TOP150: najlepsze piosenki 2018 roku (100-51)


100. MARK RONSON X MILEY CYRUS NOTHING BREAKS LIKE A HEART

This world can hurt you. It cuts you deep and leaves a scar. Things fall apart, but nothing breaks like a heart śpiewa niewesołym, choć mocnym głosem Miley w wyprodukowanym przez Ronsona numerze. Początkowo ich oferujący nowe spojrzenie na country numer mnie nie zachwycał, ale szybko go doceniłam. Jest po prostu szczery. I to najbardziej mnie w nim ujmuje.

99. KYLIE MINOGUE X JACK SAVORETTI MUSIC’S TOO SAD WITHOUT YOU

Zamykające nowy album Kylie “Music’s too Sad Without You” chwyta za serce. To piękna, nostalgiczna, romantyczna kompozycja, stworzona do wolnych tańców. Wokalistce partneruje w niej Jack Savoretti, choć chętniej słyszałabym u jej boku Bono lub Chrisa Martina (bo o Nicku Cavie nawet nie śmiałam już marzyć).

98. LORD HURON WAIT BY THE RIVER

Amerykański zespół Lord Huron dokonał w 2017 roku czegoś, co mało któremu artyście udało się wcześniej. Rozwalił mnie jedną piosenką – przerażająco smutnym “The Night We Met”. O stracie ukochanej osoby traktuje także nowy singiel formacji, “Wait by the River”. If we can’t be together, what’s the point of life śpiewa Ben Schneider w całkiem eleganckim, kołyszącym nagraniu, które jednak nie brzmi tak przygnębiająco jak moje ulubione “The Night We Met”, ale równie pięknie.

97. JANELLE MONAÉ MAKE ME FEEL

Nowy, pierwszy od 2013 roku krążek Janelle Monaé nie wywrócił mojego muzycznego życia do góry nogami tak, jakby mógł, ale zawiera mocny punkt w postaci rozrywkowego “Make Me Feel”. Świetny feeling, natychmiastowo wpadający w ucho refren, inspiracje twórczością Prince’a. Przy tym kawałku główka sama chodzi. Majstersztyk.

96. GORILLAZ FIRE FLIES

Nie ukrywam, że ciężko przechodzi się przez ich poprzedni album, “Humanz”. Mało na wspomnianym krążku elementu, który w twórczości Gorillaz podobał mi się zawsze najbardziej – Damona Albarna. Ubiegłoroczne “The Now Now” ten błąd naprawia. Najbardziej zachwyca mnie powolne, budowane przez dźwięki m.in. syntezatorów i basu “Fire Flies”, w którym lekko zmodyfikowano głos artysty, osiągając iście hipnotyzujący efekt.

95. ANDREYA TRIANA WOMAN

Brytyjska wokalistka dołącza do grona pewnych siebie, silnych kobiet, które swoją zajebistością chcą obdarzyć każdą z nas. I can rule like a queen, be a superhero, hold my head high the further I go, I know I can love myself śpiewa w tym soulowo-popowym kawałku artystka zarażając wszystkich pozytywną energią.

94. JUSTIN TIMBERLAKE FILTHY

Zaczyna się jak rockowy numer, który powstał, by angażować do wspólnej zabawy całe stadiony. Szybko jednak rozszalałe gitary przechodzą w elektroniczno-funkowy bit, udowadniając nam, iż Justin Timberlake ma ochotę pobawić się muzycznymi teksturami. Seksowne “Filthy” jest jak podróż do przyszłości. Chętnie wybiorę się tam z wokalistą.

93. TACONAFIDE TAMAGOTCHI

Piosenka przerobiona na tysiące sposobów. Piosenka, która w krótkim czasie stała się przebojem i… memem. No i piosenka, którą polubiłam od pierwszego usłyszenia, co nie zdarza się tak często. A po tym pierwszym były dziesiątki kolejnych, bo “Tamagotchi” uzależnia, będąc rozrywkowym klejnotem wspólnej płyty Filipa i Kuby.

92. SUPERORGANISM THE PRAWN SONG

Multinarodowy kolektyw jest jednym z lepszych ubiegłorocznych odkryć. Mnie przekonała do nich lekko skręcająca w stronę nowoczesnego hip hopu piosenka “The Prawn Song” o surrealistycznej stronie lirycznej. Zespół zdradza nam bowiem, iż nie pogardziłby przeobrażeniem się w… krewetkę. Skąd ten pomysł? Z wykonanego z delikatną pogardą nagrania odczuć możemy zmęczenie jego autorów dzisiejszym społeczeństwem.

