ALBUM: Songs in A Minor
BONUSY: Rear View Mirror, Juiciest, Typewriter
Debiutancka płyta Alicii Keys była ogromnym wydarzeniem. Sprawiła, że o młodej wokalistce i kompozytorce zrobiło się głośno na całym świecie. “Songs in A Minor” to wydawnictwo dopracowane, choć przegrywające walkę o moje względy z “The Diary of Alicia Keys”. Japońska edycja płyty wzbogacona została o “Rear View Mirror” () – utwór, którym nie zainteresowałaby się nawet piętnastoletnia Brandy w chwili gromadzenia piosenek na debiutancki krążek. To bardziej brzmi jak Britney Spears z 1999 roku bawiąca się r&b. Jubileuszowa edycja albumu przynosi nam dwie “nowości” – niedopracowane “Juiciest” (
) oraz pasujące do płytowych kolegów, porządne “Typewriter” (
).
ALBUM: The Diary of Alicia Keys
BONUSY: Streets of New York, If I Ain’t Got You (feat. Usher), If I Ain’t Got You (Spanish)
Druga płyta Keys nie przyniosła nam wiele premierowych utworów. Ba, Alicia zaprezentowała raptem jeden, i to taki, który długo w mojej świadomości funkcjonował jako stała i niezmienna część “The Diary of Alicia Keys”. Mowa tu o swoistym tribute do miasta, z którym łączy artystkę szczególna więź. “Streets of New York” () to nieco przegadany, ale jeden z najciekawszych numerów Amerykanki. Uwielbiam osnutą lekką tajemnicą i niepokojem atmosferę piosenki i jej… wzbogaconą dęciakami końcówkę. Wersja albumu m.in. dla Niemiec, Australii i krajów Ameryki Południowej zawiera dwie nowe wersje wspaniałego singla “If I Ain’t Got You”. Obie są duetami – w pierwszej pojawia się Usher (
), druga (miks angielskiego i hiszpańskiego) wzbogacona została trąbką Arturo Sandovala (
).
ALBUM: As I Am
BONUSY: Waiting for Your Love, Doncha Know (Sky Is Blue), Saviour
“As I Am” to taki album Alicii Keys, który stoi u mnie na trzecim miejscu rankingu jej płyt, awansując (w niektórych momentach mojego życia) na drugą pozycję. “The Super Edition” tego wydawnictwa (dostępna także w Polsce) zaskakiwała skręcającym w stronę soft rockowych klimatów “Doncha Know (Sky Is Blue)” (), współtworzonym przez Lindę Perry, oraz przyjemnym, łagodnym “Saviour” (
). Brytyjczycy zakupić natomiast mogli “As I Am” wzbogacone o szybkie, lecz nie budzące przesadnej euforii “Waiting for Your Love” (
).
ALBUM: The Element of Freedom
BONUSY: Through It All, Pray for Forgiveness, Stolen Moments, Heaven’s Door, Lover Man, Dreaming, We’re Almost There
Czwarta płyta Keys, choć najmniej przeze mnie lubiana, była prawdziwą kopalnią dodatkowych kompozycji, z których artystka spokojnie mogłaby złożyć epkę. Singiel “Try Sleeping With a Broken Heart” zawierał bonus w postaci lepszego od siebie, klimatycznego “Lover Man” (). “Doesn’t Mean Anything” ukryło balladowe, jednostajne “Dreaming” (
), a razem z “Empire State of Mind (Part II) Broken Down” możemy cieszyć uszy nagraniem “We’re Almost There” (
), będące coverem Michaela Jacksona. Edycja deluxe kusi żywym, lecz nie czarującym “Through It All” (
) oraz prostym, chwytającym za serce “Pray for Forgiveness” (
). Japończycy cieszyć się mogą dodatkowo z rhythm’and’bluesowego, damsko-męskiego powolnego duetu “Stolen Moments” (
) oraz akustycznego “Heaven’s Door” (
).
ALBUM: Girl on Fire
BONUSY: Brand New Me (Part II), Girl on Fire (Bluelight version)
Ostatnia jak na razie płyta Alicii pod względem bonusów przypomina “The Diary of Alicia Keys”. Raptem jeden dodatek i kilka wersji numeru tytułowego to trochę ubogo. Tym bardziej, że nowa część () wspaniałej, refleksyjnej ballady “Brand New Me” brzmi jak żart. I to do tego dość kiepski. Wokalistka spróbowała swoich sił w muzyce, która po małych “didżejskich” poprawkach zawojować by mogła parkiety klubów. Niby podkład zapada w pamięć, ale wolę Alicię w subtelniejszych numerach. “Bluelight” (
) wersja “Girl on Fire” podszyta została lekkim elektronicznym bitem, który akurat w tym przypadku jest zbawieniem dla tego dość przeciętnego utworu.
Keys zawsze była artystką która mało mnie interesowała. Kojarzę może dwa single i jakoś nie ma w niej nic, co zachęcałoby do sięgnięcia po resztę twórczości. Może kiedyś się skuszę…
hmm mi się chyba najbardziej jej pierwszy album podobał
Puściłem sobie “Typewriter” i nawet mi się spodobało. Dla mnie, jak do tej pory, niedościgniona jest debiutancka płyta Alicii. Z drugiej płyty zostało mi chyba tylko “Heartburn” i pierwszy singiel. A potem to już równia pochyła.
Pozdrawiam serdecznie, Bartek 🙂
http://bartosz-po-prostu.blog.pl
Co kolejna płyta Alicii tym gorsza. Tylko debiutancka robi wrażenie.
http://celebrity-flash.blogspot.com/
Znam pierwszy i drugi album Alicii – mają kilka chwytliwych momentów – jednak kolejnych płyt już nie kojarzę i na razie nie kwapię się, żeby je poznać 😉
Zapraszam na nowe posty http://magdalenatul.blog.pl i http://aniasolo.blog.onet.pl.