RECENZJA: Lana Del Rey “Blue Banisters” (2021) (#1250)

Amerykańska wokalistka Lana Del Rey nie dała sobie zbyt dużo czasu na celebrowanie albumu “Chemtrails Over the Country Club”. Nikomu jeszcze nie zdążyły osłuchać się zawarte na nim piosenki, a artystka już zaczęła zapowiadać nowe wydawnictwo. “Rock Candy Sweet” – jak początkowo zatytułowana miała być nowa płyta – przemianowana została na równie enigmatyczne “Blue Banisters” i wpadła w nasze ręce w październiku, by zgrać się z naszymi jesiennymi nastrojami.

Wydawać by się mogło, iż przyjaźń Lany Del Rey z Jackiem Antonoffem jest nie do ruszenia. Świetnie ta znajomość zagrała na “Norman Fucking Rockwell”, nieco słabiej na “Chemtrials Over the Country Club”. On tymczasem w 2021 roku miał ręce pełne roboty (wyprodukował albumy m.in. Clairo, St. Vincent i Lorde) i artystka stwierdzić musiała, że pora na zawarcie nowych znajomości i odświeżenie tych starych. Przejrzała też własne archiwa, co stawia “Blue Banisters” na pozycji albumu będącego zbiorem nagrań, które nie przydały jej się we wcześniejszych etapach kariery. Co oczywiście nie znaczy, że premierowe wydawnictwo jest śmietnikiem. Lana nie schodzi już poniżej pewnego poziomu.

Ujawnione na długo przed premierą krążka piosenki zostawiły mnie wzruszającą lekko ramionami. Także i dziś nie szaleję za skromnym “Text Book” czy zaaranżowanym na pianino “Wildflower Wildfire”, ale już folk-popowe, delikatne “Blue Banisters” o sile przyjaźni sprawia, że po każdym spotkaniu z tym utworem czuję się po prostu dobrze. Prawdziwą perełką jest jednak zaprezentowany jakiś czas temu singiel “Arcadia”. Powolna, romantyczna ballada zdaje się być odpowiedzią na “Video Games” – dziesięć lat później Lana jest jednak dojrzalsza i spokojniejsza. Piękna, niemalże baśniowa kompozycja.

“Arcadia” byłaby najlepszym momentem płyty, gdyby nie “Dealer”. Jednostajne, zahaczające o blues rock nagranie powstało we współpracy z Milesem Kanem (tak, połowa duetu The Last Shadow Puppets) i przywodzi na myśl czasy “Ultraviolence”. Na uwagę zasługuje tu występ Del Rey, która pozwala sobie na wokalne akrobacje, stojąc w opozycji do wychillowanego Milesa. Do moich ulubionych kawałków należą także smyczkowe, soft rockowe “Thunder”; akustyczne, folkowe “Nectar of the Gods” oraz kołysankowe, kameralne “Sweet Caroline”. Z pozostałych numerów mało który na dłużej zostaje w pamięci – są to po prostu spokojne, ładne, choć aranżacyjnie nie wnoszące do twórczości wokalistki niczego nowego piosenki. Bardziej jedynie zaskakują nieco głośniejsze, konfrontacyjne “Black Bathing Suit”, w którym mamy odniesienia do współczesnych covidowych czasów, oraz nostalgiczne, westernowe “If You Lie Down With Me”. Nie rozumiem obecności na albumie instrumentalnego “Interlude – The Trio”, w którym sample z soundtracku do westernu “The Good, the Bad and the Ugly” z lat 60. jadą na trapowym podkładzie.

Od trzech płyt Lana Del Rey robi to samo, a ja nie umiem stwierdzić, czy mi to przeszkadza, czy wręcz przeciwnie – się podoba. Na pewno nie umiem od dekady przejść obok niej obojętnie. “Blue Banisters” zabiera nas na krótkie dźwiękowe wycieczki do przeszłości wokalistki. Mamy tu delikatnie odniesienia do ery surowszego “Ultraviolence”, są powroty do nowocześniejszych bitów, pojawiają się i przypomnienia o folkowych inspiracjach Del Rey. Lirycznie Lana rozlicza się ze swoją przyszłością, lecz równie chętnie śpiewa o tym, co dzieje się u niej dzisiaj. “Blue Banisters” poleciłabym jednak najwytrwalszym fanom Amerykanki – reszta szybko zacznie ziewać. A gdybym na koniec miała odpowiedzieć, które z tegorocznych wydawnictw Lany Del Rey chętniej zostawiam dla siebie, wskazałabym “Chemtrails”, gdyż zawarte na nim kawałki skuteczniej przyciągają moją uwagę.

Warto: Arcadia & Dealer & Sweet Caroline

_____________

Born to DieParadise EPUltraviolenceHoneymoonLust for LifeNorman Fucking Rockwell ♥ Chemtrails Over the Country Club

One Reply to “RECENZJA: Lana Del Rey “Blue Banisters” (2021) (#1250)”

  1. “Blue Banisters” to pierwszy album Lany od dawna, który mi się podoba. Nie potrafię nawet wybrać trzech piosenek, które mi się najbardziej podobają. Na pewno byłyby to “Dealer” i “Arcadia”, ale też “Thunder”, “Black Bathing Suit” i “Blue Banisters”.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „SzafiraAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *