#605 Leona Lewis “I Am” (2015)


Dziwią mnie tłumy ludzi, którzy ustawiają się w długiej kolejce na casting do każdej kolejnej edycji różnych muzycznych talent show. Historia brytyjskiego “X-Factora” i jego uczestników pokazuje tylko, że im większym talentem ktoś jest obdarzony, tym mniejszą karierę po tym programie zrobi. Leona Lewis, złoty głos trzeciej edycji, zaliczyła udany debiut. Płyta “Spirit” nie tylko była bestsellerem, ale i mocną propozycją pełną świetnych piosenek. I na tym dobra passa artystki się skończyła. Czy wydawnictwo zatytułowane newralgicznie i ryzykownie “I Am” było jeszcze przez kogoś wyczekiwane?

Nad wydanym dwa lata temu świątecznym albumem Leony “Christmas, With Love” nie ma się co rozwodzić. Na pewno można było zrobić ten krążek lepiej (bolą piosenki rodem z grudniowej playlisty centrum handlowego – “One More Sleep”, “Christmas (Baby Please Come Home)”, “Winter Wonderland”), bo potencjał w Lewis drzemał ogromny, czego dowodem są chwilowe wzloty w postaci “Your Hallelujah” czy “Ave Maria”. Wokalistka nie popisała się też swoim poprzednim w pełni autorskim albumem, “Glassheart”. Płyta ta jest wydawnictwem bardzo przewidywalnym i sztampowym. Obok niezłych kawałków w postaci “I to You” czy “Trouble” otrzymaliśmy wołające o pomstę do nieba electropopowe koszmary w stylu “Glassheart” i “Collide”.

Tegoroczny album “I Am” sprawia wrażenie wydawnictwa ułożonego i przemyślanego. I takim też jest. Leona ograniczyła ilość kompozycji do wystarczającej dziesiątki, serwując nam zarówno ballady, jak i taneczne numery. Spokojne piosenki wprawdzie nie dorównują wielu klasykom (do której to grupy zaliczyć dziś już można i leonowe “Bleeding Love”), ale wstydu nie ma. Gorzej prezentują się niektóre dance popowe kawałki. Ich największą wadą jest sama Leona, która nie ma tego luzu, którym pochwalić się mogą jej koleżanki specjalizujące się w porywających do tańca brzmieniach.

Zaczyna się od niewielkiego uderzenia. “Thunder” to ładnie skrojona balladopodobna kompozycja o mocniejszym refrenie. Następujące po niej popowe “Fire Under My Feet” to nie tylko najmocniejszy punkt na “I Am”, ale i jeden z najlepszych numerów w karierze Leony. Szybkie tempo, wyraźny rytm i wpływy muzyki gospel sprawiają, że ciężko wyrzucić to nagranie z głowy. Zachwyca także kolejna piosenka. “You Knew Me When” to wspaniała, soulowa ballada, w której Lewis przypomina nam, jak potrafi panować nad swoim wielkim głosem. Warto dodać, że za tekst kompozycji odpowiada Diane Warren, która “wydała” na świat takie budzące podziw utwory jak “Un-Break My Heart” czy “You Haven’t Seen the Last of Me”.

Emocjonalne “I Am” (będące “listem pożegnalnym” do założyciela poprzedniej wytwórni płytowej, w której działała wokalistka) to utwór w stylu wspomnianego na początku “Thunder”. Do tej samej szufladki trafić może “Power”. Kilka półek wyżej plasuje się natomiast bardzo proste, zaaranżowane głównie na fortepian “Thank You”, będące jednym z najlepszych nagrań na albumie.

A wspomniane wcześniej taneczne piosenki? Nieźle wypada bujające “Ladders”, będące powiewem synthpopowych klimatów. Niestety, pozostałe kompozycje sprawiają wrażenie tanich i mało oryginalnych. Nie mogę odgonić myśli, że gdyby za “Another Love Song” czy “I Got You” wzięli się bracia Lawrence, efekt byłby znakomity. Dodaliby trochę swoich bitów i piosenki od razu nabrałaby tak potrzebnego im wyrazu. W “The Essence of Me” najbardziej boli… autotune.

Album “I Am” nie zdążył trafić do sprzedaży, gdy Leona Lewis umieściła w sieci przeszło pięćdziesiąt procent jego zawartości. Ja jednak nie byłam łasa na nowe kompozycje artystki. Wolałam poczekać do premiery i mieć niespodziankę. Dużego zaskoczenia nie było, bo Leona nagrywa dość bezpieczne piosenki. I chociaż wciąż tęsknym okiem spoglądam w kierunku płyty “Spirit”, nowe dzieło zdolnej Brytyjki stawiam na drugim miejscu.

4 Replies to “#605 Leona Lewis “I Am” (2015)”

  1. Bardzo przyjemna recenzja. Co do albumu to mi jak najbardziej przypadł do gustu. Leona odwaliła kawała dobrej roboty!

    Zapraszam do nas: Recenzja Nowe Horyzonty – Lisowskiej oraz Mandaryna – Mandarynkowy sen.

  2. Do “Spirit” mam bardzo duży sentyment, “Glassheart” mi się nie podobało.
    Do “I Am” przekonują mnie single, bo są naprawdę świetne. Na razie jednak nie przesłuchałam jej w całości.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *