RECENZJA: Just Mustard “Heart Under” (2022) (#1327)

Nad musztardę przedkładam wprawdzie keczup, ale nie wahałam się ani chwili, gdy w proponowanych mi nowościach zobaczyłam album zespołu, który przedstawia nam się jako Just Mustard. “Heart Under” jest drugim wydawnictwem w karierze irlandzkiej kapeli, a zarazem pierwszym, które powstało przy wsparciu większej wytwórni. Pojawiły się pieniądze, ale grupa nie sprzedała swojej post punkowej duszy.

Za swój debiutancki krążek “Wednesday” Just Mustard cieszyli się nominacją do Choice Music Prize – plebiscytu na najlepszą płytę wydaną przez irlandzkiego solistę bądź zespół. Obrany na albumie kierunek popychał twórczość grupy w stronę shoegaze miksowanego z dream popem i noisem. Już wówczas brzmiało to całkiem dobrze, lecz dopiero sięgnięcie po cięższe, mroczniejsze brzmienia sprawił, że Just Mustard zaczęli intrygować.

Rozpoczęciu przygody z “Heart Under” czy ogólnie utworami sygnowanymi nazwą Just Mustard towarzyszyła myśl, że chłodne, pozbawione większych emocji wokale Katie Ball zostały do tych melodii doklejone przypadkowo. Dziś ten kontrast – cięższe, surowe instrumentarium obok bardzo dziewczęcej barwy głosu Irlandki – stanowi o wyjątkowości formacji i sprawdza się w każdej z piosenek. Począwszy od niespiesznego dream popowo-post punkowego “23” i industrialnego “Still”, przez slowcore’owe, tajemnicze “Blue Chalk” (mój albumowy faworyt) czy alt rockowe, rozbuchane “Early”, aż po shoegazowe “Rivers”. W międzyczasie otrzymujemy jeszcze takie kawałki jak masywne “Sore”, agresywniejsze “In Shade” czy “Mirrors”, które przypomina mi dokonania shoegazowych zespołów będących na fali w latach 90.

Swoje pierwsze spotkanie z albumem “Heart Under” zapamiętam na długo. Muzyka, jaką proponuje nam pochodzący z Irlandii zespół, mocno mnie przytłoczyła, a jej klaustrofobiczny charakter sprawiał, że początkowo czułam się nieswojo słuchając tych nagrań. Jest to jednak uczucie, które – gdy tylko dotyczy dźwięków – bardzo lubię. Tym bardziej, gdy mogę się w nim zatracić kompletnie. A na “Heart Under” nie ma momentów, które ten niepokój dodatkowo by burzyły i z niego wytrącały. Drugie dzieło Just Mustard jest niesamowicie spójne, konsekwentne oraz bardzo równe. Nie ma tu bowiem ani genialnych, ani słabych kawałków. Cała dziesiątka zabiera słuchacza w melancholijną podróż po zmierzchu.

Warto: Still & Blue Chalk

4 Replies to “RECENZJA: Just Mustard “Heart Under” (2022) (#1327)”

  1. Te dwie piosenki są dość… creepy, podobnie jak okładka. Ale zgadzam się, że to wszystko intryguje.
    Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂

  2. Chyba nie do końca moje klimaty, trochę za głośne jak na mój obecny nastrój. Z drugiej strony muszę przyznać, że “Still” zrobiło na mnie spore wrażenie. Mieszane uczucie – w muzyce to nawet dobrze 🙂

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis 🙂

  3. Jestem kompletnym laikiem, jestem 59 letnią kobietą, która słucha muzy od zawsze, różnej i roznistej. Najpierw Beatles, procol harum, genesis, led Zeppelin, king Crimson metallica , soad, corn, (……………..), Jazz, muzyka klasyczna, no wszystko, co DOBRE, przez dekady. …. Uwielbiam Faith No More, nin i w ogóle Trenta…. wczoraj pod choinkę dostałam od mego 26 letniego syna ta płytę. Słucham jej po raz nty, dla mnie odkrycie! Wspaniała od a do zet. Z początku głos i maniera wokalistki wydawały mi się zbyt beznamiętne, ale po 2 przesluchaniu doszłam do wniosku, że pasuje tu idealnie! Gorąco polecam!!!

Odpowiedz na „OlaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *