może namieszać w świecie indie rocka. Potwierdzeniem tego był krążek “Favourite Worst Nightmare”. Świetną passę przerwały wydawnictwa “Humbug” i “Suck It and See”. W 2013 Arctic Monkeys wrócili jednak silniejsi, oddając w nasze ręce przemyślane, intrygujące lecz niepozbawione przebojowości dzieło “AM”. Teraz, zamiast iść za ciosem i dalej eksploatować źródełko z podobnymi dźwiękami, wymyślają siebie od nowa. Odważnie. Ryzykownie. Trafiając niemalże w dziesiątkę.

Tranquility Base Hotel & Casino otworzył w maju swoje drzwi. Luksusowy resort dryfuje gdzieś w przestrzeni kosmicznej, wyglądając, jakby zagubił się w czasoprzestrzeni i ciągle trwał w latach 70. Gościom w hotelu – przypominającym skrzyżowanie tego z filmu “Lśnienie” i serialu “American Horror Story” – przygrywa Alex Turner i jego The Martini Police. Już pierwsza kompozycja, powolne, eleganckie “Star Treatment”, sprawia, że wynajmuję pokój na jedną noc. Następujące po niej (moje ulubione) “One Point Perspective” powoduje przedłużenie pobytu o co najmniej tydzień. Niespieszny, oparty na melodii tworzonej przez pianino, smyczki, lekko hip hopowy bit i smakowitą gitarową solówkę utwór zachwyca przede wszystkim wokalnymi zabawami Turnera. Wydawać by się mogło, iż numer ten trwa i trwa – przejście w “American Sports” jest niezauważalne. Piosenka jest nieco żywsza od poprzedników, lecz odznacza się mroczniejszą atmosferą udzielającą się również nagraniu tytułowemu, które jest świetną reklamą hotelu. Mamy tu bowiem vintage połączony z kosmicznymi odgłosami. Mniej melodyjną kompozycją jest surowe, tworzone przez wibrujący gitarowy riff “Golden Trunks”, z którym kontrastuje przyjemne, glam rockowe “Four Out of Five”.

Drugą część albumu rozpoczyna zmienne “The World’s First Ever Monster Truck Front Flip”. Raz bardzo teatralne, raz walczykowate. A momentami skręcające w stronę podniosłego, wspartego pianinem indie rocka. “Science Fiction” powiela pozaziemskie pomysły “Tranquility Base Hotel & Casino” będąc jednak nagraniem o większym metalicznym błysku. Szybko zakochałam się w ironicznym “She Looks Like Fun” – piosence agresywniejszej i ostrzejszej od pozostałych. Warto także sięgnąć po spokojniejsze “Batphone” i melancholijne “The Ultracheese”, które pięknie zamyka całe wydawnictwo, zostawiając mnie w smutnym nastroju. Turner bowiem zerka na swoje życie i śpiewa o samotności.

Co jakiś czas ukazują się płyty, które znacząco dzielą słuchaczy. Jedni wychwalają, inni mieszają z błotem. “Tranquility Base Hotel & Casino” Arctic Monkeys jest przykładem właśnie takiego wydawnictwa. Nie ukrywam swojej sympatii do “AM”, ale jednocześnie z otwartymi ramionami przyjęłam tegoroczny krążek brytyjskiego zespołu. Podoba mi się to, że płyta brzmi jak pełne, skończone dzieło. Wielkim atutem albumu jest jego atmosfera – bardzo filmowa, często niepokojąca, momentami nawet psychodeliczna. Niesamowitą pracę wykonał także sam Alex Turner, który brzmi na “Tranquility Base Hotel & Casino” lepiej niż na którejkolwiek z poprzednich płyt. Bliżej mu dziś do dystyngowanego Franka Sinatry aniżeli Juliana Casablancas z The Strokes, o fascynacji którym śpiewa w jednej z piosenek. Nowe Arktyczne Małpy wymagają cierpliwości. Gdyby “Tranquility Base Hotel & Casino” powstało w latach 70., mówilibyśmy dziś o legendarnym albumie.

Warto: One Point Perspective & She Looks Like Fun &The Ultracheese

12 Replies to “#863 Arctic Monkeys “Tranquility Base Hotel & Casino” (2018)”

  1. Zgadzam się z każdym słowem. Dla mnie jest to fantastyczna płyta, niesamowicie klimatyczna. No i szacun dla Arktycznych, że nie stworzyli “AM 2.0” tylko mieli odwagę zaryzykować i pójść w zupełnie innym kierunku.
    Zapraszam na nowy wpis.
    Pozdrawiam 🙂

  2. Czytałem już różne recenzje tej płyty, mnie co prawda nie powaliła, bo jakoś nigdy nie byłem ich fanem, ale z drugiej strony dobrze, że się nie powtarzają, tylko dalej poszukują.

  3. Nigdy nie zrozumiem fenomenu tego zespołu i jakoś nie śpieszy mi się do zapoznania z tym albumem.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  4. Uwielbiam tę płytę i właściwie każdy jej moment. Ciężko mi stwierdzić, czy wolę ją niż AM – wciąż blokuje mnie myśl z tyłu głowy, że to przecież prędzej solowa wizja Alexa niż całego zespołu. Tak czy tak, wyszło to wszystko genialnie, a moi ulubieńcy pokrywają się z Twoimi 🙂
    Zapraszam do siebie,
    http://www.reckless-serenade.pl

  5. Bardzo podoba mi się ich nowa płyta. Widać, że Arctic Monkeys chce się rozwijać i tworzyć nową muzykę, inną niż z poprzednich krążków. Nic dziwnego, to już dorośli oraz poważni muzycy. Po sukcesie “AM” poprzeczka była wysoko. Bardzo dobrze, że poszli swoją drogą i nie wybrali komerchy. Zapraszam na http://holkamusic.blogspot.com Pozdrawiam!

Możliwość komentowania jest wyłączona.