91. THE WEEKND CALL OUT MY NAME

Wzbogacone dźwiękami pianina “Call Out My Name” jest tak smutnym nagraniem, że słuchaczowi z miejsca udziela się jego minorowy nastrój. Abel przepełnionym żalem głosem śpiewa o swoim związku z Seleną Gomez (wers I almost cut a piece of myself for your life odnosi się do operacji, jaką musiała przejść), winiąc byłą partnerkę za to, że nie traktowała ich związku tak poważnie, jak robił to on.

90. CHYNNA LEO SEASON

Kobieca hip hopowa scena od kilku sezonów udowadnia, że ma się dobrze. Wprawdzie rządzą Nicki Minaj z Cardi B, ale w okół nich pojawiło się kilka niezłych nazwisk. Jednym z nich jest Chynna, która monotonnym, ciemnym “Leo Season” celebruje swój znak zodiaku.

89. EZRA FURMAN NO PLACE

Przyspieszyć i zwolnić – taki pomysł na epicki, dziwaczny kabaret odbywający się pod szyldem “No Place” miał wokalista. I był to pomysł bardzo trafiony, gdyż utwór szybko został zaliczony do grona moich ulubionych momentów płyty “Transangelic Exodus”.

88. RAVYN LEANE X STEVE LACY COMPUTER LUV

Nagrany w towarzystwie znanego z kolektywu The Internet wokalisty i muzyka Stevego Lacy’ego utwór “Computer Luv” jest niespiesznym, bardzo prostym i harmonijnym dziełem. Głosy obu wykonawców ładnie się na siebie nakładają. Interesująco wypada także warstwa liryczna. Piosenka opowiada bowiem o związku przez Internet, który budzi jednak sporo obaw

87. JORJA SMITH TEENAGE FANTASY

We all want a teenage fantasy. Want it when we can’t have it. When we got it we don’t seem to want it śpiewa mocnym, zdecydowanym, choć jakby przepraszającym głosem Jorja w bujającym, refleksyjnym nagraniu “Teenage Fantasy”. Młoda Brytyjka właśnie takimi utworami zasłużyła sobie na przydomek głos pokolenia. Adresuje swe teksty do młodych, dzieląc ich problemy i codzienne troski.

86. LILY ALLEN THREE

Album “No Shame” to opus magnum w karierze brytyjskiej wokalistki Lily Allen. Artystka skupiła się w nowych tekstach na swojej rodzinie i problemach. Zaaranżowana na pianino minimalistyczna ballada “Three” nie jest wyjątkiem. Utwór napisany z perspektywy dzieci Lily (you say you love me when you walk right out the door) jest najsmutniejszym punktem krążka.

85. LITTLE MIX WASABI

Trzymam z daleka od siebie wszystkie współczesne girlsbandy, więc nie skakałam z radości, że Little Mix dopiero co wypuściły nowy krążek. Po pobieżnej lekturze tylko jedna piosenka wpadła mi w ucho. W zadziornym, rhythm’and’bluesowym, nawiązującym do brzmienia sprzed kilkunastu lat dziewczyny pokazują środkowy palec osobom, które za wszystko je krytykują. Po części więc i mnie, ale jeśli robią to w takim stylu, nie będę się gniewać.

84. ARIANA GRANDE R.E.M.

Nie powiem, Arianie Grande całkiem udała się płyta “Sweetener”. A w szczególności bazujący na podebranym samej Beyoncé demo utwór “R.E.M.”. Grande przy pomocy Pharrella Williamsa (na którego natykamy się na “Sweetener” na prawie każdym kroku) zrobiła z niego smaczną, miękką i rozmarzoną kompozycję okraszoną knowles’owym seksapilem.

83. WALLICE BABY BLUE

Amerykanka w “Baby Blue” czaruje swym głosem – dobiegającym jakby z oddali, przeszywającym na wylot, mało emocjonalnym, ale przejmująco smutnym. Zachwyca również sama forma piosenki. Mamy tu bowiem do czynienia z brzmieniem bardzo oszczędnym i surowym, nieodciągającym uwagi od wyśpiewywanych przez Wallice wersów.

