Kiedy sześć lat temu młodziutka Meghan Trainor zawojowała świat przebojowym, śmiałym singlem “All About That Bass”, w którym nawoływała do akceptowania siebie, chyba każdy myślał, że jesteśmy świadkami narodzin nowej pop gwiazdy. Z tego piedestału wokalistka spadła jednak bardzo szybko. Dziś przypomnieć o sobie próbuje świąteczną płytą.
“A Very Trainor Christmas”, co wielu słuchaczy może zaskoczyć, nie jest jedynym albumem, jaki Amerykanka wydała w tym roku. Kilka miesięcy wcześniej po wielu perturbacjach ukazał się jej trzeci krążek zatytułowany “Treat Myself”. Utrzymanej w typowym dla Meghan słodko-popowym tonie płycie nie pomogły nawet kolaboracje z Nicki Minaj i powracającymi The Pussycat Dolls. Szybko więc Trainor skupiła się na świątecznym projekcie.
Artystka jest autorką wszystkich swoich kompozycji, więc nie powinien dziwić fakt, że i na “A Very Trainor Christmas” podrzuciła kilka autorskich kawałków. I, szczerze mówiąc, podobać się mogą bardziej od coverów. Listę oryginalnych utworów otwiera popowo-doo wopowe “My Kind of Present” będące przyjemną i lekko vintage’ową piosenką o romantycznym wydźwięku. Bardziej zaskakuje “I Believe in Santa”. Dziwaczny wstęp można sobie odpuścić, bo nijak nie pasuje do szybkiego, nowoczesnego bitu flirtującego z hip hopem i r&b. To taki numer, który widziałabym na świątecznej płycie Destiny’s Child. Ciekawszą (i przy okazji moją ulubioną) autorską kompozycją jest “Christmas Party”, która charakteryzuje się nietypowym, tradycyjnym instrumentarium. Cieszy i przebojowe, funkujące “Holiday” z zespołem Earth, Wind & Fire w roli gościa. Pewien niedosyt zostawiają zaś po sobie słoneczne “Naughty List” oraz wypstrykane palcami “Christmas Got Me Blue”.
Z coverów najbardziej do gustu przypadła mi nieco spowolniona i elegantsza wersja “My Only Wish” z repertuaru… Britney Spears. Przyznam, iż zdarza mi się w grudniu zapominać o tej piosence, ale sądzę, że jeszcze kilka lat i doczeka się łatki kultowej. Ładnie także wypadają akustyczne “Winter Wonderland”; pełne świątecznych odgłosów “Sleight Ride” (gdy ktoś ma tak uroczy głos jak Trainor, nie da się zepsuć tego nagrania) oraz klasyczne “Have Yourself a Merry Little Christmas”, w którym to Meghan wydaje się być bardzo skupiona na wykonaniu. Swoim głosem Amerykanka chwali się także w oszczędnym “Silent Night”. Na drugim biegunie lądują “White Christmas”, “Last Christmas” i “It’s Beginning To Look A Lot Like Christmas”. W pierwszej piosence Trainor wręcz pożerana jest przez towarzyszącego jej Setha MacFarlane’a. Dość dodać, iż za pierwszym razem przeszłam lekki zawał myśląc, iż Meghan dograła się do samego Elvisa. “Last Christmas” w wersji wokalistki brzmi plastikowo i pusto. Zresztą Boże Narodzenie w 2020 roku to nie najlepszy czas na śpiewanie tego utworu*. “It’s Beginning To Look A Lot Like Christmas” należy do tych świątecznych klasyków, które obdarzam największą sympatią. Przeróbka Trainor ma w sobie niewiele tej samej magii, która pojawiała się wraz z interpretacjami Michaela Buble’a czy Binga Crosby’ego.
Po wysłuchaniu dość pokaźnego zbioru piosenek, jaki Meghan Trainor przygotowała z myślą o swoim świątecznym albumie “A Very Trainor Christmas”, na usta aż ciśnie się zdanie, iż artystka chciała zadowolić wielu słuchaczy. Podczas niecałej godziny dostajemy bowiem klasyczne aranżacje najpopularniejszych christmasowych kompozycji, kilka popowych produkcji skrojonych pod playlisty centrów handlowych, parę mocniejszych, mniej typowych numerów. Dzieje się sporo. Ogrom wrażeń nie przygniótł jednak głównej bohaterki, która w większości utworów wypada naprawdę miło i fajnie. I słodko. Aż do przesady. Więc jeśli wciąż nie przetrawiliście “All About That Bass” czy “Like I’m Gonna Lose You”, polecam trzymać się od świątecznej Meghan z daleka.
Warto: Christmas Party & My Only Wish
* co jeśli nie powinniśmy go śpiewać w 2019?
________________
pod playlisty centrów handlowych.. Dokładnie xd