NORAH JONES
Muzyka amerykańskiej wokalistki Norah Jones wpadła mi w ucho w momencie, w którym spodobać mi się po prostu nie mogła. A jednak. W 2009 roku, bo właśnie ten czas mam na myśli, daleko mi było do słuchaczki z wyrobionym, porządnym gustem. Cieszyły mnie przede wszystkim proste, popowe, chwytliwe numery. Jones była pierwszą z „poważniejszych” artystek, jakie zagościły w moim odtwarzaczu. Zaczęło się od albumu „The Fall”, moim zdaniem przełomowego dla twórczości Norah, bo wyrazistszego i zmierzającego bardziej w stronę retro popu aniżeli jazzu. Ujęła mnie naturalność Amerykanki. Chwilę później znałam jej pozostałe albumy: debiutanckie, urokliwe „Come Away With Me” (26 milionów sprzedanych egzemplarzy!), zawierające wpływy country „Feels Like Home” czy bluesujące „Not Too Late”. Będąc już wielką fanką z radością przyjęłam poruszające „…Little Broken Heart”. Podoba mi się to, że Norah faktycznie żyje muzyką i choć nie wydaje płyt co roku, często udziela się w pobocznych projektach, czego najlepszym przykładem jest „Foreverly” nagrane z liderem Green Day.
Ranking płyt: …Little Broken Hearts > The Fall > Not Too Late > Come Away With Me > Feels Like Home
Ulubione: Miriam, Sinkin’ Soon, Man of the Hour
KATE BUSH
Najbardziej zaskakująca kobieta w moim zestawieniu. Tajemnicza. Niedostępna. Rzadko dzieląca się nową muzyką i stroniąca od występów przed publicznością. Na muzykę Kate Bush trafiłam przeszło cztery lata temu. Los chciał, że pierwszą płytą Brytyjki, jaka wpadła mi w ręce, było „The Dreaming” – dzieło przełomowe, eksperymentalne i teatralne. W trakcie zapoznawania się z nią mogłam dać sobie z Kate spokój, ale coś kazało mi ciągnąć tę znajomość. Było warto, bo muzyka Bush pomaga mi przenieść się do innego świata i zapomnieć o rzeczywistości. Podziwiam Kate za upór i muzyczną świadomość. Wystarczy poznać historie jej pierwszych krążków („The Kick Inside”, „Lionheart”), by przekonać się, jak uzdolnioną i dojrzałą artystką była już będąc nastolatką. Ja jednak najbardziej cenię „Hounds of Love”. Jest to album pełen sprzeczności – pozytywny, optymistyczny początek zderza się z (koncepcyjną) ponurą i refleksyjną drugą połówką.
Ranking płyt: Hounds of Love > The Dreaming > 50 Words for Snow > Never for Ever > Aerial > Lionheart > The Sensual World > The Kick Inside > The Red Shoes
Ulubione: Hello Earth, Wow, The Man With the Child in His Eyes
MARIAH CAREY
Moja sympatia do Mariah Carey nie narodziła się nagle. Ba, na początku amerykańska diva irytowała mnie niemiłosiernie. Jej piosenki wydawały mi się być mdłe, nieznośnie nudne i mało oryginalne. Sytuacji nie poprawiała sama wokalistka, którą uważałam (zresztą po dziś dzień tak jest) za osobę oderwaną od rzeczywistości i skorą do wygadywania głupot. Jednak wystarczyło spędzić trochę czasu z jej muzyką, by moja opinia o Carey zmieniła się diametralnie. Artystka ma niebywały głos, z którego umie korzystać – kiedyś lepiej, dziś nieco gorzej. Nie wyobrażam sobie swojej domowej szafki z płytami bez jej albumów. Głownie tych wydanych jeszcze w latach 90., kiedy to Mariah była większą gwiazdą niż Madonna. Takie krążki jak „Mariah Carey”, „Emotions”, „Music Box” czy „Butterfly” to popowo-soulowo-rhythm’and’bluesowa perfekcja, w której szczególnie pięknie błyszczą ballady. Jak mocno trzeba mieć zatkane uszy, by nie docenić „Looking In”, „One Sweet Day”, „If it’s Over” czy „My All”?
Ranking płyt: Emotions > Music Box > Mariah Carey > Butterfly > Daydream > Charmbracelet > The Emancipation of Mimi > Merry Christmas > Me. I Am Mariah… The Elusive Chanteuse > Rainbow > Glitter > Merry Christmas II You > E=MC2 > Memoirs of Imperfect Angel
Ulubione: Hero, Vision of Love, Open Arms
AMY WINEHOUSE
Kiedy żyła, w prasie i Internecie znaleźć można było ogromną liczbę ośmieszających ją artykułów. Wszyscy patrzyli na nią i zdawali się bawić w grę „zgadnij, ile Amy dziś wypiła i co wciągała”. Po jej śmierci (23 lipca 2011) drwiny ustały i świat zaczął zdawać sobie sprawę, co stracił. A raczej kogo. Winehouse poznałam kilka lat temu, kiedy jeszcze ambitniejsza muzyka nie zaprzątała moich myśli. Ujął mnie jej głos – tak oryginalny, tak osobliwy. Szybko pochłonęłam „Back to Black”, nie do końca wówczas zdając sobie sprawę, jakże negatywnymi i przykrymi emocjami wybrukowane jest to wydawnictwo. Jednak piosenki z łatwością wpadały w ucho. Z początku debiut Amy, „Frank” (na cześć Franka Sinatry), nie został przeze mnie dostatecznie doceniony. Aż do ubiegłego roku. Dziś sądzę, że to album wybitny. Niesamowicie naturalny, dojrzały i przemyślany. Choć tworzony przez bardzo młodą, nieco niesforną, a przez to umiejącą postawić na swoim dziewczynę. Amy złożyła piękny hołd jazzowej tradycji.
Ranking płyt: Frank > Back to Black
Ulubione: Moody’s Mood For Love, What Is It About Men, Back to Black
CHRISTINA AGUILERA
Ta kobieta przyprawia mnie o ból głowy. Głos ma jak mało która współczesna piosenkarka, a tak niechętnie się z nami nim dzieli, wybierając zasiadanie w wygodnym fotelu w „setnej” edycji „The Voice”. Jej ostatnie muzyczne poczynania mogą wołać o pomstę do nieba, ale dla mnie ważniejsze jest to, co było przed nieszczęsnym „Lotus”. A był rollercoaster. Nie-tak-niewinna debiutancka popowa płyta. „Stripped”, który jak na tacy podał nam emocje i uczucia swojej autorki. Album „Back to Basics”, który pokazał, że brzmienia z lat 30. i 40. da się ująć na swój sposób. No i w końcu „Bionic” – krzykliwy, bezkompromisowy popis electropopu. Aguilera to kobieta-kameleon, której głos nieraz powodował, że miałam gęsią skórkę. Z listami przebojów już dziś nie wygra, więc jedyne, czego od niej chcę, to nowy album na najwyższym poziomie. Ona jest w stanie odnaleźć się w każdym gatunku.
Ranking płyt: Stripped > Bionic > Back to Basics > My Kind of Christmas > Mi Reflejo > Christina Aguilera > Lotus
Ulubione: Walk Away, Mercy on Me, Birds of Prey