82. LANA DEL REY MARINERS APARTMENT COMPLEX

Jej ostatni album “Lust For Life” niesamowicie mnie zmęczył i zawiódł. Kolejny zapowiada się lepiej, a tak przynajmniej myślę, słuchając “Mariners Apartment Complex”. Lana Del Rey nie rezygnuje z poszukiwania inspiracji w poprzednich dekadach, ale tym razem stawia na skromniejsze, zahaczające o folk i muzykę akustyczną brzmienie. To kupuję.

81. HOZIER SHRIKE

Tęskniłam za tym głosem! Hozier rzucił nam dość skromną liczbę piosenek. Najpiękniejszą nowością jest balladowe “Shrike”. Folkowe, łagodne nagranie o końcu miłości (I couldn’t utter my love when it counted) przypomina starsze dokonania Hoziera, w szczególności “In a Week”. Piosenka w ucho nie wpada, ale wracanie do niej dostarcza wielu emocji.

80. U.S. GIRLS ROSEBUD

Zabawne, czemu zwróciłam uwagę na kompozycję projektu U.S. Girls amerykańsko-kanadyjskiej wokalistki Meghan Remy. Rosebud było bowiem kodem, dzięki któremu w grze “The Sims” znacząco zwiększał się stan konta naszego Sima. Dopadła mnie nostalgia. Leciutko podbita nią jest sama piosenka formacji, będąc numerem inspirowanym m.in. disco. Piszę “m.in.”, gdyż artystka w jednym tylko kawałku potrafi przemycić nowocześniejsze elektroniczne brzmienia, gitarowe motywy i klimaty synth. I to wszystko trzyma się kupy!

79. FLORENCE + THE MACHINE BIG GOD

Niewiele dzieje się na nowej płycie Florence i Maszyn. Wyjątkiem jest “Big God” – nagranie może i o dość banalnym tekście (you keep me up at night, to my messages, you do not reply, you know I still like you the most przywodzą na myśl wyznania nastolatki XXI wieku a nie dojrzałej kobiety), ale intrygującej, surowej, filmowej melodii, na którą złożyły się takie instrumenty jak gitara basowa, smyczki czy saksofon.

78. THE 1975 I COULDN’T BE MORE IN LOVE

Nie udało mi się jeszcze zrozumieć fenomenu i zachwytów nad The 1975, ale tym jednym utworem brytyjska formacja sprawiła, iż zatrzymałam się przy niej na dłużej. W soulującej, zahaczającej o lata 80. balladzie “I Couldn’t Be More in Love” głos Matty’ego Healy’ego jest tak bardzo pozbawiony nadziei, przesiąknięty zarówno strachem jak i bólem, że aż chce się wokalistę przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

77. BRUNO MARS X CARDI B FINESSE (REMIX)

Na znaną z albumu “24k Magic” wersję “Finesse” wzruszam ramionami. Niby od początku piosenek umiała mnie rozruszać, jednak to dogranie do niej Cardi B było strzałem w dziesiątkę. A może raczej dziewięćdziesiątkę, bo łącząca new jack swing z hip hopem i r&b sporo ma w sobie z ostatniej dekady XX wieku.

76. TEYANA TAYLOR NO MANNERS

Minimalistyczne, oparte na dźwiękach skrzypiec i fortepianu “No Manners” zawiera znakomicie wykorzystane (spowolnione i znacznie zmodyfikowane) fragmenty “Love Where Are You Hiding” wokalnej grupy The Elgins. Szkoda tylko, że utwór sprawia wrażenie niedokończonego. Półtora minutowy kawałek narobił mi apetytu na całość.

75. RAY LAMONTAGNE IT’S ALWAYS BEEN YOU

Amerykański folkowy wokalista Ray LaMontagne powrócił po dwóch latach z nowym studyjnym albumem. Więcej się na nim dzieje niż na wcześniejszych wydawnictwach artysty. Mnie przede wszystkim zachwyciło powolne, rozmarzone “It’s Always Been You” o rozmytych, tęsknych wokalach artysty.

74. PJ HARVEY X HARRY ESCOTT AN ACRE OF LAND

Prosta, gitarowa piosenka jest coverem tradycyjnej brytyjskiej folkowej pieśni. I to w wersji Polly słychać, przez co słuchacz odnosi wrażenie, iż obcuje z nagraniem faktycznie stworzonym dawno temu. Warto jednak posłuchać kilka razy, gdyż za pierwszym niezbyt chwyta za serce.

73. TACONAFIDE X BEDOES 8 KOBIET REMIX

Standardowa wersja tej kompozycji wywołała u mnie jedynie lekkie wzruszenie ramion. Ot, piosenka o tym, jak to samotnie żyje się w blasku fleszy. Nagranie ożywia gościnny refren Bedoesa, który dograł się z myślą o epce “0,25mg”. Jego płaczliwy rap z początku irytował, ale dziś to najmocniejszy punkt kompozycji. Nie pozostawia obojętnym i wnosi sporo emocji.

72. MØ PURPLE LIKE THE SUMMER RAIN

Elektroniczna, zawierająca delikatne wpływy trip hopu kompozycja jest moim ulubionym momentem drugiego wydawnictwa Dunki, “Forever Neverland”. Lubię jej nastrój – to taki melancholijny utwór przywołujący atmosferę kończących się wakacji. Ech, a do nich jeszcze pół roku…

71. SMERZ BAIL ON ME

Zastanawialiście się kiedyś, jaką muzykę tworzyliby dziś niektórzy artyści, gdyby nie zawiesili działalności (lub w bardziej hardcore’owej wersji: nie zmarli)? Na przykład taki girlsband Destiny’s Child? Sensualne, rhythm’and’bluesowe “Bail on Me” duetu Smerz brzmi jak utwór który u schyłku drugiej dekady XXI wieku nagrać by mogło to legendarne trio, gdyby kontynuowało działalność.

70. DIDO HURRICANES

A już niemalże o niej zapomniałam! Brytyjska wokalistka płytami dzieli się niezwykle rzadko, ale ten rok przyniesie nam w końcu następcę wspaniałego “Girl Who Got Away”. Jeśli krążek będzie taki, jak singiel “Hurricanes”, spodziewać się możemy wielu niespodzianek. Bo kto by pomyślał, że ten cichy, niemalże folkowy wstęp kompozycji przeobrazi się w elektroniczną ucztę?

69. THE MEN MAYBE I’M CRAZY

Kompletna nowość na moim zeszłorocznym celowniku – amerykańska grupa The Men. Niby istnieją od ponad dziesięciu lat, ale popularnością dużą się nie cieszą. Maybe I’m crazy, ale uważam, że zasługują na chwilę uwagi. A nawet nie chwilkę, a na cztery minuty. Tyle trwa ich obłąkany, post-punkowy singiel “Maybe I’m Crazy”, który wzbogacają odgłosy saksofonu.

68. TOM ODELL DON’T BELONG IN HOLLYWOOD

Nowy album siedzącego przy pianinie Brytyjczyka jest najspójniejszym dziełem w jego dyskografii. Niewiele na “Jubilee Road” zwrotów akcji, więc tym bardziej cieszy obecność “Don’t Belong in Hollywood”. To teatralna, gorzka kompozycja do wspólnego odśpiewywania na koncertach.

67. SOPHIE IS IT COLD IN THE WATER

W “Is It Cold in the Water” SOPHIE buduje napięcie, łącząc przy okazji dwa, wydawałoby się, kompletnie nie pasujące do siebie światy – świdrującej, nieco irytującej elektroniki z niemalże operowymi, smutnymi wokalizami. A pojawiające się dodatkowo niższe głosy w tle kojarzyć się mogą z eksperymentalnym “The Dreaming” Kate Bush.

66. BLACK EYED PEAS X NICOLE SCHERZINGER WINGS

Od lat krążyły informacje, że to właśnie Nicole działać miała w BEP na miejscu Fergie. W końcu przekonać się możemy, jak ex-Doll sprawdza się w zestawie z chłopakami. Efekt? Bardzo pozytywny, choć nie wiem, czy zbyt mocno na moją opinię nie wpływa poczucie nostalgii. “Wings”, podobnie jak cały album “Masters of the Sun Vol. 1” celuje w klimaty ciemnego, oldskulowego hip hopu. Wisienką na torcie są stonowane, seksowne wokale Scherzinger.

65. POPPY AJUDHA WHERE DID I GO?

Kiedy wydawało mi się, że brytyjska wokalistka Poppy Ajudah będzie kolejną przedstawicielką londyńskiej sceny elektro-r&b, ona pokazała, że nowoczesne brzmienia inspirują ją mniej niż oldskul czy, w przypadku polecanego “Where Did I Go?”, coś podchodzącego pod klasykę. Soulująca kompozycja oparta jest na grze harfy, ale i tak największe wrażenie robią emocjonalne wokale Poppy.

