#589 Rebecca Ferguson “Lady Sings the Blues” (2015)

O tym, że program „X-Factor” przynosi krótkotrwałą popularność, przekonał się już prawie każdy jego uczestnik. Na początku wielka sława, pierwsza płyta szybko trafiająca do rąk fanów, odnoszące sukcesy single. I tak do czasu kolejnej edycji. Pojawiają się nowe twarze i poprzedni uczestnicy odchodzą w niepamięć. Przykłady można mnożyć i mnożyć. Pięć minut minęło już jakiś czas temu Rebece Ferguson. Co ciekawe artystka dopiero teraz rozwinęła skrzydła i nagrała płytę, którą powinna zaserwować nam już dawno.

Ten album nie mógł być komercyjnym sukcesem. Po przystępnym, ale mało odkrywczym czy nawet nudnym „Freedom” wokalistka postanowiła wybrać trudną drogę i nagrać płytę z góry skreśloną przez mainstreamowe środowisko. Tytuł „Lady Sings the Blues” wiele nam mówi. Lata temu krążek o takiej nazwie wydała legendarna Billie Holiday. Album Rebeki nie jest jego wierną kopią, choć składa się w całości z kompozycji, które towarzyszą nam od dekad. Pochodzą one nie tylko ze zbiorów Holiday, ale wykonywane były wcześniej przez takich artystów jak Ruth Etting, Tommy Dorsey czy Cole Porter.

Rebecca Ferguson w studiu nagraniowym spotkała się z całą orkiestrą. Nie oszczędzała na aranżach, przez co te jazzowe utwory robią wrażenie, jakby faktycznie nagrane przez nią zostały parę dekad temu. Instrumentarium jest mocnym atutem tego albumu.

Piosenki zawarte na “Lady Sings the Blues” (a jest ich na standardzie, co dzisiaj niespotykane, aż siedemnaście) podzielić mogę na utwory znakomite i bardzo dobre. Najlepszym reprezentantem pierwszej grupy jest “God Bless the Child”, jazzująca, przejmująca kompozycja. Do grona moich ulubionych nagrań należą także swingujące, zachęcające do tańca piosenki: pozytywne “Get Happy”, urocze “All of Me” oraz “What Is This Thing Called Love”. Nie potrafię także przejść obojętnie obok spokojnych, eleganckich kompozycji w stylu “I Thought About You”; nieco ponurego “Stormy Weather”; brzmiącego najbardziej wiekowo “Lady Sings the Blues” czy prostego, cichego “Don’t Explain”. Bardzo dobrze oceniam natomiast takie utwory jak kołyszące “Willow Weep For Me”, szybsze “My Man”, orkiestrowe “Embraceable You” i “The Ole Devil Called Love”.

“Lady Sings the Blues” zwyczajnie zachwyca. Niewiele jest dziś osób, które potrafią odnaleźć się w takiej stylistyce. Ale gdy ktoś taki jak Rebecca się za to zabiera, nie może się nie udać. Artystka zaplusowała nie tylko głosem, ale przede wszystkim wyczuciem i podejściem do jazzowej estetyki. Ferguson to kobieta z klasą. Śmiertelnie się obrażę, gdy zniechęcona brakiem komercyjnego sukcesu sięgnie po płytkie, popowe numery. Ona jest stworzona do nagrywania jazzowych klasyków, dlatego też już teraz marzę o następcy “Lady Sings the Blues”.

One Reply to “#589 Rebecca Ferguson “Lady Sings the Blues” (2015)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *