#1203 Olivia Rodrigo “SOUR” (2021)

Ani zniewalający głos, ani wielka osobowość. Popularność znanej z produkcji Disney’a osiemnastoletniej Olivii Rodrigo wybuchła nagle, bo nic nie zapowiadało, by jej debiutancki singiel “Drivers Licence” mógł cokolwiek zwojować. Tymczasem wokalistka wybiła się na fali naszego ubiegłorocznego zauroczenia wyciszoną Taylor Swift i intrygującą Phoebe Bridgers. Swoje pięć minut Olivia próbuje przedłużyć za sprawą debiutanckiej płyty.

Przyznam szczerze, że obstawiałam początkowo, iż nastolatka jest kolejną sezonową gwiazdką, którą postanowiła wypromować ekipa z jakiejś komercyjnej wytwórni. Tymczasem Olivia nie przyszła na gotowe – sama usiadła do pisania tekstów, a produkcyjną stroną jej utworów zajął się Dan Nigro, który pracował wcześniej z takimi wykonawcami jak Sky Ferreira, Zella Day i Empress Of. Razem stworzyli album “SOUR”, który bazuje na brzmieniach, jakie w popie znów podobają nam się najbardziej. Komputery zepchnięte zostały więc w kąt, bo króluje ponownie naturalność.

Piosenka, którą Rodrigo wybrała na openera swojej płyty, ogromnie zaskakuje. Byłaby to zagrywka godna Hitchcocka, gdyby kolejne kompozycje tylko to napięcie potęgowały i sprawiały, iż skala początkowego trzęsienia ziemi szła do góry. Za to początkowe zamieszanie odpowiedzialne jest agresywne, punk rockowe “Brutal”, w którym Olivia skarży się, że jej okres dorastania nie jest tak piękny, jak oczekiwała (They say these are the golden years/But I wish I could disappear). To piosenka, z którą utożsamiać się może każdy nastolatek. To także utwór, które nakreśla nam tematykę “SOUR” – Rodrigo kieruje wszak swoje kompozycje do pokolenia urodzonego w nowym tysiącleciu. Nie trzeba jednak cofać się do liceum by zrozumieć jej teksty, w których króluje nieszczęśliwa miłość.

Swoją ostrzejszą stronę wokalistki pokazuje jeszcze dwukrotnie. Pop punkowe “Good 4 U” pełne jest tej złości, która niegdyś wywindowała na szczyt Avril Lavigne. Sama piosenka ma w sobie sporo 00’s sznytu. Rock w alternatywnym wydaniu otrzymujemy w szczerym (Comparison is killing me slowly/I think I think too much/’Bout kids who don’t know me/And I’m so sick of myself), świetnym “Jealousy, Jealousy”. Pozostałe nagrania to Olivia czerpiąca z melancholijnego, smutnego popu spod znaku Lorde (“Hope Ur Ok”; “Deja Vu” z głośniejszymi wstawkami; emocjonalne “Traitor”), czy pop-folku inspirowanego Taylor Swift (“1 Step Forward, 3 Steps Back” bazujące zresztą na jednej z piosenek amerykańskiej artystki; “Enough For You”; “Favorite Crime”). Lepiej wypada elegancka, smyczkowa ballada “Happier”, w której Rodrigo życzy wszystkiego dobrego swojemu byłemu chłopakowi i jego nowej miłości. Mieszane uczucia wciąż budzi we mnie przebój “Drivers License”, który serca mi nie łamie (mimo wersów pokroju God I’m so blue, know we’re through/But I still fuckin’ love you), ale zwraca uwagę połączeniem nastrojowego, filmowego dream-indie popu. Przy tej piosence naprawdę chce się ruszyć na nocną przejażdżkę.

Mam obsesję na punkcie popu i popowych gwiazd. Z różnych inspiracji zrobiłam coś, co mi się podoba – mówi w wywiadach Olivia Rodrigo, a mi ciężko z jej słowami się nie zgodzić, bo “SOUR” faktycznie brzmi jak składanka brzmień, które dobrze już znamy w wykonaniu artystów o dłuższym stażu. I to jest w sumie największy zarzut, jaki postawić można debiutanckiemu krążkowi Amerykanki. Łatwiej poznać ją za sprawą tekstów piosenek, które są proste, ale dające do myślenia. Może trochę i naiwne, ale trzeba to Olivii wybaczyć – wszak ma dopiero osiemnaście lat. Ciężko stwierdzić, czy będzie z tego wielka kariera, ale myślę, iż jej piosenki dla niejednego dzieciaka będą niczym dobra terapia.

Warto: Brutal & Jealousy, Jealousy & Happier

4 Replies to “#1203 Olivia Rodrigo “SOUR” (2021)”

  1. “Brutal” spodobał mi się przelotnie 😉 Potem trochę poskakałem po piosenkach. Mam wrażenie, że to bardzo niekonsekwentna płyta, ale kto wie, co się w dzisiejszych czasach komu spodoba. Nie przekreślam jej, ale z braku czasu, po prostu wybieram inne albumy.

  2. Hmmm.. no, powiem Ci, że zaciekawiła mnie twoja recka. Jakiś rockowych brzmień to ja się po niej w ogóle nie spodziewałam. Nawet jak w stylu Avril. xd Przesłucham zachęcona twoim opisem, ale również jak ty, nie rozumiem jej popularności. Ani to jakiś wielki talent, ani nic z tych rzeczy. Ale, kto tam wie, co się ludziom spodoba. Mi pierwsze płyty Taylor w ogóle się nie podobały. Miałam identyczną sytuację jak z tamtą. Ale te ostatnie pięć są super i od tamtej słucham ją już częściej, więc może skoro inspiruje się lekko Taylor, znajdzie jakiś swój autorski styl, którym się wybije? Choćby to miało być za sześć lat? Hmmm… Kto tam wie. Nie zmienia to faktu, jednak, że jej po prostu nie trawię. :<

  3. Miałam podobne odczucia słuchając tego albumu. Niby inspiracje Taylor Swift i Lorde są ok, ale nie aż tak. No i miałam też wrażenie, że jestem na niego za stara. 😉 Gdybym miała wskazać jeden utwór, który najbardziej mi się podoba to byłoby to “Deja vu”.

  4. A dla mnie to przede wszystkim ciekawa barwa. Niby prosta, ale bardzo do mnie trafia. Płyta trochę sinusoidalna pod względem jakości, lecz znajdą się tu kawałki warte uwagi (dwa pierwsze single + “1 step forward, 3 steps back”, “Happier”). Mogło być jeszcze lepiej, jednak nie narzekam, bo to zawsze ktoś nowy do śledzenia. 🙂

Odpowiedz na „BartekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *