RECENZJA: Cat Power “What Would the Community Think” (1996) (#1271)

Już nie dla małej, niezależnej wytwórni, ale większego labelu. Już nie w piwnicy budynku znajdującego się w centrum Nowego Jorku, ale wygodnym studiu nagraniowym w Memphis. Już nie w jeden dzień, ale w przeciągu miesiąca. Za to z podobnym zaangażowaniem i współpracownikami. Chan Marshall po dwóch płytach wydanych w przeciągu sześciu miesięcy ze swoim kolejnym dziełem wskoczyła na nowy poziom.

Czytaj dalej RECENZJA: Cat Power “What Would the Community Think” (1996) (#1271)

RECENZJA: Aaliyah “One in a Million” (1996) (#1251)

Aaliyah Dana Haughton miała zaledwie piętnaście lat, gdy stała się jedną z najjaśniej błyszczących gwiazd rhythm’and’bluesowej sceny. Wydany przez nią krążek “Age Ain’t Nothing But a Number” okazał się być sporym sukcesem i przecierał szlaki wielu innym młodym wokalistkom. Nad artystką szybko jednak zebrały się czarne chmury, przez co powstanie następcy świetnego debiutu nie było takie oczywiste.

Czytaj dalej RECENZJA: Aaliyah “One in a Million” (1996) (#1251)

RECENZJA: Cat Power “Myra Lee” (1996) (#1239)

Pod koniec 1994 roku amerykańska wokalistka Chan Marshall chciała złapać kilka srok za ogon. W tym samym czasie, w jednym miejscu i nawet z tą samą niewielką ekipą nagrywała dwie płyty, które miały nadać kopa jej muzycznej karierze. Na sukcesy przyszedł czas później, ale “Dear Sir”, jak i wydane kilka miesięcy później “Myra Lee”, odegrały niemałą rolę w poszukiwaniu stylu, w jakim Cat Power (bo taki pseudonim przyjęła Chan) czułaby się swobodnie.

Czytaj dalej RECENZJA: Cat Power “Myra Lee” (1996) (#1239)

#753 George Michael “Older” (1996)

2016 rok dla muzyki był bardzo brutalnym czasem. Co chwila informowani byliśmy o śmierci kolejnych znakomitych artystów. I kiedy już myśleliśmy, że 2016 rok postawił kropkę na swojej czarnej liście, w Boże Narodzenie dotarła do nas smutna wiadomość z Wysp Brytyjskich – w wieku zaledwie pięćdziesięciu trzech lat odszedł George Michael. Wokalista sławę zdobył na początku lat 80., podbijając świat z zespołem Wham!, który zapisał się w historii muzyki za sprawą takich przebojów jak “Last Christmas” czy “Wake Me Up Before You Go-Go”. Nie mniejszą popularnością cieszyła się jego solowa twórczość.

Czytaj dalej #753 George Michael “Older” (1996)

#738 Spice Girls “Spice” (1996)

Nie wczytywałam się nigdy w historię Spice Girls, ale postanowiłam nieco to nadrobić, by znaleźć odpowiedź na pytanie, w jaki sposób grupa powstała. Czy piątka dziewczyn znała się od lat i marzyła o wspólnym występowaniu? Czy może Spice Girls są produktem wytwórni, która zwęszyła możliwość osiągnięcia sporego zysku na sprzedaży płyt takiego girlsbandu? Chociaż prawda zawarta została w tym drugim pytaniu, nie można powiedzieć, że Spice Girls były zwykłymi marionetkami. Miały bowiem sporo do powiedzenia w kwestii wykonywanej przez siebie muzyki. I to słychać na ich debiutanckim, bestsellerowym albumie “Spice”.

Czytaj dalej #738 Spice Girls “Spice” (1996)

#737 Nick Cave and the Bad Seeds “Murder Ballads” (1996)

Jak można gloryfikować morderstwo?, takie reakcje towarzyszyły pojawieniu się w połowie lat 90. albumu “Murder Ballads” australijskiej formacji Nick Cave and the Bad Seeds. Już na samym wstępie warto zaznaczyć – to nie jest płyta dla wrażliwych. Trup ściele się gęsto. Opowieści obudowane są w gęste, ciemne melodie, którym towarzyszą teatralne, często surowe, złowieszcze wokalizy Nicka Cave’a. Będąc osobą od dziecka zaczytaną w kryminałach, z łatwością zaprzyjaźniłam się z tymi napisanymi krwią historiami, zaprezentowanymi tu – co oczywiste – w innej niż moje ulubione książki formie. Cave nie skupia się na mozolnych, policyjnych dochodzeniach. W centrum jego zainteresowań znajdują się ofiary poszczególnych przestępstw oraz ich oprawcy. Chętniej filmowo przybliża całe zdarzenie, aniżeli wnika w motywy zbrodni.

Czytaj dalej #737 Nick Cave and the Bad Seeds “Murder Ballads” (1996)

#251 Placebo “Placebo” (1996)

Placebo to brytyjska grupa założona w 1994 roku przez Briana Molko oraz Stefana Olsdala. Do współpracy zaprosili również przyjaciela Stefana – perkusistę Roberta Schultzberga. Duży wpływ na promowanie młodego wówczas zespołu miał David Bowie. Po usłyszeniu kilku nagranych przez Placebo kawałków poprosił ich, by grali jako support przed jego koncertami. Zainteresowała się nimi publiczność oraz wytwórnie płytowe. Wkrótce zespół podpisał kontrakt z Caroline Records i wydał swój pierwszy album zatytułowany „Placebo”.

Czytaj dalej #251 Placebo “Placebo” (1996)