RECENZJA: Mary J. Blige “Mary” (1999) (#1221)

Kariera Mary J. Blige po wydaniu przełomowego debiutu “What’s the 411?” szybko mogła runąć. Walcząca z wieloma personalnymi problemami artystka rozumiała jednak, że kluczem do lepszego życia jest muzyka, która często pełni funkcję terapeutyczną. O tym był właśnie album “My Life”. Jego następca, “Share My World”, przedstawiał nam już szczęśliwszą Blige. Ten spokój udzielił się artystce również podczas kompletowania “Mary” – płyty, którą pomachała na pożegnanie słodko-gorzkim latom 90.

Czytaj dalej RECENZJA: Mary J. Blige “Mary” (1999) (#1221)

#1168 Melanie C “Northern Star” (1999)

Ciężko polemizować ze stwierdzeniem, iż Spice Girls są jednym z najbardziej znaczących girlsbandów w historii muzyki. W latach 90. naprawdę nie miały sobie równych, a przyznać trzeba, iż konkurencja była wówczas spora, bo dekada ta obfitowała w wiele świetnych żeńskich formacji wokalnych. Po dwóch płytach dziewczyny postanowiły od siebie odpocząć, lecz część z nich nie potrafiła trzymać się z dala od śpiewania.

Czytaj dalej #1168 Melanie C “Northern Star” (1999)

#733 Macy Gray “On How Life Is” (1999)

Kiedy wiele osób muzyczną karierę zaczyna robić już w nastoletnim wieku, Macy Gray swój debiut zaprezentowała nam po trzydziestce. Świat oszalał, wynosząc krążek “On How Life Is” i towarzyszące mu single na wysokie pozycje list przebojów. Mogłaby być to tylko jedna z wielu płyt krzyżujących soul i r&b, gdyby nie głos artystki – jeden z najbardziej charakterystycznych i interesujących. Nagrywanie tego krążka było cool, bo niczego nie oczekiwałam, mówiła Macy, jakby zapominając, że ważne są także oczekiwania melomanów. Warto sprawdzić, czy Amerykanka podołała zadaniu.

Czytaj dalej #733 Macy Gray “On How Life Is” (1999)

#677 Enrique Iglesias “Enrique” (1999)

Jeszcze zanim Enrique Iglesias nawiązał znajomość z Pitbullem i wypuścił w świat takie przeboje jak “Bailando”, “Do You Know? (The Ping Pong Song)” czy “I Like It”, nagrywał albumy, które uczyniły go jednym z najważniejszych i najbardziej znanych latynoskich artystów. Trzy pierwsze krążki wokalisty (“Enrique Iglesias”, “Vivir” i “Cosas Del Amor”) przysporzyły mu fanów głównie w hiszpańskojęzycznych państwach, lecz to pierwszy anglojęzyczny materiał zebrany pod szyldem “Enrique” sprawił, że także na resztę świata zadziałał urok Hiszpana.

Czytaj dalej #677 Enrique Iglesias “Enrique” (1999)

#647 Jessica Simpson “Sweet Kisses” (1999)

O Jessice Simpson, która swego czasu zajmowała się i muzyką i aktorstwem (a dziś chętniej spogląda w stronę mody i projektowania), przypomniałam sobie robiąc sentymentalną podróż w czasie i sięgając po latach po ośmieszający ją teledysk Eminema “We Made You”. Wokalistka zbyt dobrej prasy nie ma, a niejedna osoba wytyka jej złe zawodowe wybory oraz głupotę, twierdząc ponadto, że Simpson jest żywym przykładem na to, że blondynki z popularnych dowcipów istnieją w rzeczywistości. Coś musiało się jednak wydarzyć, bo jej płytowy debiut z końca lat 90. niczego złego nie zapowiadał.

Czytaj dalej #647 Jessica Simpson “Sweet Kisses” (1999)

#641 Kelis “Kaleidoscope” (1999)


Jako dziecko śpiewała w chórze, grała na pianinie i uczęszczała do prywatnej szkoły. Mając trzynaście lat ogoliła głowę na łyso, a chwilę później (będąc szesnastolatką) została wyrzucona przez rodziców z domu za złe zachowanie. W tym całym swoim buncie Kelis nie zapomniała jednak o muzyce. Poszła do szkoły artystycznej, gdzie założyła zespół BLU. Nie zdążyła jednak z nim wiele zdziałać, kiedy spotkała na swojej drodze producencki team The Neptunes. Z jego pomocą nagrała debiutancką płytę, o której śmiało można powiedzieć, że przeszła do historii czarnej muzyki.

Czytaj dalej #641 Kelis “Kaleidoscope” (1999)

#101, 102, 103 Kate Ryan “Alive” (2006) & Leona Lewis “Spirit” (2007) & Destiny’s Child “Writing’s on the Wall” (1999)

“Alive” to trzecia płyta w dorobku Kate Ryan. Wokalistka nie zmieniła swojego stylu. Nadal jest wierna popowym i tanecznym melodiom. Płyta jednak poniosła komercyjną porażkę. Sprzedano nieco ponad 50,000 egzemplarzy. Trochę mnie to dziwi, bo na mnie płyta zrobiła całkiem pozytywne wrażenie. Album otwiera utwór popularny w 2006 roku – “Je t’adore”. Bardzo udany kawałek, dawka porządnego popu. Bardzo podoba mi się również “Tapping On The Table”. Ma taki fajny klimat, nawet, jeśli zalatuje techno. Z tanecznych numerów do gustu przypadły mi m.in. “Alive” i “Why Imagine”. Ciekawym numerem jest nieco zadziorne “Nothing”. Mamy tu i kilka spokojniejszych kawałków. Typową balladą jest “That Kiss I Miss”, dedykowane jej zmarłej mamie. Piosenka jest piękna. Aż żal pisać, że dobry efekt psuje niezbyt dobry głos Kate w utworze. Jednak tekst piosenki bardzo mi się podoba. Przytoczyć fragment? Where is the rainbow where is heaven Is there a place you have gone(PL: Gdzie jest ta tęcza, gdzie jest raj? Czy to jest miejsce gdzie poszłaś?). Nieco zawiodła mnie piosenka “Love or Lust”. Początek jest naprawdę magiczny, zapowiada się na fajną, elektryczną balladę a tu po 30 sekundach pojawia się wkurzający dance’owy podkład. Inną spokojną piosenką, wartą uwagi, jest “Driving Away”. Oprócz 13 piosenek zaśpiewanych po angielsku, znajdziemy 4 po francusku. Nie są to jednak nowe utwory, raczej francuskojęzyczne wersje zawartych na krążku numerów: “Je t’adore”, “Alive”, “Je Donnerais Tout” (“All For You”), “Combien De Fois” (“How Many Times”). Najgorzej wypada chyba francuska wersja “All For You” i “How Many Times”. Ogółem jednak Kate nagrała przyzwoity album, przy którym można i potańczyć i w inny sposób się zrelaksować.

Z oceną “Spirit” zwlekałam do czasu, aż przesłucham “Best Kept Secret”, czyli płytę demo nagraną kilka lat wcześniej przez Leonę. Oba krążki się różnią. Na oficjalnym debiucie otrzymujemy zupełnie inną Leonę. Mniej tu piosenek tanecznych. Może to i dobrze, bo nieco żywsze “Whenever It Takes” nie zachwyca. Pozostałe utwory to ballady. Na pewno słyszeliście hit “Bleeding Love”. Kiedyś bardzo mi się nie podobał. Cóż, musiałam do tego utworu dojrzeć. Jest to jedna z niewielu piosenek na “Spirit”, w których Leona brzmi nawet autentycznie. Ogólnie mam wrażenie, że to wytwórnia wykreowała taką Leonę. W niektórych piosenkach mnie w ogóle nie przekonuje, mam wrażenie, jakby śpiewała na siłę (np. w “The Best You Never Had”, “Yesterday”). Nie można odmówić jej oczywiście głosu. Wydaje mi się, że chcą z niej zrobić nową Mariah Carey. Cóż, jedną już mamy i niech tak pozostanie. Najlepiej niech będzie sobą. Bardzo podoba mi się tajemnicza, niepokojąca piosenka “Homeless”. Lubię też singlowe “Better In Time”. Bardzo prosta, ale dobra. Razem z “Bleeding Love” to mój top 3 utworów na “Spirit”. Oprócz nich dobre wrażenie zrobiły na mnie “Take a Bow” (żywsze) oraz “Footprints in the Sand”, mimo iż w chwili, gdy piszę tę recenzję nie przypominam go sobie. Nie podoba mi się natomiast “Angel” oraz piosenka ‘pióra’ Avril Lavigne pt. “I Will Be”. Nie ma pojęcia jak trafił ten numer do Leony. Mimo, iż wykonuje go lepiej niż sama Avril, nie przekonuje mnie. Moja ocena jest naj najbardziej przemyślana. Przesłuchałam “Spirit” ponad 5 razy.

Nie długo kazały swoim fanom czekać na nowy krążek dziewczyny z Destiny’s Child. Ich debiut (“Destiny’s Child”) na kolana mnie nie powalił. Można nawet powiedzieć, że nudziłam się podczas słuchania go. Sporo tam było spokojnych numerów, a same dziewczyny wybitnie nie brzmiały. Na “The Writing’s on the Wall” jest już lepiej. Mniej tu popowych melodii, które pojawiały się na debiucie, sporo natomiast hip hopu i soulu (“Bills Bills Bills”, “Bug a Boo”) Zauważyłam, że więcej tu żywszych piosenek. Nie są to wprawdzie rasowe, dyskotekowe rytmy, ale słucha się tego znacznie lepiej. Nie sposób usiedzieć w miejscu przy świetnym “Jumpin’ Jumpin'” czy “So Good”. Polecam również “Hey Ladies” chociaż dla mnie brzmi podobnie jak poprzedzający je numer “Where’d You Go”. Przy niektórych utworach dziewczyny współpracowały z innymi gwiazdami. W “Get on the Bus” pojawia się Timbaland. Może być to niezłe zaskoczenia dla niektórych, biorąc pod uwagę, że teraz zajmuje się bardziej popowymi kompozycjami. Wśród autorów spokojnego “Confession” pojawia się nazwisko Missy Elliott. Piosenka mnie jednak nie przekonuje. Na krążku znajdziemy też kilka balladowych utworów. Niektóre są naprawdę dobre, inne, hmmm, mogło być lepiej. Z tych wolniejszych moim zdecydowanym numerem 1. jest “Say My Name”. Lubię też “Sweet Sixteen” (bynajmniej nie jest to imprezowy kawałek) oraz “Stay”. Nie przepadam natomiast za “Temptation” i “If You Leave”. Najciekawszym utworem jest chyba “Outro”. Zapytacie – jak to możliwe. Destiny’s Child wykonały w nim znany utwór “Amazing Grece”. Podoba mi się to, że dziewczyny dały tej piosence coś od siebie. Niesamowicie brzmią w tym numerze. Płyta podoba mi się bardziej niż “Destiny’s Child”. Całkiem udany krążek.