64. SMERZ OH MY MY

“Oh My My” mogłoby być tylko kolejnym utworem opartym na ciężkim, elektronicznym bicie i mrocznej atmosferze, gdyby nie eksperymentowanie z wokalami dziewczyn tworzących duet Smerz. Catharina i Henrietta pokazują nam kilka swoich twarzy. Najczęściej są słodkie i niewinne, ale zdarza im się zobojętniałym, chłodnym głosem rzucać fuckami.

63. JESSIE WARE OVERTIME

Brytyjska artystka niesamowicie zaskoczyła swoim nowym singlem. Utwór “Overtime” niewiele ma wspólnego z jej studyjnymi płytami, które (szczególnie ostatnia) odsuwały elektronikę na korzyść szlachetnego, kobiecego popu. Piosenką Ware wraca do swych klubowych korzeni i czasów, gdy spędzała dużo czasów z SBTRKT. “Overtime” to zachęcająca do ruszenia się z miejsca, prowadzona przez głęboki, szybki bit kompozycja.

62. THE GOOD, THE BAD & THE QUEEN MERRIE LAND

Damon Albarn to człowiek, który nie lubi się nudzić. Dużo ostatnio koncertował i nagrywał z Gorillaz (dwie płyty w dwa lata), a teraz postanowił reaktywować zespół The Good, The Bad & The Queen. Zwiastunem pierwszej od jedenastu lat płyty było łączące alt rock z dream popem i delikatnym folkiem “Merrie Land”. Zostaje w pamięci.

61. ÄNGIE VENUS IN FURS

Art-rockowy, sadomasochistyczny numer wokalistka przerobiła zgodnie z duchem współczesności. Wywróciła utwór do góry nogami, podobnie jak Lou Reed leniwie śpiewając chłodnym, nieemocjonalnym głosem, ale zastępując żywe instrumenty mroczną elektroniką. Dobry cover to dla mnie taki cover, przy którym na hasło “to tylko przeróbka” otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. “Venus in Furs” brzmi jak kompozycja, którą Szwedka sama mogłaby napisać. Świetna interpretacja.

60. ZAYN SOUR DIESEL

Harry Styles nadal zostaje moim ulubionym ex-onedirectionerem, ale i Zayn Malik ma kilka asów w rękawie. O ile jednak Harry sięgnął po rockową klasykę, tak Zayn poszedł w rhythm’and’bluesowe klimaty. I nie tylko takie, o czym przekonuje jego niesamowity singiel “Sour Diesel”. Piosenka przenosi nas do przełomu lat 70. i 80., będąc kawałkiem opartym na funk-rockowej melodii. Rasowy numer.

59. DAWID PODSIADŁO LIS

Wciąż przekonuję się do nowego albumu Dawida, ale dość szybko znalazłam na nim swojego piosenkowego faworyta. Jest nim kołysząca, minimalistyczna, ale interesująca ballada “LIS”, w której przede wszystkim ujmują mnie niosące wiele emocji zmęczone wokale Podsiadło. Samo nagranie należy do najsmutniejszych w jego karierze.

58. YOUNG FATHERS IN MY VIEW

Mój ulubiony moment ostatniej płyty hip hopowego kolektywu prosto ze Szkocji jest zarazem ich najbardziej popową i najszybciej wpadającą w ucho piosenką. Stonowana, pozbawiona zarówno wokalnych, jak i aranżacyjnych szaleństw kompozycja czaruje jednak natchnionym refrenem i refleksyjnym tekstem, który wciąż stanowi dla mnie małą zagadkę.

57. ANNA CALVI INDIES OR PARADISE

Już w 2011 roku brytyjska wokalistka Anna Calvi dała się poznać jako artystka, która świetnie wypada w rockowych, jazgotliwych nagraniach. W podobne klimaty celuje “Indies or Paradise”. Piosenka naprawdę zostaje w głowie, a jej ozdobą są nerwowe szeptane fragmenty.

56. NICKI MINAJ BARBIE DREAMS

Nicki MInaj jest tak przerysowaną i karykaturalną postacią, że każda pozbawiona poważnego pierwiastka piosenka pasuje jej jak ulał. Nie inaczej jest z “Barbie Dreams”. Ta zabawna, bazująca na “Just Playing (Dreams)” The Notoriousa B.I.G.’a piosenka, w której raperka wspomina swoich kolegów po fachu nawijając o tym, co chętnie by z nimi robiła, jest najlepszym momentem albumu “Queen”.

55. COURTNEY BARNETT I’M NOT YOUR MOTHER, I’M NOT YOUR BITCH

Czasem widzę tytuł piosenki i wiem, że nie przejdę obok niej obojętnie. “I’m Not Your Mother, I’m Not Your Bitch” Barnett jest utworem konkretnym. Bardzo krótkim, intensywnym, garażowym, noszącym znamiona punka. Artystka brzmi dziko, cynicznie i agresywnie. Tego się spodziewałam, tego po takim numerze oczekiwałam.

54. SABRINA CLAUDIO MESSAGES FROM HER

Oszczędne, gitarowe brzmienie towarzyszy niepewnej, nieco nawet przestraszonej wokalistce, która otwiera się przed nami bardziej, niż w pozostałych piosenkach. Mimo młodego wieku dojrzale patrzy na swoje życie i przyznaje, że zgubiła po drodze część siebie. Niby mamy do czynienia z niezwykle osobistym tekstem, ale z drugiej strony sądzę, że niejeden słuchacz może pomyśleć sobie: znam to uczucie.

53. BALTHAZAR ENTERTAINMENT

Po wydaniu “Thin Walls” belgijska grupa zrobiła sobie chwilę przerwy, którą Jinte Deprez i Maarten Devoldere wykorzystali na solowe projekty (kolejno: J. Bernardt i Warhaus). Balthazar powracają jednak w świetnym stylu. “Entertainment” czaruje instrumentarium oraz nonszalanckimi wokalami obu liderów formacji.

52. MGMT WHEN YOU’RE SMALL

Kawałek jest powolną, elektroniczno-soft rockową balladą o zmaganiu się z depresją. Ponure, pozbawione życia wokale Andrew VanWyngardena autentycznie wzruszają. “When You’re Small” jak na MGMT jest nietypowym numerem, ale bardzo udanym.

51. AGAINST ALL LOGIC CITYFADE

Wbrew wszelkiej logice amerykański producent Nicolas Jaar postanowił wydać album jako Against All Logic. Od razu zauroczyło mnie nagranie “Cityfade”, w którym zmodyfikowany, kobiecy głos śpiewa po niemiecku (tak, ten język potrafi być uroczy, ta piosenka to najlepszy przykład) na tle eklektycznej melodii, w której moją uwagę za każdym razem najbardziej przyciąga pianino. Ale te wplecione wozy policyjne też są niezłe.

4 Replies to “TOP150: najlepsze piosenki 2018 roku (100-51)”

  1. Nothing breaks like a heart, Make me feel, Filthy, Tamagotchi, Call out my name, Teenage fantasy, Three, Wasabi, Finesse, Wings, Sour diesel, Messages from her znalazły się także w moim zestawieniu.
    Z pozostałych lubię:
    ładne, bardzo lekkie i delikatne LIS
    ciekawe, taneczne(!) OVERTIME
    dużo lepsze niż oryginalne 8KOBIET (refren jest rewelacyjny)
    emocjonalne i minimalistyczne NO MANNERS
    bardzo dobre STRIKE
    intrygujące, stylowe COMPUTER LUV

    http://scarlett95songs.blogspot.com/

  2. Tu znalazło się więcej kawałków, które mi się podobają. “Nothing Breaks Like Heart”, “Music’s Too Sad Without You”, “Big God”… Całkiem niezłe są też “Wings”, “Hurricanes” i “Mo Manners” (szkoda tylko, że takie krótkie). Jestem rozczarowana tak niską pozycją “Tamagotchi”, po Twoim zachwycie obstawiałam pierwszą dwudziestkę. 😛
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  3. #99 – jedyna dobra piosenka Kylie na tej płycie-porażce
    #97 – uwielbiam to nawiązanie do piosenek Prince’a, chociaż cały “Dirty Computer” nie jest już tak fajnie “dirty” 😉
    #95 – <3
    #91 – zaskoczył mnie w tym roku The Weeknd pewnym powrotem do takich dramatycznych brzmień
    #79 – kolejna dobra piosenka na niekoniecznie dobrym albumie
    #77 – pamiętam ten hype, który się pojawił wraz z tym remixem, bo oryginalna wersja albumowa też mnie jakoś nie zainteresowała
    #70 – bardzo mnie cieszy powrót Dido oraz fakt, że jej album produkował jej brat Rollo, kiedyś jedna trzecia Faithless, bo na takie właśnie brzmienia, jak ten syntezatorowy fragment w środku piosenki, to ja bardzo czekam 🙂
    #63 – przyjemne lata 90-te, chętnie posłucham całej płyty w podobnych klimatach 🙂

Odpowiedz na „SzafiraAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *