#1156 The Weeknd “After Hours” (2020)

Najbardziej zwariowany rok, jaki przyszło mi przeżyć, dobiega już końca i w jego ścisłej końcówce wręcz wypada wspomnieć o płycie, która w mijających dwunastu miesiącach narobiła sporo szumu. Kanadyjski wokalista The Weeknd, który od początku kariery prezentuje nam chłodne, elektroniczne r&b, albumem “After Hours” tylko umocnił swą pozycję w panteonie najsławniejszych męskich wokali ostatniej dekady. Do jego pierwszego od niemalże czterech lat wydawnictwa wracam po kilku miesiącach.

Abel Tesfaye w ostatnich latach często zastanawiać się musiał, w którą stronę właściwie chce iść. Czy tych mroczniejszych klimatów znanych z “Kiss Land” i “Trilogy” odgrywających znaczącą rolę w rozwoju popularnego w okolicach 2013 i 2014 roku gatunku PBR&B? Czy może bardziej mainstreamowych dźwięków i refrenów gotowych na błąkanie nam się po głowie godzinami, którymi wypełnione były “Beauty Behind the Madness” i “Starboy”? Sporo namieszała też epka “My Dear Melancholy” z 2018 roku, którą The Weeknd zrobił ukłon w stronę starych wielbicieli. On tymczasem stwierdził, że pora na coś nowego. Przeniósł się do lat 80. i poromansował z synthpopem oraz new wave. Co tu mogło się nie udać?

“After Hours” to dla mnie “Blinding Lights” i… długo, długo nic. Serio. To nie tylko jeden z najjaśniejszych punktów dyskografii The Weeknd, ale i jedna z najskuteczniej bujających piosenek ostatnich lat. Natychmiastowo wpada w ucho, przynosząc nam kapitalną porcję muśniętych ejtisową, synthpopową stylistyką dźwięków. Pozostałe kompozycje z nowego krążka Kanadyjczyka tylko mogą patrzeć z zazdrością, jak męczę przy niej przycisk replay.

Do grona numerów, które na dłużej przyciągnęły moją uwagę, należą także “Too Late”, “Snowchild”, “Heartless” i “Until I Bleed Out”. Pierwszy z utworów zaskakuje swymi cięższymi, zahaczającymi o dubstep inspiracjami. Nostalgiczne “Snowchild” poruszyło mnie przedstawioną w piosence historią. Abel pochyla się bowiem nad swoją przeszłością i niezbyt optymistycznymi wspomnieniami z momentu, gdy jego gwiazda zaczynała świecić większym blaskiem. Rhythm’and’bluesowo-trapowe “Heartless”, którego słowa artysta kieruje do kobiet swojego życia (czyżby pozostałość po epce “My Dear Melancholy”?), przyciąga mocniejszymi, nieco nawet podszytymi rozdrażnieniem wokalami. Ostatni kawałek (notabene wieńczący “After Hours”), pościelowe, kosmiczne “Until I Bleed Out”, uderza w słuchacza całą paletą emocji.

Pozostałym nagraniom ciężko jest na dłużej zatrzymać mnie przy sobie. Wiele z nich (m.in. “Faith”, “Hardest to Love” czy “Escape From LA”) zaczyna mnie nawet w połowie męczyć, a wytypowane na jeden z singli, przywołujące disco-funkowe klimaty “In Your Eyes”, wywołuje lekką irytację. Coś w tej piosence jest taniego i nieautentycznego.

Zazwyczaj o tak dużych i znaczących premierach jak “After Hours” The Weeknd staram się zdawać wam relację na bieżąco, ale tym razem trafiłam na wydawnictwo, które mnie pokonało i dało nieźle w kość. Trudno było mi uwierzyć, że po naprawdę świetnych zapowiedziach Kanadyjczyk wypuścił album, przez który tak ciężko będzie mi przebrnąć. Wróciłam po kilku miesiącach, i chociaż patrzę na te kompozycje cieplej, nadal nie dostrzegam ich geniuszu. Bardziej nawet podobają mi się teksty piosenek od samych ich aranżacji. Najsłabiej wypada tu jednak sam obolały i zmęczony wszystkim The Weeknd, którego wysoki, anemiczny śpiew jak pięść do oka pasuje mi do żywszych, podszytych tanecznym bitem melodii. Poturbowany Abel na okładce “After Hours” jest mi jednak bliski – dokładnie tak samo czuję się po kontakcie z jego nowym krążkiem. Tylko tego uśmiechu brakuje.

Warto: Blinding Lights & Heartless

2 Replies to “#1156 The Weeknd “After Hours” (2020)”

  1. Miałam podobne odczucia słuchając albumu. Oprócz “Blinding Lights” potrafiłabym jeszcze zanucić “Save Your Tears”, reszta nie zostaje w pamięci. Męczący album.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  2. Pamiętam swoje próby dotrwania do końca tego albumu i też poległem. Z drugiej strony, “sprzedać” płytę w oparciu o jedną piosenkę to w dzisiejszych czasach wielka sztuka, więc jestem rozdarty. “Blinding Lights” lubię cały czas, ale co z tego. Mogło wyjść na singlu 😉

    Wszystkiego dobrego i zapraszam do siebie na mały podsumowujący wpis 🙂

Odpowiedz na „BartekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *