RECENZJA: Janet Jackson “Damita Jo” (2004) (#1229)

1 lutego 2004 roku Janet Jackson zapamięta na całe życie. To właśnie ta data uznawana jest za symboliczny schyłek jej muzycznej kariery. Tego wieczoru artystka dzieliła scenę Super Bowl XXXVIII Halftime Show z Justinem Timberlakem, który przypadkowo naruszył fragment kostiumu Jackson odsłaniając kawałek jej biustu. Muzyka wokalistki z miejsca wyleciała z playlist stacji radiowych i telewizyjnych. Gorszego momentu na premierę ósmej studyjnej płyty Amerykanka wybrać nie mogła.

Czytaj dalej RECENZJA: Janet Jackson “Damita Jo” (2004) (#1229)

RECENZJA: Björk “Medúlla” (2004) (#1216)

Po średnio udanych przygodach z takimi albumami jak “Post” czy “Debut” odnalazłam w końcu krążek Björk, który został ze mną dłuższą chwilę. Wydana w 2001 roku płyta “Vespertine” urzekała eterycznymi, intymnymi kompozycjami opartymi na minimalistycznych elektronicznych dźwiękach. Islandzka wokalistka nie lubi jednak się powtarzać i na kolejnym albumie powędrowała jeszcze dalej. Jej poprzednie płyty są niezwykle proste w odbiorze w porównaniu do “Medúlla”.

Czytaj dalej RECENZJA: Björk “Medúlla” (2004) (#1216)

#1059 PJ Harvey “Uh Huh Her” (2004)

Płytą “Stories from the City, Stories from the Sea” brytyjska wokalistka PJ Harvey wkroczyła na nowe terytorium. Nie tylko dosłownie (na dłuższy czas opuściła Anglię na rzecz Nowego Jorku), ale i metaforycznie. Jej piąty studyjny krążek przyniósł bardziej przystępne alternatywno-rockowe granie, kilka chwytliwych refrenów i trzy kolaboracje z Thomem Yorkiem (“Beautiful Feeling” to wciąż czyste złoto). Ironia – unikająca mainstreamu piosenkarka była jednym z najgorętszych nazwisk 2000 roku. I miała tego dość.

Czytaj dalej #1059 PJ Harvey “Uh Huh Her” (2004)

#679 Ray LaMontagne “Trouble” (2004)

Amerykański wokalista Ray LaMontagne nie jest materiałem na światową gwiazdę. Stroni od skandali, niezwykle rzadko udziela wywiadów, mieszka gdzieś na końcu świata na farmie z tą samą żoną i dziećmi. Nawet początek jego muzycznej drogi nie jest historią, w której główną rolę odgrywa łowca talentów czy rodzice, którzy za wszelką cenę chcą ze swojego syna zrobić maszynkę do zarabiania pieniędzy. Ot, pewnego ranka LaMontagne usłyszał utwór “Treetop Flyer” Stephena Stillsa. Rzucił pracę i zabrał się za tworzenie własnej muzyki. Wydał właśnie nową płytę, ale ja wrócę do czasów jego debiutu…

Czytaj dalej #679 Ray LaMontagne “Trouble” (2004)

#368, 369 Within Temptation “The Silent Force” (2004) & “The Heart of Everything” (2007)

Po gotyckim, mrocznym “Enter” i magicznym, cudownym “Mother Earth” Within Temptation zaserwowali fanom kolejny album. “The Silent Force” nagrywany był ponoć w kilku miejscach na świecie, przy udziale chóru oraz orkiestry symfonicznej. Zespół miał do dyspozycji ogromne środki finansowe. Czego się w końcu nie robi, by nagrać album, który zostałby w sercach słuchaczy na lata. Coś jednak nie wyszło, bo zamiast czarować i zachwycać, mnie trzeci krążek holenderskiego bandu zawiódł. Nic tego nie zapowiadało.

Czytaj dalej #368, 369 Within Temptation “The Silent Force” (2004) & “The Heart of Everything” (2007)

#309 Green Day “American Idiot” (2004)

Prosiliście, prosiliście i wyprosiliście. Uległam. Oto długo wyczekiwana recenzja “American Idiot” Green Day. Moja recenzja, zaznaczam. Możecie się z nią nie zgodzić, możecie myśleć zupełnie inaczej. Ok., macie do tego prawo. Ja też. Dlatego proszę o uszanowanie mojego zdania. Czemu to piszę? Bo z moich obserwacji wynika, że więcej fanatyków (czy też wyznawców) niż Green Day ma tylko One Direction… .

Czytaj dalej #309 Green Day “American Idiot” (2004)

#188 Joss Stone “Mind, Body & Soul” (2004)

Dla mnie, osobiście, płyta “Mind, Body & Soul” to mój prawdziwy debiut – powiedziała po nagraniu drugiej płyty Joss Stone. Nie da się ukryć. Wydany zaledwie rok wcześniej album ‘The Soul Session” był zbiorem coverów. Nikt nie przypuszczał, że ta niepozorna 16-latka, obdarzona silnym, ‘czarnym’ głosem sprzeda 5 milionów płyt na całym świecie. Płytą “Mind, Body & Soul” udowodniła, że jej gwiazda nie zgaśnie po jednym dobrze przyjętym singlu. Wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej rozbłyśnie. Ten krążek podoba mi się bardziej, niż poprzedni. Jest różnorodniejszy. Raz mamy soulowe ballady (“Right to Be Wrong”, “Killing Time”), innym razem taneczne numery, które jednak są zrobione ze smakiem (“You Had Me”, “Young at Heart”). Sporo tu również r&b. Szczerze mówiąc Joss bardziej zaciekawiła mnie w szybkich numerach niż w balladach. Uwielbiam “You Had Me”. Jest to piosenka z bardzo wyrazistą melodią. Od pierwszych chwil porywa nas do tańca. Jeszcze bardziej lubię “Less Is More”. Jedyna piosenka na krążku, w której odznaczają się rytmy reggae. Joss brzmi w niej super. Podoba mi się tekst. Tytuł piosenki jest trochę na przekór. “Less Is More” to “mniej znaczy więcej”. A w tej piosence dużo jest wszystkiego. Na pewno nie można zaliczyć jej do banalnie prostych. Wracając jednak do mojego dylematy: Stone balladowo czy tanecznie. Od każdej reguły są wyjątki. Na tyle długo chodzę do szkoły, że mogę to potwierdzić. Z szybszych nie podoba mi się “Torn & Tattered”. Jest taka nudna, bez ‘życia’. Jedynie pod koniec trochę się ożywia. To jednak za mało by zyskać moją sympatię. Z ballad nie przekonuje mnie “Right to Be Wrong”. Trwa 4 minuty i 40 sekund. Zniosę ze dwie. Uwielbiam jednak spokojne “Sleep Like a Child” i niesamowite “Security”. zawarte na samym końcu płyty “Sleep Like a Child” wcale nie jest kołysanką. Ja przy nim nie zasnęłam. Wręcz przeciwnie. Słuchałam jak zahipnotyzowana. Podoba mi się również tekst. szczególnie refren: So fall into sleep Peaceful and deep (…) When you can’t hold out much longer Don’t you cry When the darkness is getting stronger Sleep like a child Peaceful and deep And when you lay you down I pray your soul to keep (PL: Zaśnij spokojnie i głęboko (…) Gdy nie będziesz mógł już dłużej wytrzymać. Nie płacz, Gdy ściemni się jeszcze bardziej. śpij jak dziecko spokojnie i głęboko I gdy się położysz będę się modlić o Twą duszę). w “Security” uwielbiam ten chórek, który towarzyszy Joss. Boski. Do pozostałych spokojnych piosenek należy m.in. “Understand” (nijakie) i “Killing Time”, które jest soulowo-rockową balladą. Szczególnie w refrenie się rozkręca. Ale i tak za sprawą Joss. Muzyka pozostaje taka sama. Jej głos tak naprawdę tworzy świetny klimat. No i ponownie wróciłam do tego tematu. Uwielbiam jej wokal. Mocny, silny, charakterystyczny. Kiedy trzeba delikatny i kobiecy. Innym razem emocjonalny i namiętny. A to wszystko w ciele zaledwie 17-letniej dziewczyny. Płyta “Mind, Body & Soul” podoba mi się bardziej niż debiut. Głównie ze względu na to, że jest większa różnorodność.