#891 Kilo Kish “MOTHE” (EP) (2018)

Wasting my time with you zanuciła Kilo Kish w utworze “Melt” Cheta Fakera a ja już wiedziałam, że czas spędzony z muzyką wciąż kręcącej się po obrzeżach show biznesu wokalistki nie będzie czasem straconym. Chętnie sięgnęłam po epkę “Across”, a w 2016 roku ucieszyłam się na wieść o premierze jej debiutanckiego longplay’a “Reflections in Real Time”. I kiedy ponownie o niej ucichło, łącząca elektronikę z r&b i kobiecym hip hopem Kish postanowiła przypomnieć o sobie epką “MOTHE”.

Podejrzewam, że artystyczny pseudonim Lakishy Kimberly Robinson większości z was mówić może bardzo mało. Brak hitów na listach przebojów. Idąca za tym kompletna ignorancja ze strony kapituł przyznających muzyczne nagrody. Na szczęście Kish liczyć może na znajomych w branży, którzy chętnie angażują ją w swoje projekty. Być może trafiliście na jej wokal w utworach Gorillaz, Vince Staplesa, Childisha Gambino czy The Internet.

Już pierwsza kompozycja (“San Pedro”) udowadnia, że w muzyce Kilo Kish zaszły zmiany. I to zmiany na lepsze. Mglista produkcja, elektroniczny minimalizm i słodkie, ale zarazem mroczne wokale Amerykanki – wszystkie te elementy złożyły się na utwór, który zahipnotyzował mnie od razu. Numer zwinnie przechodzi w połamane, dynamiczniejsze “Like Honey”. Dobrą zabawę kontynuujemy w lżejszym “Void”, w którym Kilo tak prowadzi z boku swoje wokale, by wysunąć na pierwszy plan klubową melodię. I gdy myślimy, że impreza na dobre się rozkręci, artystka proponuje nam wolniejsze, ale intrygujące “Alive” będące czymś na kształt ballady z lat 80., którą ktoś postanowił odświeżyć i ubrać w elektroniczne, psychodeliczne wdzianko. Dobre to. Do ciekawszych kompozycji należy także zamykające epkę “Prayer”. Utwór jest tajemniczym, lekko niepokojącym nagraniem, które kojarzy mi się z tym, co Kylie Minogue robiła na “Impossible Princess”. Elektroniczny poemat. Z “MOTHE” nie przekonuje mnie jedynie “Elegance”, w którym nie podoba mi się zderzenie delikatnych wokali Kish z konkretnym, wyrazistym bitem. W tym przypadku bardziej mnie ten kontrast irytuje niż zachwyca.

Wydana w 2014 roku epka “Across” przedstawiała nam Kilo Kish jako wokalistkę, która dobrze odnajduje się w brzmieniach z pogranicza alternatywnego r&b i hip hopu, ale której brakuje odwagi lub chęci do większych eksperymentów. Lepiej pod tym względem wypadała płyta “Reflections in Real Time”, która była znacznie mniej piosenkowa a bardziej narracyjna i posiadająca cechy albumu koncepcyjnego. Prawie godzinne wydawnictwo było sprawdzianem nie tylko dla Kish, ale i słuchaczy. Przyjemnie sączyło się z głośników, ale chętnie zastępuję je epką “MOTHE”. Mini album jest porcją intensywnych muzycznych barw lekko przyciemnianych przez mrok tanecznego klubu. Warto oderwać się od rzeczywistości i zapaść w trans.

Warto: San Pedro & Alive

3 Replies to “#891 Kilo Kish “MOTHE” (EP) (2018)”

  1. Ech, o tym, że Kilo coś nowego wyaje też nie wiedziałem! Trochę zaległości w muzyce ostatnio miewam, ale ta EPka koniecznie musi w moich głośnikach zagościć jeszcze dziś! Bardziej elektroniczna Kish zachęca totalnie, a jak już napisałaś o nutce mroku… No, zachęcająco, nie powiem! Dodatkowo, Reflections in Real Time możesz się dziwić lub też nie, ale było moim osobistym sylwestrowym soundtrackiem!

Odpowiedz na „TomaszAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *