#200 Joss Stone „Introducing Joss Stone” (2007)

Przy okazji płyty “Mind, Body & Soul”, która ukazała się 3 lata przed “Introducing Joss Stone” artystka mówiła, że to jej właściwy debiut. Miała oczywiście na myśli w pełni autorskie kompozycje, a nie zbiór coverów, z których składał się jej pierwszy krążek (“The Soul Sessions”). W wywiadach po wydaniu płyty, którą właśnie recenzuje takie słowa również padły. No więc jak to jest? Czy przy promocji “Colour Me Free” i “LP1” tez usłyszymy, że to jej ‘debiut’? To się jeszcze okaże, mam w planach te płyty. Dalekich, ale jednak. Na “Introducing Joss Stone” nadal pierwsze skrzypce gra ‘czarny’ wokal Joss. Styl się nie zmienił. To nadal r&b pomieszane z soulem i funkiem. 19-letnia Stone sama napisała większość tekstów.

Czytaj dalej #200 Joss Stone „Introducing Joss Stone” (2007)

#188 Joss Stone “Mind, Body & Soul” (2004)

Dla mnie, osobiście, płyta “Mind, Body & Soul” to mój prawdziwy debiut – powiedziała po nagraniu drugiej płyty Joss Stone. Nie da się ukryć. Wydany zaledwie rok wcześniej album ‘The Soul Session” był zbiorem coverów. Nikt nie przypuszczał, że ta niepozorna 16-latka, obdarzona silnym, ‘czarnym’ głosem sprzeda 5 milionów płyt na całym świecie. Płytą “Mind, Body & Soul” udowodniła, że jej gwiazda nie zgaśnie po jednym dobrze przyjętym singlu. Wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej rozbłyśnie. Ten krążek podoba mi się bardziej, niż poprzedni. Jest różnorodniejszy. Raz mamy soulowe ballady (“Right to Be Wrong”, “Killing Time”), innym razem taneczne numery, które jednak są zrobione ze smakiem (“You Had Me”, “Young at Heart”). Sporo tu również r&b. Szczerze mówiąc Joss bardziej zaciekawiła mnie w szybkich numerach niż w balladach. Uwielbiam “You Had Me”. Jest to piosenka z bardzo wyrazistą melodią. Od pierwszych chwil porywa nas do tańca. Jeszcze bardziej lubię “Less Is More”. Jedyna piosenka na krążku, w której odznaczają się rytmy reggae. Joss brzmi w niej super. Podoba mi się tekst. Tytuł piosenki jest trochę na przekór. “Less Is More” to “mniej znaczy więcej”. A w tej piosence dużo jest wszystkiego. Na pewno nie można zaliczyć jej do banalnie prostych. Wracając jednak do mojego dylematy: Stone balladowo czy tanecznie. Od każdej reguły są wyjątki. Na tyle długo chodzę do szkoły, że mogę to potwierdzić. Z szybszych nie podoba mi się “Torn & Tattered”. Jest taka nudna, bez ‘życia’. Jedynie pod koniec trochę się ożywia. To jednak za mało by zyskać moją sympatię. Z ballad nie przekonuje mnie “Right to Be Wrong”. Trwa 4 minuty i 40 sekund. Zniosę ze dwie. Uwielbiam jednak spokojne “Sleep Like a Child” i niesamowite “Security”. zawarte na samym końcu płyty “Sleep Like a Child” wcale nie jest kołysanką. Ja przy nim nie zasnęłam. Wręcz przeciwnie. Słuchałam jak zahipnotyzowana. Podoba mi się również tekst. szczególnie refren: So fall into sleep Peaceful and deep (…) When you can’t hold out much longer Don’t you cry When the darkness is getting stronger Sleep like a child Peaceful and deep And when you lay you down I pray your soul to keep (PL: Zaśnij spokojnie i głęboko (…) Gdy nie będziesz mógł już dłużej wytrzymać. Nie płacz, Gdy ściemni się jeszcze bardziej. śpij jak dziecko spokojnie i głęboko I gdy się położysz będę się modlić o Twą duszę). w “Security” uwielbiam ten chórek, który towarzyszy Joss. Boski. Do pozostałych spokojnych piosenek należy m.in. “Understand” (nijakie) i “Killing Time”, które jest soulowo-rockową balladą. Szczególnie w refrenie się rozkręca. Ale i tak za sprawą Joss. Muzyka pozostaje taka sama. Jej głos tak naprawdę tworzy świetny klimat. No i ponownie wróciłam do tego tematu. Uwielbiam jej wokal. Mocny, silny, charakterystyczny. Kiedy trzeba delikatny i kobiecy. Innym razem emocjonalny i namiętny. A to wszystko w ciele zaledwie 17-letniej dziewczyny. Płyta “Mind, Body & Soul” podoba mi się bardziej niż debiut. Głównie ze względu na to, że jest większa różnorodność.

#163 Joss Stone “The Soul Sessions” (2003)

Joss Stone to brytyjska wokalistka r&b oraz soul, która zadebiutowała albumem “The Soul Sessions” w 2003 roku. Jedna rzecz mnie bardzo zszokowała. Moglibyście mi powiedzieć, że Joss Stone jest ogromną fanką Justina Biebera a do poduszki słucha Rammstein’a. Nie zrobiłoby to na mnie tak ogromnego wrażenie jak to, że nagrywając ten krążek artystka miała zaledwie szesnaście lat. Niektórzy z was mogą się zdziwić, co ja tu wypisują, co mnie niby w tym dziwi. Przecież Miley Cyrus czy Britney Spears zaczynały w podobnym wieku (Cyrus nawet wcześniej). Wystarczy jednak posłuchać jakiejkolwiek piosenki z płyty “The Soul Sessions”, by zrozumieć, o co mi chodzi. Ma niezwykle dojrzały głos. Jest świadoma tego, o czym śpiewa i co chce piosenką przekazać nam, słuchaczom. A jest tak niesamowicie młoda. Wystarczy spojrzeć na niektóre dziewczyny w jej wieku. Przedszkole normalnie. Szaleją za muzyką pokroju LMFAO czy Lady GaGi, nie dopuszczają do siebie innych gatunków niż pop i dance. Joss Stone sięgnęła po brzmienia lat 60. i 70. Sięgnęła dosłownie, bo jej debiutancka płyta jest zbiorem coverów. Mamy tu piosenki m.in. Arethy Franklin (“All the King’s Horses” z 1972 roku), Soul Brothers Six (“Some Kind of Wonderful” z 1967 roku) oraz Sugar Billy (“Super Duper Lover” z 1967 roku). Najmłodszą piosenką na płycie jest “Fell in Love With a Boy” zespołu The White Stripes z 2001 roku. Wersje Joss są całkiem niezłe. Ma fajny, ciekawy głos. Pasują do niej właśnie takie utwory. Nie potrafię wyobrazić jej sobie w piosence wyprodukowanej przez takiego Davida Guettę czy stylizacji “na Lady GaGę”. Płyta “The Soul Sessions” składa się zarówno z szybkich utworów jak i tych spokojnych. Nie ma jednak typowych ballad. Do spokojnych numerów zaliczyć należy “The Chokin’ Kind”. Uwielbiam szczególnie początek. Joss wspaniale, delikatnie śpiewaI only meant to love you Didn’t you know it baby Didn’t you know it? (PL: Ja tylko chciałam cię kochać Nie wiedziałeś kochanie? Nie wiedziałeś tego?). Spokojne jest też “Victim of Foolish Heart”. Może nie tyle w refrenie, co w samych zwrotkach. One też bardziej mi się podobają. W refrenie odpycha mnie chórek. Nie udany. Sama piosenka ma jeszcze jeden minus – jest za długa. Ciekawym spokojnym numerem jest “I Had a Dream”. Przez połowę numeru Joss Stone śpiewa prawie acapella. Tam gdzieś w oddali (trzeba się mocno wsłuchać) brzdąka ktoś na gitarze. I to jest właśnie cudowne. Tylko na chwilkę wchodzi więcej instrumentów. Ostatnią propozycją z ‘ballad’ jest “For the Love of You Pt. 1 & 2”. Długa, bo trwająca ponad 7 minut piosenka, szybko się niestety nudzi. Niewiele tez z niej pamiętam. Jednak posłuchać raz na jakiś czas jest miło. Większą część płyty zajmują jednak szybsze numery. Do najlepszych bez dwóch zdań zaliczyłabym “Dirty Man” (chociaż trochę zalatuje mi “The Chokin’ Kind”) oraz “All the King’s Horses”, oryginalnie wykonywane przez Arethę Franklin. Wersja Joss również jest świetna. Na debiutanckiej płycie Joss Stone nie ma właściwie słabych momentów. Warto się zainteresować. Nie bardzo pasuje mi, że na krążku znalazły się same covery. Wolałabym coś autorskiego.