#1115 Katy Perry “Smile” (2020)

Katy Perry za sprawą swojego dowcipnego podejścia do muzyki pop (dość wspomnieć tu takie kawałki jak “I Kissed a Girl”, “Waking Up in Vegas” czy “Last Friday Night (T.G.I.F)”) od przeszło dekady jawiła mi się jako jedna z najbarwniejszych i najzabawniejszych kobiecych postaci na mainstreamowej scenie. Dziwnie więc patrzy się na okładkę jej piątego studyjnego albumu – niby “Smile”, ale przebranej za klauna Perry daleko do uśmiechu.

Bo i w życiu wokalistki nie było za wesoło przez ostatnie lata. Miłosny zawód, złe samopoczucie, a do tego klapa albumu “Witness”, z którego Amerykanka była tak dumna – w krótkim czasie spadło na nią wiele nieszczęść. Co więcej każda próba przypomnienia o sobie z nowym singlem kończyła się fiaskiem. Nic więc dziwnego, że na “Smile” poczekać musieliśmy dłużej, niż sama Katy zakładała. Te zawahanie słychać na krążku, ale on sam wypada naprawdę przyzwoicie.

“Smile” w niemałej części jest płytą z serii tańczymy ze łzami w oczach. Takie kompozycje jak “Never Really Over”, “Cry About It Later”, “Teary Eyes” czy “Champagne Problems” zdają się być zapraszającymi do pląsów nagraniami, które powstały podczas największego miłosnego zamieszania w życiu artystki. Z tej czwórki najlepsze wrażenie zrobiła na mnie piosenka “Cry About It Later”, która ma w sobie sporo lekkości, a pojawiająca się w końcówce gitara elektryczna jest takim samym smaczkiem jak pamiętny saksofon w “Last Friday Night (T.G.I.F)”. Po roku cieplej zerkam na popowe “Nothing Really Over”, którego rozpędzony refren jest całkiem sympatyczny. Nieźle prezentuje się też disco-pop postaci “Champagne Problems”. Jedynie flirtujące z housem “Teary Eyes” brzmi dość niemrawo.

Do moich ulubionych momentów “Smile” należą utwory, w których Perry próbuje swoich sił w rhythm’and’bluesowo-trapowych rytmach. Chillujące, lipcowe “Harleys in Hawaii” zasługiwało na bycie jednym z hitów tych leniwych wakacji. “Not the End of the World” celuje za to w poważniejszą nutę, zachęcając do tego, by nigdy nie tracić nadziei. Warto zerknąć także na naturalne “Resilient” (lepiej wypada tu jednak aranżacja aniżeli wokale Amerykanki), przekładające gospel na popowy język “Only Love” oraz popowo-folkową balladę “What Makes a Woman”. Niezbyt odnajduję się w momentami dość agresywnym “Daisies” oraz – jak na standardy tego albumu – głośnym “Smile”. Dance popowe “Tucked” kilka razy musiało przelecieć mi obok uszu, bym w końcu zauważyła jego obecność.

Nie śledzę prywatnego życia Katy Perry więc i wszelkie ploteczki do mnie nie docierały. Artystka jest jedną z tych wokalistek, o których więcej mówią same teksty piosenek. Te na “Smile” są dość proste i klarowne, nie wymagające wyszukanych interpretacji. To po prostu album o wychodzeniu z najciemniejszych chwil i rozpoczynaniu wszystkiego od nowa. Wzbogacony w nieprzekombinowane i nieskomputeryzowane wokale i melodie, które brzmią nieco przestarzale. Tak jakby sama płyta trafić do nas miała dwa lata temu. nie ma tu hitów na miarę wielu starszych kompozycji Katy, ale jest kawał łatwego w odbiorze popu, który ktoś wyłączy w połowie, a inny zatrzyma dla siebie kilka piosenek.

Warto: Cry About It Later & Harleys in Hawaii

____________

One of the Boys ♥ Teenage DreamPrism Witness

3 Replies to “#1115 Katy Perry “Smile” (2020)”

  1. Nie mam żadnych specjalnych odczuć w stosunku do tej płyty. Natomiast fajne jest to, że po przesłuchaniu zaznaczyłem sobie dwie piosenki na później. Dokładnie te same, które wymieniłaś na końcu 🙂 I to w sumie dobre podsumowanie, bo całość jest łatwa w odbiorze i równie łatwo “zapominalna” 😉

  2. Nie przepadam za Katy na tyle, by sięgnąć po całość. Pojedyncze kawałki lubię, nie przeszkadzają mi, ale sama takiego “Last Friday Night” raczej nie włączam.
    Zapraszam na nowy wpis 🙂

Odpowiedz na „SzafiraAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *