Wasting my time with you zanuciła Kilo Kish w utworze “Melt” Cheta Fakera a ja już wiedziałam, że czas spędzony z muzyką wciąż kręcącej się po obrzeżach show biznesu wokalistki nie będzie czasem straconym. Chętnie sięgnęłam po epkę “Across”, a w 2016 roku ucieszyłam się na wieść o premierze jej debiutanckiego longplay’a “Reflections in Real Time”. I kiedy ponownie o niej ucichło, łącząca elektronikę z r&b i kobiecym hip hopem Kish postanowiła przypomnieć o sobie epką “MOTHE”.
Podejrzewam, że artystyczny pseudonim Lakishy Kimberly Robinson większości z was mówić może bardzo mało. Brak hitów na listach przebojów. Idąca za tym kompletna ignorancja ze strony kapituł przyznających muzyczne nagrody. Na szczęście Kish liczyć może na znajomych w branży, którzy chętnie angażują ją w swoje projekty. Być może trafiliście na jej wokal w utworach Gorillaz, Vince Staplesa, Childisha Gambino czy The Internet.
Już pierwsza kompozycja (“San Pedro”) udowadnia, że w muzyce Kilo Kish zaszły zmiany. I to zmiany na lepsze. Mglista produkcja, elektroniczny minimalizm i słodkie, ale zarazem mroczne wokale Amerykanki – wszystkie te elementy złożyły się na utwór, który zahipnotyzował mnie od razu. Numer zwinnie przechodzi w połamane, dynamiczniejsze “Like Honey”. Dobrą zabawę kontynuujemy w lżejszym “Void”, w którym Kilo tak prowadzi z boku swoje wokale, by wysunąć na pierwszy plan klubową melodię. I gdy myślimy, że impreza na dobre się rozkręci, artystka proponuje nam wolniejsze, ale intrygujące “Alive” będące czymś na kształt ballady z lat 80., którą ktoś postanowił odświeżyć i ubrać w elektroniczne, psychodeliczne wdzianko. Dobre to. Do ciekawszych kompozycji należy także zamykające epkę “Prayer”. Utwór jest tajemniczym, lekko niepokojącym nagraniem, które kojarzy mi się z tym, co Kylie Minogue robiła na “Impossible Princess”. Elektroniczny poemat. Z “MOTHE” nie przekonuje mnie jedynie “Elegance”, w którym nie podoba mi się zderzenie delikatnych wokali Kish z konkretnym, wyrazistym bitem. W tym przypadku bardziej mnie ten kontrast irytuje niż zachwyca.
Wydana w 2014 roku epka “Across” przedstawiała nam Kilo Kish jako wokalistkę, która dobrze odnajduje się w brzmieniach z pogranicza alternatywnego r&b i hip hopu, ale której brakuje odwagi lub chęci do większych eksperymentów. Lepiej pod tym względem wypadała płyta “Reflections in Real Time”, która była znacznie mniej piosenkowa a bardziej narracyjna i posiadająca cechy albumu koncepcyjnego. Prawie godzinne wydawnictwo było sprawdzianem nie tylko dla Kish, ale i słuchaczy. Przyjemnie sączyło się z głośników, ale chętnie zastępuję je epką “MOTHE”. Mini album jest porcją intensywnych muzycznych barw lekko przyciemnianych przez mrok tanecznego klubu. Warto oderwać się od rzeczywistości i zapaść w trans.
Warto: San Pedro & Alive
Ech, o tym, że Kilo coś nowego wyaje też nie wiedziałem! Trochę zaległości w muzyce ostatnio miewam, ale ta EPka koniecznie musi w moich głośnikach zagościć jeszcze dziś! Bardziej elektroniczna Kish zachęca totalnie, a jak już napisałaś o nutce mroku… No, zachęcająco, nie powiem! Dodatkowo, Reflections in Real Time możesz się dziwić lub też nie, ale było moim osobistym sylwestrowym soundtrackiem!
Słucham tak utworów Kilo i mam mieszanie uczucia. Z pewnością nie jest to ten rodzaj muzyki, który lubię słuchać. Przeszkadza mi ten kontrast pomiędzy wyrazistym tłem w postaci mocnego beatu i mocnych dźwięków, a delikatnym wokalem.
Pozdrawiam!
https://songarticles.wordpress.com/
Podoba mi się brzmienie, ale jej wokal średnio do takiej muzyki pasuje. Jest za mało wyrazisty i pozbawiony bardziej charakterystycznej barwy.
Pozdrowienia i zapraszam na nowy wpis.