Zespół Paramore powstał w 2004 roku. Amerykańska grupa szybko podbiła serca wszystkich zbuntowanych nastolatek. Najpierw we własnej ojczyźnie, niedługo potem na całym świecie. Wydali już cztery studyjne albumy, dwa koncertowe krążki oraz użyczyli dwóch swoich piosenek (“Decode” i “I Caught Myself”) na soundtrack do filmu “Zmierzch”, czym przysporzyli sobie nowych wielbicieli. Dziś, po niemal czterech latach od premiery płyty “Brand New Eyes” i kilku poważnych kłótniach w zespole, w wyniku których dwóch członków Paramore zdecydowało się na odejście, amerykański zespół powraca do walki o fanów. Czy albumem “Paramore” ponownie zawojują scenę muzyczną, tak jak zrobili to w 2005 roku krążkiem “All We Know Is Falling”?
#346 Alizee “5” (2013)
Alizee to pochodząca z Francji wokalistka, która karierę rozpoczęła w 2000 roku, mając jedynie 16 lat. Jej debiutancka płyta “Gourmandises”, z której pochodzi największy hit artystki – “Moi…Lolita” – była wielkim przebojem na całym świecie. Kolejne trzy (wydawane kolejno w 2003, 2007 i 2010 roku) przechodziły niestety bez echa. Walkę o słuchacza Alizee podejmuje po raz czwarty. Czy album “5” będzie jej powrotem na szczyt?
#342 Hurts “Exile” (2013)
W 2010 roku piosenka „Wonderful Life” zaczarowała niemalże cały świat. Jej autorami był wówczas mało znany duet Hurts. Potem przeszedł czas na takie hity jak „Stay” czy „Sunday” i ani się obejrzeliśmy, ich debiutancka płyta „Happiness” była jednym z najlepiej sprzedających się albumów roku. Hurts zachwycili każdego, kto miał już dość muzycznych eksperymentów z muzyką w stylu Lady GaGi i zatęsknił za czymś spokojniejszym, ale równie przebojowym. „Happiness” był zestawem dwunastu synthpopowych utworów. Hurts całymi garściami czerpali inspiracje z dokonań takich zespołów jak Depeche Mode czy Pet Shop Boys, ale nie zapomnieli dodać czegoś od siebie – brytyjskiej elegancji i dużo, dużo miłości. Chociaż na początku „Happiness” wydawał mi się strasznie nudnym i banalnym albumem, doceniłam go i polubiłam.
#340 Justin Timberlake “The 20/20 Experience” (2013)
Rok 2013 kreśli się nam na razie pod znakiem muzycznych powrotów. Mogliśmy już podsłuchać wydanej po pięciu latach przerwy (świetnej, tak na marginesie) płyty Dido “Girl Who Got Away”, “Exile” duetu Hurts, oraz chyba najbardziej nieoczekiwanego powrotu – bo po aż 10 latach – brytyjskiego wokalisty Davida Bowiego z albumem “The Next Day”. Powrót Justina Timberlake’a do muzyki dla wielu osób był zaskoczeniem. Nikt nie przypuszczał, że po siedmiu latach od wydania “Future Sex/Love Sounds” ma w planach kolejny krążek. A jednak…
Czytaj dalej #340 Justin Timberlake “The 20/20 Experience” (2013)
#337 Dido “Girl Who Got Away” (2013)
Dido jeszcze do pewnego czasu kojarzyłam jedynie z utworem “Stan” Eminema, w którym użyto fragmentów piosenki “Thank You” oraz nagraniem “White Flag”. Nigdy jednak nie miałam ochoty na zapoznawanie się z jej dyskografią. Jednak w ręce wpadła mi jej najnowsza płyta “Girl Who Got Away” i… ostatnio nie słucham niczego innego.
#329, 330 Kimberly Walsh “Centre Stage” & Kerli “Utopia”
Wikipedia przedstawia Kimberly Walsh jako piosenkarkę, modelkę, aktorkę, autorkę tekstów a nawet telewizyjną prezenterkę. Ja powiem może w telegraficznym skrócie – artystka to jedna piąta brytyjskiego girlsbandu Girls Aloud. Pozazdrościła swoim koleżankom z zespołu (Cheryl Cole, Nadine Coyle oraz Nicoli Roberts; Sarah Harding jak na razie nie zadeklarowała chęci nagrania solowego albumu) i wydała płytę pod własnym nazwiskiem. Czy odniesie duży sukces, przekonamy się pewnie niebawem. Jak na razie debiut Kimberly “Centre Stage” zadebiutował na #18 brytyjskiej listy przebojów. To i tak dobry wynik biorąc pod uwagę to, jakie piosenki skrywa ta płyta.
Czytaj dalej #329, 330 Kimberly Walsh “Centre Stage” & Kerli “Utopia”
#325 Destiny’s Child “Love Songs” (2013)
Beyonce zabrakło na pieluchy, Michelle marzy o nowej torebce z logo Chanel a Kelly o kolejnych zagranicznych wakacjach pod palmami. No bo jak inaczej wytłumaczyć sens wydawania kolejnej składanki (tak – składanki!) z logo Destiny’s Child? Muszę przyznać, że ekipę dziewczyny mają nadzwyczajną. Z jednego wydarzenia, w tym przypadku – Super Bowl, potrafią zrobić nie tylko wielkie widowisko cieszące oczy i uszy, ale i powiększyć liczbę zer na koncie. Czy gdyby Beyonce nie była gwiazdą tej imprezy “Love Songs” zostałoby wydane? Szczerze w to wątpię. Informacje o tej płycie pojawiły się już po ogłoszeniu, kto zaśpiewa podczas finału Super Bowl. Machina biznesowa się kręci a my dostajemy kolejną składankę od zespołu, który rozpadł się prawie 10 lat temu. Niby z okazji Walentynek, ale ja tam swoje wiem.