Relacja z koncertu Taco Hemingway’a i Dawida Podsiadło

Jeden jest raperem, który za pomocą internetu i tekstów trafnie opisujących dzisiejsze (młode) społeczeństwo momentalnie zdobył ogromną popularność. Drugi jest wokalistą, którego kariera zaczęła się w talent show. Taco Hemingway i Dawid Podsiadło połączyli siły, by dorównać takim sławom jak Coldplay, Depeche Mode czy The Rolling Stones. Zrobili coś, czego następna polska gwiazda prędko nie powtórzy – wyprzedali w mgnieniu oka Stadion Narodowy i dali show, którego długo nie zapomnimy.

Sporo różnic można wyłapać między dwoma artystami, ale łączy ich niebywała popularność, konsekwentne podążanie własną drogą i narzekanie w tekstach utworów na sławę. Bez uwielbienia słuchaczy nie stanęliby jednak na scenie największej koncertowej areny w Polsce. A chętnych by ich zobaczyć było około 60 tysięcy. Mi udało się dorwać bilet na górną trybunę naprzeciwko estrady.

Nie będę ukrywać – z tego duetu to postać Taco Hemingway’a jest mi bliższa. Skromny i wciąż stremowany raper zasypuje nas utworami, w których wybiera się na spacer ulicami nocnej Warszawy, podglądając życie jej bohaterów. Często też rapuje o sobie, swoim zagubieniu, nieradzeniu sobie ze sławą. Jest w tym szczerość i spora doza niepewności. I chociaż jego doświadczenie nie zawsze pokrywa się z moim, słuchając go odnoszę wrażenie, że ktoś na głos wypowiada moje myśli.

Koncert Hemingway’a dopracowany był w najdrobniejszych szczegółach. Szczególnie zachwycały efekty wizualne, które towarzyszyły kolejnym kompozycjom. Krótko mówiąc – było światowo. Czasem otrzymaliśmy w tle klipy, innym razem obrazkowe pocztówki ze stolicy. Bo i Warszawie Taco dedykował ten występ, wykonując w dużej mierze kompozycje z ostatniej płyty, “Pocztówka z WWA, lato ’19”. Usłyszeliśmy więc m.in. “Człowieka z dziurą zamiast krtani”, “Kabriolety”, “WWA VHS” i “Sanatorium”, podczas którego na scenie dołączyła do rapera Rosalie. Polska wokalistka nie była jedynym gościem Hemingway’a. Znajomych artysty przewinęło się tego wieczoru sporo. Na ogromnej scenie wsparli go m.in. Pezet, Otsochodzi, RAS a także dawno niewidziany Quebonafide, który przypomniał o projekcie Taconafide. Piosenek (rewelacyjne “8 kobiet”, “Kryptowaluty”, “Art-B”) z tego etapu kariery Taco zabraknąć nie mogło, kiedy ich “Soma 0,5 mg” chwilę wcześniej pokryła się diamentem. Inne zaskoczenia? Ucieszyła mnie obecność skłaniających do refleksji, nieskocznych numerów “Tlen” i “2031”. Miło było też przypomnieć sobie “Szlugi i kalafiory” czy pobujać się w rytm “Wiatru”. Pięknie wybrzmiała elegantsza, niemalże orkiestrowa edycja “6 zer”.

O ile Taco chwilami wydawał się onieśmielony rangą wydarzenia, tak Dawid Podsiadło sprawiał wrażenie, jakby koncert na PGE Narodowym był dla niego chlebem powszednim. Przywiózł ze sobą cały zespół, który pomógł mu wydobyć potencjał takich kompozycji jak “Pastempomat”, “Trofea”, “Najnowszy klip” czy monumentalnego “Nie ma fal”. Sam też sięgał po instrumenty, szczególnie wzruszając grą na pianinie w utworze “Nie kłami”. Serce też szybciej zabiło przy “Nieznajomym”, podczas którego cały stadion zabłysnął światłami latarek. Prawdziwy szał wywołało jednak nagranie “Początek”, które u boku Dawida wykonali jego znajomi z Męskiego Grania – Kortez (klawisze) i Krzysztof Zalewski (gitara). Gdyby podczas prezentowania coveru “Co mi panie dasz” Bajmu na scenie pojawiła się Beata Kozidrak, publiczność długo nie wyszłaby z szoku. Jakie inne niespodzianki przygotował Podsiadło? Wykorzystał krótką przerwę, by zaapelować o zaangażowanie się w ochronę środowiska, udowadniając, że widzi coś więcej poza czubek własnego nosa. Krótki filmik z jego przemową był udanym i zarazem skłaniającym do przemyśleń wstępem do zaskakujących, akustycznych odsłon “Matyldy” i “Trójkątów i kwadratów”. Te aranżacje ze środku lasu nie pojawiły się przypadkowo – były zapowiedzią przyszłej trasy koncertowej artysty.

Wszystko co wcześniej widzieliśmy przebiła jednak końcówka wydarzenia. Swoiste grande finale. Na scenie ping pongowy pojedynek stoczyli Taco i Dawid, a z tyłu płyty w tłum poleciały ogromne balony. Który z nich wygrał, ocenić może tylko publiczność, ale ich wspólne wykonanie kompozycji “W piątki leżę w wannie” zadowoliło fanów każdego z nich. Jeszcze więcej ognia wywołało “Tamagotchi”. Refren tego hitu śpiewał w sobotę chyba każdy, a Taco i Dawid tylko przypieczętowali swoje miejsce na szczycie polskiego muzycznego biznesu.

2 Replies to “Relacja z koncertu Taco Hemingway’a i Dawida Podsiadło”

  1. To brzmi jak relacja z najbardziej spektakularnego show w historii. Nie wiem, czy po takim występie ktoś mógłby wyjść niezadowolony z Narodowego. 😀
    Pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „TomaszAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *