Relacja z koncertu Vök


Muzyka pochodząca z odległej, mroźnej Islandii cieszy się niemalże na całym świecie sporą popularnością. Wielu osobom (także i mi) na hasło “islandzka muzyka” przed oczami staje zaraz zespół Sigur Rós oraz wokalistka Björk. Kraj ten pochwalić się może sporą liczbą innych wartych uwagi solistów czy zespołów, którzy inspirują swoich kontynentalnych kolegów. Polacy pokochali Vök – kwartet, który gościł u nas nie raz, choć dopiero teraz przyjechał z debiutanckim długogrającym wydawnictwem.

Polskie koncerty zespołu odbywały się pod szyldem Figure Tour. Grupa w ciągu trzech dni odwiedziła Katowice, Poznań i Warszawę. Pierwsze dwa koncerty wyprzedały się na pniu. Formacja, która powstała w 2013 roku, na koncie ma dwie epki (“Circles” i “Tension”) oraz długo wyczekiwany debiutancki longplay “Figure”, na który złożyło się dziesięć nagrań. To właśnie ten krążek przekonał mnie, że warto pojawić się w poznańskim Spocie 9 maja. Pierwsza płyta Vök jest porcją eklektycznych brzmień. Zespół w swoich kompozycjach przemieszał ze sobą inspiracje takimi gatunkami jak elektronika, dream pop, trip hop oraz r&b, skręcając chwilami w stronę ambientowych, chillujących dźwięków. Ciekawiło, jak taki zestaw sprawdzi się na żywo.

O ile w Katowicach i Warszawie zaplanowano support w postaci polskiego duetu Jóga, tak w Poznaniu od razu przeszliśmy do konkretów, w pół do dziewiątej witając na scenie gwiazdę wieczoru. Już pierwsza wykonana piosenka, jaką było “Breaking Bones”, udowodniła wszystkim, że twórczość Vök ma silne właściwości bujające. Grupa ochoczo zaprezentowała niemalże wszystkie utwory z debiutanckiego albumu (zabrakło jedynie “Crime”), wzbogacając setlistę kawałkami ze swoich wcześniejszych epek. Ciekawostką była obecność islandzkiego numeru “Við vökum”. Żywa reakcja publiczności tylko udowodniła, że fascynacja Islandią w naszym kraju jest wciąż spora. Po ostatniej przewidzianej kompozycji (“Waterfall”) brawom nie było końca, więc Vök nie mieli wyjścia – zasłużyliśmy na bisy, na które złożyły się utwory “Hiding” i “Before”.

Jeśli słuchaliście choć paru kompozycji Islandczyków, być może zwróciliście uwagę na pojawiający się w niektórych momentach saksofon. Podczas koncertu instrument ten także był obecny, jeszcze chętniej i głębiej przenikając przez wybrane piosenki i stając się świetnym kompanem dla gitar, perkusji, automatu perkusyjnego i oczywiście czystych, kobiecych wokali Margrét Rán Magnustdottir. Można powiedzieć, że Vök przyjechali do Polscy jako debiutanci. Płyta “Figure” jest ukoronowaniem ich ciężkiej, kilkuletniej pracy. Podczas poznańskiego występu było widać (i, oczywiście, słychać), że setki wspólnych koncertów dodały członkom formacji pewności siebie. Vök już teraz jest dużym, znaczącym zespołem. Pozostaje życzyć im, by ta przygoda trwała jak najdłużej.

6 Replies to “Relacja z koncertu Vök”

  1. Mnie się niestety płyta Vok nie podoba. Wolę ich EPkę, “Circles”, sprzed paru lat.

    Znajomy był co prawda na ich koncercie u mnie w okolicy i podobno na żywo wypadają genialnie, co i Ty potwierdzasz, więc chętnie dam im drugą szansę.

    Choć tym razem raczej znowu zacznę od tych starszych utworów, a potem spróbuję przekonać się do płyty, bo sam nie wiem, czego mi na niej brakuje. Chyba większych emocji, tak jakby odpowiedzialność wydawania całego albumu ich przerosła. No, ale dosyć tej psychoanalizy 🙂

  2. Znam ich piosenki i niektóre bardzo lubię 🙂 Niestety nie było mi dane być na ich koncercie,szkoda,bo lubię czuć tę atmosferę sceny i ludzi zgromadzonych 😉

  3. Nie słyszałam o nich wcześniej. Przesłuchałam kilka piosenek na Spotify i raczej nie moje klimaty

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *