IN&OUT: Coldplay

IN

PŁYTA: A RUSH OF BLOOD TO THE HEAD (2002)

Lubię zaskakiwać, ale tym razem sobie daruję. Nie lubię być nudna, ale czasem nie sposób postawić na coś innego i zmieniać zdanie co kilka minut. Należę do tych fanów Coldplay, którzy ich drugi studyjny album traktują niemalże jak rzecz świętą, przy słuchaniu której pada się na kolana i dziękuje za taką rewelacyjną muzykę. Początki jednak tak różowe nie były – “A Rush of Blood to the Head” trafiło na moją półkę po okazyjnej cenie, dostając od razu łatkę “kiedyś posłucham”. Leżało, leżało, na moment zostało wyjęte z pudełka, a potem jeszcze chwilę leżało. A jak ponownie posłuchałam, to przez długi czas płyta nie opuszczała mojego odtwarzacza. To jest to Coldplay, które dziś uznaję za najlepsze. Już nie tak kameralne i skromne jak na debiucie, ale jeszcze nie tak stadionowe i komercyjne. Alternatywno-rockowe melodie pięknie scalają się z równie pięknym głosem Chrisa Martina i wyśpiewywanymi przez niego niebanalnymi historiami. Słuchając takich numerów jak “Green Eyes”, “Amsterdam” czy “Politik” i zestawiając je z nowymi przebojami grupy, odnoszę wrażenie, że kiedyś formacji chciało się bardziej. Konkurencja była spora, trzeba było dać z siebie więcej, coś słuchaczowi zaproponować, by pragnął do tej muzyki wracać. Jeśli nie rozumiecie fenomenu Coldplay po raz enty słysząc w radiu “Hymn for the Weekend”, niech “A Rush of Blood to the Head” będzie jedyną ich płytą, po którą w wolnej chwili sięgniecie. Wsiąkniecie. Is what I said, blame it upon a rush of blood to the head

SINGIEL: MIDNIGHT (2014)

Moment, moment. Przed chwilą nam gadała, że jedyne słuszne Coldplay to Coldplay z “A Rush of Blood to the Head”, a na swój ulubiony singiel wybiera piosenkę, która brzmi, jakby formacja zrobiła nalot na studio nagraniowe Bon Iver? Zespół bardzo zaskoczył z tym kawałkiem. Prędzej spodziewałam się po nich takiego “A Sky Full of Stars” czy “Ink”, niż kompozycji, która całymi garściami czerpie z ambientu, wykorzystując do skrupulatnego tworzenia oszczędnej, można nawet rzec ascetycznej melodii intrygującego instrumentu, jakim jest harfa laserowa. “Midnight” niezmiennie od swojej premiery zachwyca mnie swym zimnym, wręcz mroźnym klimatem, nocnym (jakby inaczej) nastrojem i pasującym do całości przerobionym wokalem Chrisa Martina. Na takie eksperymenty mają moje pozwolenie.

OUT

PŁYTA: A HEAD FULL OF DREAMS (2015)

Naprawdę nie byłam do tej płyty negatywnie nastawiona. Nawet po premierze “Adventure of a Lifetime” machnęłam ręką i wmawiałam sobie, że singiel wcale nie musi definiować całego albumu. Okładka, choć przedziwna, oczojebna, kolorowa, uderza swoją radością i podpowiada, że Coldplay są na tym etapie swojej kariery, kiedy nie muszą już nic nikomu udowadniać, o nic się bić, i postawić mogą po prostu na niczym nieskrępowaną zabawę. Podczas słuchania “A Head Full of Dreams” powinnam się więc szczerzyć od ucha do ucha. Skończyło się na grymasie bólu. To już nie jest ten sam zespół, który porwał mnie za sprawą wspomnianego “A Rush of Blood to the Head” czy nawet “Viva la Vida”. Coldplay rozwijają koncept pop rockowego “Mylo Xyloto”, machając jednak na pożegnanie rockowym brzmieniom, coraz bardziej topiąc się w bagnie z napisem “pop”. Nie mam nic do tego gatunku (jak mogłabym mieć, skoro w gronie moich ulubionych artystek są takie gwiazdy jak Madonna czy Kylie Minogue), ale kiedy w tę stronę zmierza kapela mająca na koncie świetne albumy, nie kryję rozczarowania. Niby jest nowocześnie, ale jakoś tak nijako i mało charakternie. To jeszcze zespół czy już solowy projekt Chrisa Martina? No i ci goście. Kiedyś grupa miała ambicję nagrywać z Davidem Bowiem, a dziś zadowala się Tove Lo i Bijąs? Co dalej? Iggy Azalea? Pitbull? Pamiętacie z debiutu taki jeden ładny kawałek, w którym padają słowa We never change, do we?

SINGIEL: ADVENTURE OF A LIFETIME (2015)

Przygotowując ten wpis długo myślałam, jaki utwór tu umieścić. Ostatecznie wytypowałam trzy: “A Sky Full of Stars”,  “Hymn for the Weekend” i “Adventure of a Lifetime”. Pierwszy z nich, efekt współpracy Coldplay z Aviciim, jest EDM’ową rąbanką o wielkim imprezowym potencjale. Do zabawy, do poskakania – odpuściłam, zaczęłam tolerować. Drugi, o “potrzebnej” Beyonce w chórkach i rhythm’and’bluesowym feelingu po swojej premierze bardziej mi się podobał. Wszystko zniszczyły stacje radiowe, wciskające nam ten numer do zarzygania. Drodzy państwo, tak się nie robi. Summa summarum tym najmniej przeze mnie lubianym singlem grupy Chrisa Martina zostało “Adventure of a Lifetime”, bo jako jedyne od samego początku budziło we mnie negatywne emocje. Niby wszystko się zgadza – jest bijąca z tej mieszanki popu, funku i dance popu radość. Całość niestety otwierać może niechlubną listę najbardziej irytujących i drażniących mnie kompozycji.

6 Replies to “IN&OUT: Coldplay”

  1. Nigdy nie lubiłem Coldplay na tyle, żeby ekscytować się Twoimi za i przeciw, ale emocje jak najbardziej rozumiem. Mógłbym zrobić coś podobnego z płytami Tori Amos, tylko kto by to przeczytał 😉

    1. Oj na pewno wiele osób by poczytało 😉 Takie wpisy są przydatne dla kogoś, kto dopiero chce zacząć przygodę z XYZ i ciekawi go, co warto już znać, a z jaką płytą poczekać i się nie spieszyć, bo niekoniecznie warto

  2. W tym przypadku myślimy tak samo – uwielbiam A rush of blood to the head ,ale ostatniej płyty nie mogę znieść .Może nie byłaby taka tragiczna,ale akurat od nich oczekiwałam czegoś znacznie lepszego i się bardzo zawiodłam..

  3. Uwielbiam Coldplay 🙂 Rzeczywiście ich nowsze nagrania trochę rozczarowują, ale zawsze będę miała do nich sentyment i jak widzę nowy singiel czy album, to odruchowo po niego sięgam, żeby się przekonać, co tym razem wymyślili

  4. W 100% się z Tobą zgadzam w tych wyborach. Dziś słuchając “A rush of blood to the head” chce mi się płakać, że zespół, który stworzył coś t a k d o b r e g o, dzisiaj serwuje nam popowe rąbanki typu właśnie “Adventure of a lifetime”. Wciąż mam cichą nadzieję, że to tylko jakiś chwilowy spadek formy, ale ostatnie “Something just like this” nie wskazuje, żeby miało się coś zmienić.
    Pozdrawiam,
    http://www.reckless-serenade.blog.pl

  5. Nie znam tego zespołu dobrze, ale Twój wpis bardzo mi się podobał. “Midnight” zrobiło na mnie duże wrażenie, nigdy nie powiedziałabym że to Coldplay. A z pewnością nie Ci sami artyści co nagrali “Adventure Of a Lifetime”.
    Pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „SzafiraAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *