#950 Marina “Love” (2019)

Po zakończeniu działań promocyjnych towarzyszących średnio udanej erze “FROOT” brytyjska wokalistka Marina & The Diamonds udała się na długi, zasłużony urlop. W rzeczywistości wyruszyła na poszukiwanie nowych inspiracji. I własnej tożsamości. Efektem tej podróży wgłąb siebie była niespodziewana zmiana muzycznego pseudonimu. Artystka pozbyła się z niego diamencików i stała się po prostu Mariną. Wciąż nad tym ubolewam, ale w końcu ważniejsza jest muzyka. A ta spadła na nas niespodziewanie.

Na końcówkę kwietnia Brytyjka zaplanowała premierę dwupłytowego wydawnictwa, “Love + Fear”. Jego pierwszą część – tę poświęconą miłości – ni stąd ni zowąd udostępniła na początku miesiąca. “Love” przepełnione jest świeżymi, popowymi piosenkami, których tematykę artystka oparła na jaśniejszej stronie życia.

Część “Love” rozpoczyna elektroniczna ballada “Handmade Heaven”, którą Marina wybrała na pierwszy singiel zapowiadający jej powrót. Piosenka jest tworem ładnym i nieprzekombinowanym. Więcej niż w warstwie muzycznej dzieje się w wokalach – Diamandis bez trudu przechodzi od niskich, głębokich tonów w wyższe rejestry. Moim drugim faworytem jest, co może być niemałym zaskoczeniem, popowo-gitarowe “Orange Trees”. Ujął mnie wakacyjny klimat tego nagrania oraz tekst, w którym Marina śpiewa o greckiej wyspie, z której pochodzi jej rodzina, i na której znalazła upragniony spokój (spent so long, was busy chasing happiness, when all I needed was a little peace). Efekt jej pracy jest jednocześnie wakacyjny i nostalgiczny. Podoba mi się także wzbogacone egzotycznymi melodiami “Superstar”, fortepianowe “To Be Human” oraz wyraziste, podszyte lekkim dramatyzmem “End of the Earth”, traktujące o miłości, która jest w stanie przetrwać koniec świata.

Mieszanie uczucia budzi we mnie “Enjoy Your Life” – synthpopowa, ejtisowa piosenka, wpuszczająca do “Love” sporo światła. Lubię jej optymistyczny wydźwięk (w końcu Marina zachęca do tego, by cieszyć się życiem), ale samo nagranie sprawia wrażenie dość kiczowatego. Nie jestem także fanką elektropopowego “True”, w którym dopiero końcówka nabiera tego upragnionego, mocniejszego wyrazu. Prawdziwą pomyłką jest za to efekt współpracy Brytyjki z Clean Bandit, najnudniejszym tanecznym zespołem świata, i Luisem Fonsim, który po sukcesie “Despacito” próbuje choć na chwilę zatrzymać na sobie uwagę niehiszpańskojęzycznych słuchaczy. Ich “Baby” jest tworem nudnym, nijakim i chaotycznym. Każdy tam gra do własnej bramki.

Chociaż Marina & The Diamonds (wybaczcie, ale dla mnie na zawsze pozostanie tą panią z diamencikami) nigdy nie należała do grona moich ulubionych wokalistek, jej czwarty studyjny krążek był na liście tych najbardziej przeze mnie wyczekiwanych premier bieżącego roku. Przygotowane przez artystkę utwory szybko wpadają w ucho, choć nie grzeszą oryginalnością czy ciekawymi aranżacyjnymi zagrywkami. U Mariny nadal największe wrażenie robią wokal i niegłupie teksty, dzięki którym ładnie błyszczy na tle innych popowych gwiazdek. Jak te diamenty, których się dziś tak wypiera.

Warto: Handmade Heaven & Orange Trees

3 Replies to “#950 Marina “Love” (2019)”

  1. Dla mnie również Marina nigdy nie należała do TOPki artystek. Znam zaledwie kilka numerów, kilka dosyć przyjemnych, ale generalnie na dłuższą metę tak jak z większością muzyki – po prostu przemija. Przesłuchałem pobieżnie ten album i na ten moment mogę podzielić się podobnymi wnioskami: to szybko wpada w ucho i takie z założenia miało być. Znając życie jednak następnego dnia już mi się znudzi. Muszę usiąść do tego na dłużej 🙂

    Nowy adres bloga: wmuzyce.wordpress.com 🙂

  2. Moje ulubione fragmenty to początek i koniec. A “Baby” podoba mi się bardziej niż “OooOooOooOrange Trees”. 😛 Nie mnie jednak trochę jestem zawiedziona, liczę, że “Fear” zrobi na mnie większe wrażenie.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *