#909 Nick Cave and the Bad Seeds “The Boatman’s Call” (1997)

Lata 90. były złotą erą dla australijskiego zespołu Nick Cave and the Bad Seeds. Po bardzo przeciętnym rozpoczęciu (nudny album “The Good Son”) przyszła pora na wydawnictwa dobre (“Henry’s Dream”) albo zwyczajnie znakomite (“Let Love In”, “Murder Ballads”). Był to czas nie tylko artystycznych sukcesów, ale i komercyjnych wzlotów, które szybko zaczęły Cave’a uwierać*. Ale nie tylko nieoczekiwana sława sprawiła, że po premierze “The Boatman’s Call” nastąpiła kilkuletnia przerwa w działalności kapeli. Jej lider, Nick Cave, potrzebował odpocząć po miłosnych zawirowaniach. Zostawił fanów z płytą, na której otwiera się jak nigdy wcześniej.

Chciałabym cofnąć się w czasie do marca 1997 roku, czyli do chwili ukazania się tego wydawnictwa, by doznać tego samego szoku co słuchacze. Zaledwie rok wcześniej Nick Cave and the Bad Seeds wydali genialną (serio, w słowniku przy tym słowie powinien widnieć synonim “Murder Ballads”) płytę, która odznaczała się niepokojącym klimatem, teatralnym wykonaniem, bogatymi aranżacjami i tekstami, w których Cave nikogo nie oszczędzał. Obcowanie z tym krążkiem dostarcza mi za każdym razem te same intensywne doznania i emocje. Nie brakuje ich i na “The Boatman’s Call”, ale sama muzyka przeszła ogromną metamorfozę. Jest… bardzo skromnie. Minimalistycznie. Łagodnie. Ale wciąż ponuro i smutno.

Album otwiera piosenka, w której zakochałam się od pierwszych sekund. Zaaranżowane na pianino i schowaną gitarę basową “Into My Arms” po prostu wzrusza. Za każdym razem mam ochotę wznieść zapalniczkę w górę i razem z Nickiem śpiewać cały utwór. Niby jest prosty, ale ma bardzo mocny wydźwięk. Do innych numerów, które podobnie na mnie działają, należą “People Ain’t No Good”, “Where Do We Go Now But Nowhere?” oraz “Far From Me”. Pierwsza z kompozycji szybko wpada w ucho będąc piękną, powolną balladą o rozstaniu (to our love send a coffin of wood). W niespiesznym rytmie utrzymane są także przygnębiające, pozbawiające nadziei na happy end piosenki “Where Do We Go Now But Nowhere?” i podnioślejsze “Far From Me”. Adresatem słów drugiej z nich jest ponoć sama PJ Harvey, z którą Cave przez chwilę był w związku**.

“Far From Me” nie jest jedynym utworem, w którym pojawiają się aluzje do brytyjskiej ikony alternatywy. Ducha relacji z Harvey przywołują również “West Country Girl”, “Black Hair” (akordeon!) i “Green Eyes”. Świetnie brzmi pierwsza z nich – pełna napięcia, ostrzejsza, flirtująca z country kompozycja. W dwóch pozostałych więcej jest w głosie artysty prawdziwego smutku i żalu. Szczególnie w “Green Eyes”, w którym Cave sprawdza się w podwójnej roli: walczącego ze łzami wokalisty i chłodnego poety. A pozostałe numery? Trzymają poziom. Warto wyróżnić kołyszące “There Is a Kingdom”; delikatne, ujmujące “Brompton Oratory” oraz najbardziej rockowe “Idiot Prayer”, którego warstwa liryczna na chwilę przypomina o poprzednim albumie zespołu. Cave kieruje bowiem słowa utworu do zmarłej kochanki i zastanawia się, gdzie ta trafiła po śmierci (If you’re in heaven then you’ll forgive me, dear because that’s what they do up there. If you’re in hell, then what can I say you probably deserved in anyway).

Albumem “The Boatman’s Call” grupa Nick Cave and the Bad Seeds na jakiś czas pożegnała się ze słuchaczami. I zrobiła to w dobrym stylu. Wydana w 1997 roku płyta jest dziełem przemyślanym i dopracowanym, choć na jej stworzenie zespół poświęcił zaledwie trzy miesiące. To wystarczyło, by zaprezentować nam po prostu mądry materiał, pełen refleksyjnych tekstów, melancholii i melodii, na które złożyło się wiele instrumentów nie burzących spójności “The Boatman’s Call” i dyskretnie towarzyszących pianinu. Wprawdzie bliżej mi do różnorodniejszych “Murder Ballads” i “Let Love In”, ale nie sposób nie docenić serca, którego Nick Cave włożył w napisanie tego albumu. “The Boatman’s Call” jest płytą-katharsis.

Warto: Into My Arms & People Ain’t No Good & Where Do We Go Now But Nowhere

* Odrzucił nominację do nagrody MTV EMA w 1996 roku.
** I z którą na “Murder Ballads” wykonuje wspaniałe “Henry Lee”.

4 Replies to “#909 Nick Cave and the Bad Seeds “The Boatman’s Call” (1997)”

  1. Pamiętam, że po jednej z Twoich recenzji Nick’a miałem taki moment, gdzie przez kilka dni riplejowałem w kółko jego kawałki (lub ich, whatever). Recenzowanego albumu akurat nie znam, jednak powoli i w swoim tempie odkrywam twórczość australijskiego zespołu, który momentami mnie zwyczajnie zachwyca.

    Pozdrawiam!

  2. Jeden z moich ulubionych albumów od Nicka Cave’a. Przepiękny, nieco smutny, ale ma swój indywidualny klimat. Aż miło, że został wydany w rok mojego urodzenia. 😀

Odpowiedz na „bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *