Relacje z koncertów Tricky’ego i Michelle Gurevich

Dwa listopadowe wieczory. Dwie różne miejscówki na muzycznej mapie Poznania. Dwie gwiazdy z różnych części globu. Dwie różne stylistyki. I dwa zupełnie różne pokoncertowe odczucia. Zapraszam do przeczytania relacji z gigów Tricky’ego i Michelle Gurevich.


© Zdjęcie: Piotr Galuhn Fotografia

Chociaż Tricky (brytyjski artysta, będący ikoną trip hopu) regularnie odwiedza Polskę, melomani nie zdają się czuć przesytu jego częstą obecnością w kraju nad Wisłą. Trzy z jego czterech jesiennych polskich koncertów szybko się wyprzedało, choć po ostatniej piosence z pewnością w głowach wielu osób musiała pojawić się myśl, że te pieniądze lepiej było wydać w inny sposób. Co poszło nie tak? Przede wszystkim zawodziła sama postawa gwiazdy wieczoru. Tricky sprawiał wrażenie osoby – będą to mocne słowa – naćpanej. Miotał się po scenie, co chwilę szarpał swoją koszulkę, a z dwoma statywami mikrofonowymi wyczyniał takie rzeczy, że nie pozostawało nic, tylko podziwiać technicznego za czujność i częste, żmudne podnoszenie ich i rozplątywanie kabli. Inaczej muzyk co chwila mógłby zaliczać spektakularne upadki, stając się gwiazdą YouTube’a. Nie do końca za to potrafił stać się gwiazdą własnego koncertu, bełkocząc coś do mikrofonu. Ogromnym minusem był brak zapowiadanej wokalistki. Gościnne wokale są w końcu ważną częścią albumów Tricky’ego. On sam skupia się bardziej na komponowaniu i produkcji. Na koncercie dodawał coś od siebie, ale niesmak, że śpiew puszczany jest z taśmy, jest spory. Co nieco starał się ratować gitarzysta, będący najmocniejszym ogniwem koncertowego bandu. A ten, niestety, był nieprawdopodobnie mały i oprócz gitarzysty składał się z perkusisty. Inne dźwięki podzieliły los wokali. Zawiódł mnie także klimat i koncertowe aranżacje kompozycji. Spodziewałam się mrocznego, elektronicznego, odurzającego przedstawienia, działającego na zmysły. Dostałam coś silącego się na bycie rockowym gigiem. I to z frontmanem, który nie ogarnia swojego życia. Nie tak wyobrażałam sobie występ osoby, do której przylgnął już przydomek legenda. To była… legendarna klapa.

Zupełnie inne wrażenie zostawiła po sobie Michelle Gurevich – urodzona w Kanadzie córka rosyjskich imigrantów. Jej twórczość ciężko jest jednoznacznie sklasyfikować. Sporo w niej wpływów retro. Wiele piosenek brzmi, jakby największą inspiracją artystki były nagrania Leonarda Cohena z późniejszych lat jego kariery. Do tego wszystkiego dodaje subtelną elektronikę i dźwięki akustycznej gitary. Dodając do tego zbioru jej niski, na swój sposób zmysłowy, mruczący głos, otrzymujemy porcję kompozycji podszytych melancholią, choć przyjemnie kołyszących. Taka muzyka wspaniale wybrzmiała w ciemnych wnętrzach klubu LAB. Począwszy od otwierającego koncert nagrania “First Six Months of Love”, przez “Russian Romance”, “Show Me the Face” i “I’ll Be Your Woman”, po – wnioskując z reakcji publiczności – będące największymi przebojami Gurevich “Russian Ballerina” i “Party Girl”. Występ wokalistki zamknęła kompozycja artysty, którego nazwisko już w tej relacji padło. Wykonując “Dance Me to the End of Love” Michelle oddała hołd zmarłemu przed rokiem Leonardowi Cohenowi. Wielu muzyków brało się za coverowanie kanadyjskiego barda, ale mało na kim jego twórczość tak pięknie leży. Nieco ponad godzinny gig Gurevich z pewnością zadowolił osoby, które cenią sobie wykonawców dbających o dobry kontakt z publiką. Michelle nie była zamknięta w sobie i skupiona na wyśpiewywaniu kolejnych utworów. Chętnie w przerwach między nimi dzieliła się różnymi historiami ze swojego życia (m.in. o przeprowadzce do Berlina i poznaniu osoby, której zadedykowała ubiegłoroczny utwór “End of an Era”; matce, której zdarza się krytykować ją za sceniczny wizerunek czy ojcu, który pragnął, by jego córka była na koncertach co najmniej tak hałaśliwa jak gwiazda rocka). Ciekawie urozmaicało to jej koncert i skracało dystans między nią a słuchaczami.

5 Replies to “Relacje z koncertów Tricky’ego i Michelle Gurevich”

  1. Przesłuchałam ostatni album Michelle, jednak szybko wymazałam go ze swojej pamięci. Ale na koncert bym się wybrała. Tak z ciekawości, czy występ Tricky’ego to Twój najgorszy koncert ever? 🙂
    Pozdrawiam.

  2. Oj, z tego wynika, że Tricky nieźle opuścił loty. Byłem na dwóch jego koncertach i było świetnie. Ale to było lata temu, więc wygląda na to, że wszystko się od tamtej pory zmieniło. Michelle Gurevich chętnie bym zobaczył. Kilka jej piosenek mocno zapadło mi w pamięci.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *