#296 Goldfrapp “The Singles” (2012)

Dam sobie spokój z początkiem, brzmiącym w stylu „Goldfrapp to…”. Brytyjski duet pojawił się na moim blogu we wrześniu za sprawą tego, że bardzo chciałam podzielić się z wami moją opinią o ich pierwszej płycie – „Felt Mountain”. Teraz, korzystając z tego, że na początku 2012 roku zespół wydał kompilację największych przebojów, sięgam po ich całą dyskografię‘w pigułce’.

Jak może wiecie, Goldfrapp powstał w 1999 roku. Od tamtego czasu Alison i Will nagrali pięć studyjnych albumów. Debiutancki, zajmujący wysoką pozycję wśród moich ulubionych płyt, „Felt Mountain”, ukazał się w 2000 roku. Kolejne dzieło, „Black Cherry”, na półki sklepowe trafiło trzy lata później. Trzeci krążek zespołu, „Supernature”, do fanów trafił w 2005 roku. Czwarty, „Seventh Tree”, ukazał się w 2008, a ostatnia płyta, „Head First”, w 2010.

Ze wszystkich albumów, które do tej pory wydał zespół, znam tylko dwa pierwsze. Zabierając się za pisanie tej recenzji postanowiłam sobie, że na podstawie zamieszczonych tu singli postaram się zakreślić obraz poszczególnych płyt Goldfrapp. Już teraz obiecuję, że nawet w sytuacji, gdy utwory będą wywoływały u mnie mdłości, i tak sięgnę po dany krążek. Jestem szalona? Może…

„Felt Mountain” na składankę trafiły tylko dwie piosenki. Ale za to jakie. Mamy tu „Lovely Head”, które po prostu kocham. Strasznie podoba mi się klimat tego kawałka, taki tajemniczy, psychodeliczny. Surowy. Druga piosenka to „Utopia”, czyli kolejny numer Goldfrapp, który uwielbiam. W przeciwieństwie do „Lovely Head” jest bardziej stonowany. Oba utwory świetnie reprezentują krążek „Felt Mountain”, nakreślają nam jego nastrój i styl. Chłodny, elegancki, surowy. Aż szkoda, że pominięto na „The Singles” kawałek „Human”. Pokazałby on, że na „Felt Mountain” zespół czerpał inspiracje również z muzyki lat 30. i 40.

Drugą płytę w dorobku brytyjskiego duetu reprezentują trzy piosenki: „Strict Machine”, „Train” oraz „Black Cherry”. Miałam już okazję się przekonać, jak album „Black Cherry” brzmi w całości. Niestety, nie dorównuje on poprzednikowi. Brakuje już tej epickiej wręcz atmosfery. Jest bardziej dosłownie. Mamy tu elektroniczne, charakteryzujące się rockowymi wstawkami nagranie “Strict Machine”, w którym wokal Alison aż za bardzo skojarzył mi się z Kylie Minogue. Lepiej jest w “Train” (świetny refren!). Mostem łączącym “Felt Mountain” z drugim krążkiem Goldfrapp wydaje mi się utwór “Black Cherry”. Równie nastrojowe i subtelne, co piosenki z debiutu.

Teraz ląduję na nieznanych wodach. Kolejnych płyt zespołu w całości nie znam. Mam więc nadzieję, że dużo powiedzą mi o nich single. “Ooh La La”, “Numer 1” i “Ride a White Horse” to utwory z albumu “Supernature”. Przyznam szczerze, że całkiem mi się podobają. Szczególnie ten pierwszy kawałek. Jest bardzo przebojowy. Jego styl określiłabym mianem glam rocka połączonego z elektroniką. Jak “Ooh La La” jest szybkie, tak “Numer 1” odrobinę zwalnia. “Ride a White Horse” zrobiło na mnie średnie wrażenie. Ani dobry, ani zły numer. Raz na jakiś czas posłuchać można, jednak bym się specjalnie zachwycała, to nie powiem. Album “Supernature” wydaje mi się całkiem ciekawy. Dużo w nim elektroniki, ale występują też rockowe brzmienia.

Czwarty album duetu Goldfrapp nosi tytuł “Seventh Tree”. Na “The Singles” znalazły się tylko dwie piosenki z tego krążka. Pierwsza z nich jest “A&E”. Pod tym tajemniczym skrótem skrywa się hasło ‘Accident and Emergency’. Utwór bardzo mi się podoba. Jest taki spokojny. Małego minusa dałabym tylko Alison. Nie brzmi tak dobrze jak w pozostałych utworach. Drugi kawałek to “Happiness”. Tutaj już nie mam się do czego przyczepić, gdyż piosenka jest bardzo dobra. Obydwa single pokazują, że muzyka Goldfrapp ewoluowała. Nie jest już tak elektroniczna i przerobiona komputerowo jak na “Black Cherry” czy “Supernature”. Delikatna elektronika połączona jest z popem i folkiem.

Ostatnią studyjną płytą zespołu jest “Head First”, wydane w 2010 roku. Album promowany był trzema singlami, z czego na składance znalazły się tylko dwa – “Rocket” oraz “Believer”. Niestety, ani jedna, ani druga piosenka nie przypadła mi do gustu. Są takie zwyczajne, mało interesujące. Nie tego oczekuje się po Goldfrapp. “Head First” wydaje się być albumem najmniej ciekawym i najbardziej zwyczajnym. Single pokazują, że dużo na nim synthpopu i electropopu oraz nawiązań do muzyki z lat 80. Wciąż pamiętając poprzednie utwory Goldfrapp, muszę ze smutkiem przyznać, że jestem zawiedziona.

Jednym z nowych utworów jest “Yellow Halo”. Muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. Kawałek jest taki delikatny, subtelny. Alison brzmi niezwykle łagodnie, ślicznie. W podobnym stylu utrzymana jest druga nowość – “Melancholy Sky”. Klimat piosenki świetnie pasuje do tytułu. Jest odrobinę smutna, melancholijna. Mało w niej elektroniki. O wiele więcej natomiast orkiestrowych elementów. Piękne. Takie Goldfrapp kupuję najbardziej. Ile ja bym dała, by ich następna studyjna płyta była właśnie w takim stylu.

Nie popisały się osoby, które były odpowiedzialne za powstanie “The Singles”. Na czternaście utworów, tylko dwa z nich to zupełnie nowe kompozycje. To trochę mało. Wydaje mi się, że zespół, który ma na koncie pięć albumów i masę singli, zasługuje na dwupłytowe wydawnictwo, a nie takie okrojone. Byłaby to nie tylko fajna sprawa dla fanów, ale i dla osób, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z muzyką Goldfrapp.

4 Replies to “#296 Goldfrapp “The Singles” (2012)”

  1. nie wiem jakim cudem, ale jakoś nie zarejestrowałam, że Godfrapp wydało coś takiego. a już myślałam, że uda mi się odłożyć trochę kieszonkowego i chociaż w tym roku kupić dla rodziny wypasione prezenty. a tu się okazuje, że kupię sobie wypasioną płytę 🙂 Uwielbiam “Strict Machine” , “Ooh La La”… no generalnie lubię 🙂 nie mam żadnej płyty, a skoro z całą dyskografią jestem już zapoznana, myślę, że to dobry pomysł sprezentować sobie na mikołaja taki krążek.

  2. “Lovely Head” jest świetne, za to “Rocket” i “Believer” to jakaś porażka.
    Nowa recenzja: “Some Nights” fun. (fizzz-reviews.blogspot.com)

  3. Nie oceniaj płyty po singlach, “Head First” to naprawdę warty uwagi krążek, single tylko mają zainteresować potencjalnego słuchacza. Na krążku jest parę perełek, np. I Wanna Life, Alive czy Believer. Całość jest swoistym nawiązaniem do brzmień z lat 80., i to naprawdę udanym! :))

Odpowiedz na „~FizzzAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *