RECENZJA: Daria Zawiałow “Wojny i noce” (2021) (#1260)

Od swojego pojawienia się na muzycznej scenie z singlami “Malinowy chruśniak” i “Kundel bury” w 2016 roku Daria Zawiałow nie schodzi z list najpopularniejszych polskich wokalistek. Sporym wydarzeniem była premiera debiutanckiego longplay’a “A kysz!”, a jeszcze większe trzęsienie ziemi obserwowaliśmy przy okazji pojawienia się “Helsinek” dwa lata później. Do tego przyszła współpraca z Męskim Graniem oraz raperem Quebonafide.

Z twórczością Zawiałow mam relację pokroju to skomplikowane. Zawsze dobrze bawię się na jej koncertach (artystka jest stałą bywalczynią najważniejszych polskich festiwali), lecz słuchanie w całości jej płyt nie dostarcza mi większych wrażeń. Aż do momentu ukazania się albumu “Wojny i noce” parę miesięcy temu. Jeśli jakikolwiek krążek Darii mógłby podzielić jej fanów, to jest nim właśnie ten tegoroczny. Indie popowo-rockowe brzmienia znane z poprzednich wydawnictw Polki zastąpiło tu synth popowe granie, a z Helsinek teleportujemy się wprost do futurystycznego Kraju Kwitnącej Wiśni.

O ile na “A kysz!” i “Helsinkach” Zawiałow dość nieśmiało zerkała na język angielski i wplatała po jednej kompozycji w tym języku, tak na “Wojnach i nocach” przemyca aż trzy piosenki w tym języku. Ejtisowe “Hollow” jest po prostu poprawnym utworem, ale już “Flower Night” i “Socjopathetic” autentycznie mi się podobają. Rozpędzona pierwsza propozycja mocno flirtuje w new wavem i prezentuje nam inne, mroczniejsze oblicze Darii, podczas gdy druga z nich uderza w balladowe, nostalgiczne klimaty. Gdyby “Socjopathetic” wydane zostało w latach 80., dziś chwaliłoby się łatką klasyka. Nowością jest nie tylko zwiększona liczba anglojęzycznych numerów, ale i gościnny występ innego artysty. Do letniego “Za krótki sen” z Dawidem Podsiadło przekonywałam się jednak dłuższy czas.

Niesamowitą piosenką jest poruszająca temat tęsknoty “Żółta taksówka”, w której postawiono na elektroniczno-rockowy miks. Razem z Zawiałow przenosimy się na chwilę do Nowego Jorku, by pozostałymi kawałkami chętnie inspirowanymi mangą, anime i ogólnie kulturą odbyć podróż do Japonii. Ciarki zostają po wysłuchaniu agresywnego tytułowego utworu, w którym postawiono na miejską, nowoczesną produkcję. “Fuzuki” i “Kaonashi” są lżejsze i mają w sobie sporo fajnej, rozrywkowej energii. Rytmiczne “Metropolis” zaskakuje rapową wstawką, w której artystka odnosi się do sytuacji w Polsce, zaś spokojniejsze, gitarowe “Reflektory – sny” japońskim, dziecięcym chórkiem. Coś podobnego robił w zeszłym roku Woodkid (“Reactor”, “Minus Sixty One”) – tu efekt jest inny, ale równie dobry, choć delikatnie kiczowaty. Po drodze mijamy jeszcze synthpopowe “Oczy – polaroidy”; jazgotliwe “Principolo” oraz “Serce”, które jest najmniej zajmującym momentem albumu.

Słuchacze zainteresowani Japonią i jej kulturą z lektury płyty “Wojny i noce” z pewnością wyniosą więcej niż ja – osoba, która w Kraju Kwitnącej Wiśni z pewnością czułaby się lekko zagubiona i przytłoczona. Daria Zawiałow inspiracje tym krajem przemyciła w sposób dla laika bardzo znośny i przyjemny. Jej trzeci studyjny krążek jest porcją muzyki lekkiej i radiowej, ale niegłupiej i nie brzmiącej tanio. Zawiałow zdaje się znaleźć złoty środek. Refreny jej nowych piosenek łatwo zostają w głowie, a jednocześnie nie opuszczają szufladki z napisem “alternatywny pop”. Podoba mi się także spójność tego wydawnictwa. Pod koniec roku już chyba można pozwalać sobie na takie stwierdzenia jak te, że to jedna z lepszych polskich płyt 2021 roku?

Warto: Flower Night & Żółta taksówka & Wojny i noce

3 Replies to “RECENZJA: Daria Zawiałow “Wojny i noce” (2021) (#1260)”

  1. Z jednej strony podoba mi się sukces Darii, z drugiej – niestety – nie podoba mi się jej wokal. Ciężko to ze sobą pogodzić, dlatego, mimo że sięgnąłem po jej płytę, nic za bardzo mi z niej nie zostało.

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis.

  2. Ja z tej płyty wyciągnęłam jedynie “Wojny i Noce” oraz “Oczy – Polaroidy”. “Kaonashi” szybko mnie znudziło, ostatnio przekonałam się do “Za krótki sen”. Ale zgadzam się, że ta płyta jest tą, która mogła podzielić fanów. Ja trochę tęsknię za stylem z “A kysz” 🙂
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam!

  3. Słuchałam tego albumu pół roku temu i już niewiele z niego pamiętam oprócz “Żółtej taksówki”, która została ze mną na dłużej i może “Fuzuki”.
    Pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „KarolinaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *