#1022 Camila Cabello “Romance” (2019)

Kubańska wokalistka Camila Cabello miała sporo szczęścia, którego pozazdrościć mogą jej inni wykonawcy chcący wyrwać się ze szponów zespołów, w których zaczynali karierę. Dziś artystka funkcjonuje samodzielnie i chyba nikt w jej kontekście nie przywołuje już nazwy girlsbandu, w którym zaczynała muzyczną karierę. Ja także tego robić nie będę, bo lepiej Cabello definiuje to, co znajdujemy na jej solowych wydawnictwach.

Artystka miała świetny start. Jej singiel “Havana” odbił się szerokim echem po całym świecie, a dla mnie – osoby niemiłosiernie zmęczonej mało odkrywczym, powielającym patenty latino popem – był jak powiew świeżego powietrza. Postanowiłam zaufać debiutanckiemu krążkowi Cabello, zatytułowanemu po prostu “Camila”. Nie jest to wydawnictwo przełomowe, ale jak na ostatnie popowe standardy trzymające się całkiem nieźle. Jego następca, wydany bez zbędnej zwłoki album “Romance”, także może się podobać.

“Romance” rozpoczyna się w przeciętnym stylu. Wybuchające, przekrzyczane w refrenie “Shameless”, niesione elektropopową produkcją, nieco męczy. Przyjemniej obcuje się z porcją gitarowego popu postaci “Living Proof” (nie mogę jednak wyzbyć się wrażenia, iż numer ten dla Cabello napisała Taylor Swift) czy lekko tylko muśniętego hiszpańskim słońcem “Should’ve Said It”, które dodatkowo kojarzy mi się z kompozycjami z początku XXI wieku. Latynoskie korzenie artystki jeszcze lepiej podkreśla przebój tegorocznego lata – zmysłowe, słodkie “Señorita”. Dziwnie pasuje tam Kanadyjczyk Shawn Mendes, ale urok Camilii starcza za dwójkę.

Moim nowym guilty pleasure stał się utwór “Liar”, w którym Kubanka próbuje swoich sił w dancehallowym popie sampluje… najtisowy parkietowy przebój “All That She Wants” grupy Ace of Base. Rywalizację o miano najlepszego momentu “Romance” wygrywa jednak reggaetone’owo-popowe “My Oh My”. Jeśli któraś z nowych piosenek wokalistki miała ubiegać się o miano siostry słynnej “Havany” z 2017 roku, to byłaby nią właśnie ta. Siostra ta jest jednak bezwstydna (he’s only here for one thing but – so am I) i jeszcze gorętsza. Do gustu przypadły mi także minimalistyczne, zahaczające o ambientowe klimaty “Used to This” oraz wzruszająca, kierowana do ojca fortepianowa ballada “First Man”. Słabe kawałki? “Romance” takich nam nie proponuje, choć spokojniejsza końcówka wydawnictwa (m.in. “Dream of You”, vintage’owe “This Love”, “Easy”) lekko usypia.

Często ze współczesnymi popowymi płytami mam tak, że włączę je, zacznę słuchać, przy trzeciej piosence sięgnę po proszek przeciwbólowy, przy ósmej zapragnę stracić słuch, a po ostatnim takcie odetchnę z ulgą, że moja męka dobiegła końca. I chociaż “Romance” z początku wiele nie obiecywało, nie zaliczam czasu spędzonego z tym krążkiem do straconego. Ciężko mówić o jakimś wielkim skoku wykonanym przez Camilę Cabello, bo raptem chwilę temu ukazał się jej solowy debiut, ale dostrzegam małe kroczki naprzód stawiane przez Kubankę. Zarówno jeśli chodzi o pomysły na kompozycje, jak i wokalne popisy.

Warto: My Oh My & Used to This

4 Replies to “#1022 Camila Cabello “Romance” (2019)”

  1. Czy mi się wydają czy jeszcze bardziej polubiłas Camile. A pamiętam jak rok temu mówiłaś że nic od niej nie będziesz słuchać hahah

  2. “Shameless” mi się podobało, ale płyty jeszcze do końca nie dosłuchałem. Kilka dźwięków mnie zainteresowało, ale ogólnie raczej przeciętny album. Co nie znaczy, że “Senority” sobie nie nucę 😉

Odpowiedz na „BartekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *