#54, 55, 56 Rihanna “Music of the Sun” (2005) & Christina Aguilera “Christina Aguilera” (1999) & Britney Spears “…Baby One More Time” (1999)

“Music of the Sun” czyli jak bez podnoszenia się z fotela przenieść się na słoneczne Karaiby. Do tej pory znałam Rihannę z singli oraz trzech ostatnich płyt (Good Girl Gone Bad, Rated R, Loud). Postanowiłam jednak sięgnąć po jej debiutancki krążek. I to był strzał w dziesiątkę. Płyta jest mieszanką popu, reggae, r&b oraz dancehallu i hip hopu. Plus za oryginalność. Dziś, by zaistnieć trzeba nagrać popową płytkę a jeszcze lepiej rozkręcić jakiś skandal. Rihanna tego nie potrzebowała. Świetnie sprawdziła się w takich klimatach. Mimo, iż po latach w wywiadach opowiadała, jak to nie miała nic do powiedzenia przy wyborze muzyki, ja uważam, że wytwórnia postawiła na dobry styl. Patrząc na okładkę nie mogę uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która teraz farbuje włosy co 2-3 miesiące, ubiera się jak strach na wróble oraz obraca się w dennym popie. Jest tu taka naturalna. Piosenki również są miłe dla ucha. “Pon De Replay” bardzo łatwo wpada w ucho. “That la, la, la” oraz “Let Me” to udane kompozycje zawierające w sobie mix hip hopu z r&b. Znalazło się i miejsce dla kilku wolniejszych numerów. “The Last Time” najmniej jednak przypadło mi do gustu ze względy na wokal Rihanny w niektórych momentach. Bardzo podoba mi się natomias “Now I Know”. Tutaj Rihanna brzmi bardzo dobrze. No i nie można nie wspomnieć o “Music of the Sun”, która świetnie podsumowuje płytę o tym samym tytule. “Listen, closely hear the music playing Let it take you to places far away and Relax your senses just do what you want to do No need for questions It’s only for you” (“Słuchaj dokładnie grającej muzyki Pozwól zabrać się w dalekie miejsce Uwolnij swoje zmysły, po prostu rób to, na co masz ochotę Żadnych pytań, to tylko dla Ciebie“). Mogłabym przytoczyć cały tekst tego utworu. Świetny jest. Ja zdecydowanie dałam się porwać muzyce zawartej na tym krążku.

Dziś Christina Aguilera jest znaną na całym świecie artystką. Może popularność już nie ta, co ponad dziesięć lat temu, ale nie można powiedzieć, że słuchacze zupełnie o niej zapomnieli. Aguilera ma na koncie kilka metamorfoz. Każda jej płyta to nowy rozdział w jej karierze. Chociaż takie utwory jak “Candyman” czy “Beautiful” były hitami, nie przebiły piosenek z debiutanckiego krążka. Swój pierwszy album Christina wydała w 1999 roku. Kilka miesięcy po Britney Spears, swojej koleżance z programu “Klub Myszki Miki”. Chociaż to “…Baby One More Time” odniosło większy komercyjny sukces, Aguilera wygrała ze Spears głosem i samymi piosenkami. Nie chcę oczywiście przesadzać. Utwory, które znalazły się na “Christina Aguilera” to zupełnie inna półka niż to, co dostajemy od Xtiny dzisiaj. Piosenki z późniejszych krążków są bardziej dopracowane, ciekawsze. Na debiucie Christina dostała po prostu kilka kawałków do nagrania i tyle. Nie mogła być w pełni sobą, o czym później śpiewała na “Stripped”. Z “Christina Aguilera” wydane zostały cztery single. Pierwszym została piosenka “Genie in a Bottle”. Powiem szczerze, że uwielbiam ten kawałek. Jest bardzo pozytywny. To ciekawa, popowa produkcja, będąca wizytówką Aguilery. Podobnie jak drugi singiel – “What a Girl Wants”. Kiedyś bardzo mi się ta piosenka nie podobała. Dziś sądzę, że to przyjemny, chwytliwy numer. Chociaż oba te numery bardzo mi się podobają, ustępują balladzie “I Turn to You”. Christina zawsze miała talent do spokojnych piosenek, czego dowodem jest chociażby to nagranie. Cudowne. Jednak najbardziej wyrazistym singlem jest taneczne i dynamiczne “Come On Over Baby (All I Want Is You)”. Z pozostałych kawałków trzeba posłuchać “Reflection”. Ta spokojna piosenka nagrana została na potrzeby filmu Disney’a “Mulan”. Christina pokazuje w niej, jak pięknym głosem jest obdarzona. To bez wątpienia jedna z najbardziej lśniących pozycji na Christina Aguilera. Inną balladą jest “Obvious”. Łączy w sobie pop i elementy soulu. Niesamowicie mi się podoba. Stanowi piękne zakończenie całego albumu. Średnio natomiast lubię “Blessed”. To trochę zbyt nijaki, usypiający numer. Sporo miejsca na “Christina Aguilera” zajmują przebojowe, popowe utwory. Mamy chociażby bujające “So Emotional”, taneczne “When You Put Your Hands On Me” i urocze “Somebody’s Somebody”. Debiut Christiny poznałam już po zakochaniu się w “Stripped” i “Back to Basics”. Przeszkadzało mi to w pełni docenić jej wczesną twórczość. Na szczęście udało mi się spojrzeć na utwory z “Christina Aguilera” nieco inaczej. Udało mi się je docenić i polubić. To kawał porządnej, popowej muzyki. Spodobać się może każdemu. Melodie są przyjemne, teksty wcale nie głupie. A dodatkiem do tego jest świetny wokal Christiny.

W tym samym roku zadebiutowała i Britney Spears. O ile się nie mylę miała wtedy 16-17 lat. I to słychać. Niewinna, delikatna i…nudna. Podali jej jak na tacy piosenki – masz, nagraj, nie zadawaj żadnych pytań a my z ciebie zrobimy gwiazdę i jeszcze ‘trochę’ na tym zarobimy. Ok. 30 milionów sprzedanych egzemplarzy “…Baby One More Time” mówi samo za siebie. O co tyle szumu? Melodie zawarte na płycie, mimo, że są do siebie nieraz podobne, wypadają nieźle. Teksty pasują do Britney. Nastolatki będą w siódmym niebie. Duuużo o miłości (“From The Bottom of My Broken Heart”). Jednak jak patrzę na polskie tłumaczenia widzę, jak bardzo są te teksty ‘płaskie’. I must confess that My loneliness is killig me now Don’t you know I still believe That you will be here And give me a sign Hit me baby one more time (PL: Moja samotność zabija mnie (i ja) Musze odejść, wciąż wierzę (wciąż wierzę) Gdy nie jestem z Tobą tracę zmysły Daj mi znak, uderz mnie kochanie jeszcze raz). Ciekawa jest jedynie piosenka “The Beat Goes On”. Nieco elektroniczna. Podobną melodię zrobiłam kiedyś na komórce, a nie skredytowali mnie. Na albumie znajdziemy też duet. Utwór “I Will Still Love You” piosenkarka wykonuje razem z Don’em Phillipem. Nie znam go, ale w tym numerze przygniótł wokalnie Britney. Mam wrażenie, że więcej tu spokojnych numerów niż u rywalki – Christiny Aguilery. “Sometimes”, “Born To Make You Happy”, “I’ll Never Stop Loving You” czy wspomniane wcześniej “From The Bottom of My Broken Heart” mają w sobie sporą dawkę cukru. Zresztą czegokolwiek bym nie napisała o tej płycie, fani Britney wiedzą swoje. A mi pozostaje mówić, że najsłabszym elementem płyty jest…sama Britney.

#31, 32, 33, 34 Christina Aguilera “Keeps Gettin Better – a Decade of Hits” (2008) & Britney Spears “Singles Collection” (2009) & Leona Lewis “Echo” (2009) & Ciara “Fantasy Ride” (2009)

Płyty z serii “The best of…” zawierające największe hity danej gwiazdy są zawsze miłą pamiątką. Jednocześnie jednak mogą odkryć fakt ile dany artysta pracował, zmieniał swój styl, eksperymentował z brzmieniem. I Britney już na wstępnie ma ode mnie minusa za lenistwo. Po pierwszym przesłuchaniu “Singles Collection” miałam wrażenie, że ciągle leci to samo. Britney cały czas obraca się w tych samych gatunkach: pop, teen pop, dance no i troszkę r&b. Podziwiam jej fanów za wytrwałość. Posłuchałam jednak po raz drugi. Piosenki ułożone są chronologicznie tzn. zaraz po jedynym nowym utworze (koszmarek “3”) mamy te z “Baby One More Time” przez “Britney” po “Circus”. Spodobały mi się dokładnie 4 piosenki spośród 18: “Toxic”, “Everytime”, “Born To make You Happy” oraz “If You Seek Amy”. Najmniej natomiast “I’m Not a Girl Not Yet a Woman”, “(You Drive Me) Crazy”, “Stronger” oraz “Radar”. Co jeszcze można napisać o tej składance? Może wyrazić nadzieję, że przy nowej płycie Britney nas czymś zaskoczy?

Swoją karierę Christina Aguilera rozpoczęła już w 1998 nagrywając utwór “Reflection” do filmu “Mulan”. Piosenka była nominowana do Złotego Globu. Jednak na składance podsumowującej 10-lecie pracy artystycznej Xtiny jej zabrakło. Brakuje mi tu również ballady “The Voice Within” i “Can’t Hold Us Down” z płyty “Stripped”. Jednak komplikacja jej największych hitów jest odpowiedzią na oytanie, dlaczego jestem fanką Christiny. Jak Britney wytknęłam monotonię tak tu nie mogę narzekać na nudę. Na tej składance dokładnie słychać, jak różnych styli próbowała Chrissy. Mamy tu pop (“Come On Over”, “What a Girl Wants”), piosenkę nagraną do musicalu “Moulin Rouge” – “Lady Marmalade, nieco hip hopowy “Dirrty”, rockowy “Fighter”, wzruszające ballady (“I Turn To You”, “Hurt”, “Beautiful”), swingowy “Candyman”, jazzowo-popowy “Ain’t No Other Man” czy w końcu dwa nowe, elektryczne numery (“Keeps Gettin better”, “Dynamite”). Obawiałam się przeróbek dwóch hitów – “Genie In a Bottle” oraz “Beautiful”. Na szczęście ich odświeżone odpowiedniki miło mnie zaskoczyły. Jednak jest tu i piosenka, która nie bardzo mi się podoba. Chodzi o utwór “Nobody Wants To Be Lonely” ft. Ricky Martin. Jest trochę nijaka i nużąca. Mimo wszystko uważam, że płyta “Keeps Gettin Better – a Decade of Hits” jest godnym podsumowaniem kariery tej niezwykle wszechstronnej artystki.

Drugi krążek zwyciężczyni brytyjskiego X-Factor pt. “Echo” nie odniósł tak spektakularnego sukcesu jak “Spirit”. Chociaż stylistyka nie odbiega aż tak bardzo od debiutu. Nadal przeważa pop, soul. Momentami słychać wpływy r&b. Leona ma naprawdę dobry głos. Umie z niego ‘korzystać’. Na “Echo” robi to jeszcze bardziej świadomie niż na debiucie. Najlepiej sprawdza się z balladach. Pasują do niej piosenki pełne dramatyzmu. Nic więc dziwnego, że i na tym albumie przeważają takie kompozycje (“Naked”, “Happy”). Jednak i Leona ma czasem ochotę na zabawę. Świadczy o tym taneczny numer “Outta My Head”. Brakuje mi tu niestety potencjalnych hitów. Nie, nie chodzi mi o dancepopowe pioseneczki. Szukałam czegoś na miarę “Bleeding love” czy “Better in time”. Wiele z piosenek wysiada po 1-2 minutach. Zauroczyła mnie piosenka “Brave”. Początek brzmi super. Jednak to chyba jedyna piosenka, która została mi w pamięci. Brakuje mi tej ‘starej’ Leony. Wydawała się prawdziwa. Na “Echo” dostajemy jakby gotowy produkt. Brakuje mi w niektórych piosenkach emocji. Wkurza też obecna momentami elektronika. Leona miała być wielką rywalką Mariah Carey. Jak na razie, amerykańska diva może spać spokojnie.

Ciara, która zadebiutowała w 2004 albumem “Goodies” nazywana jest największą rywalką Beyonce. Pomijając oczywiście podobieństwa w wyglądzie, obie wokalistki wydały w przeciągu jednego roku (Bee pod koniec 2008, Ciara w I połowie 2009) swoje trzecie, solowe albumy. Obie również inspiracje czerpią z popu, r&b i hip hopu. Jednak dla mnie Ciara jest lepsza. Jak przy Beyonce zasypiam, tak przy Ciarze się budzę. “Fantasy Ride” łączy w sobie pop, r&b i hip hop. Ciara świetnie sprawdza się w takich klimatach. Jedyne, co mogłabym zarzucić tej płycie, to bardzo kiepską promocję. Single były niedostatecznie często puszczane, Ciara nie wiele razy pojawiała się w telewizji. Piosenkarka nie ma może takiego głosu jak Knowles, ale zręcznie manewruje w stylistyce r&b i hip hopu, sprawiając, że bardzo przyjemnie się tego słucha. Bardzo ciekawie wygląda lista gości. Ciara zaprosiła m.in. Missy Elliott (“Work”), Chrisa Browna (“Turntables”), Justina Timberlake’a (“Love Sex Magic”). Pokazuje, że w subtelnych, wolnych utworach (“Ciara To The Stage”, “Keep Dancin’ On Me”) sprawdza się równie świetnie co w tanecznych numerach (“Pucker Up”, “High Price”). Cało album jest niezwykle równy – od początku do końca trzyma poziom. Cóż, pozostaje tylko powiedzieć: zapraszam do “fantastycznej jazdy” razem z Ciarą.