Relacja z koncertu The Neighbourhood

Koncert kalifornijskiej kapeli The Neighbourhood siedział mi w głowie od 2014 roku. Planowałam pojawić się podczas ich pierwszego występu w Polsce, ale nie zawsze chcieć to móc. Ponowna okazja zobaczenia chłopaków nadarzyła się 3 marca. Do tego czasu zespół zdążył wydać nowy album, a moje oczekiwania co do koncertu osiągnęły spore rozmiary. Ten balon w każdej chwili mógł pęknąć. Podczas poznańskiego występu The NBHD pękł. I to z ogromnym hukiem, zostawiając mnie sam na sam z rzeczywistością.

Chociaż grupa nie należy do czołówki najpopularniejszych zespołów na świecie, ma w Polsce oddane grono fanów (a może raczej – fanek), którzy nie mogli nie pojawić się podczas krajowych koncertów. Zainteresowanie występami The NBHD w kraju nad Wisłą było tak ogromne, że nie tyle bilety rozeszły się na pniu, co jeden z koncertów (poznański) przeniesiono do większej hali, umożliwiając wzięcie udziału w nim dodatkowej, niemałej grupie osób.

Przed występem rzucił mi się w oczy artykuł o fankach, które na warszawski koncert The NBHD czekały pod klubem od samego rana. Podziwiam takie osoby za cierpliwość i zaciętość, aczkolwiek nie planowałam brać z nich przykładu. Co więcej postanowiłam wybrać się na miejsce jakąś godzinę przed “gwiazdą wieczoru”. Po tradycyjnym wystaniu się w kolejkach zdążyłam na ostatnią piosenkę supportu. Kto grał przed The NBHD? Młoda polska grupa Call the Sun, która – jak udało mi się wywnioskować na podstawie tego, co widziałam i słyszałam – dała z siebie wszystko, starając się maksymalnie umilić nam oczekiwanie na amerykański zespół. Chłopaki mogą być z siebie dumni, bo spotkałam się z wieloma opiniami, jakoby ich krótki występ był najlepszym, co spotkało nas w ten czwartkowy wieczór.

The NBHD pojawili się na scenie w miarę punktualnie przy dźwiękach piosenki “Greetings From Califournia”. Kiedy wokalista kapeli, Jesse Rutherford, zaczął śpiewać, doznałam małego szoku. Czyżby brzmiał idealnie? Czysto? Śpiewał z pasją? Ciężko stwierdzić, bo nagłośnienie było fatalne. Stojąc prawie na samym końcu, nie odróżniałam słów, nie rozumiałam, co Jesse śpiewa. Było to niesamowicie frustrujące i męczące. Mam nadzieję, że osoby stojące bliżej sceny “otrzymały” czystszy dźwięk.

Niestety nagłośnienie nie było jedyną rzeczą, która sprawiła, że koncert The NBHD nie wypadł tak dobrze, jak oczekiwałam. Sporego minusa dostaje ode mnie… sam zespół. Byłam na wielu koncertach, ale jeszcze na żadnym nie czułam się tak zlekceważona przez występującą kapelę. The NBHD weszli na scenę, grali nieco ponad godzinę i poszli, zostawiając po sobie wrażenie, że koncerty to dla nich męka i “zło konieczne”. Nie było w tym energii. Nie było pasji. Nie było zaangażowania. Wcześniej nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do umiejętności artysty w nawiązywaniu kontaktu z publiką, jednak stwierdziłam, że odpowiednie podejście do widzów jest jedną z najistotniejszych rzeczy podczas show. Jesse zdawał się nami nie przejmować, co kilka piosenek rzucając szorstkie thank you.

Żeby jednak relacja nie była wybrakowana, chętnie doniosę, jakie piosenki usłyszeliśmy w Poznaniu. Większość, co nie stanowi żadnej zagadki, pochodziła z drugiego wydawnictwa The NBHD, “Wiped Out!”. Usłyszeliśmy więc m.in. “Daddy Issues”, “Baby Came Home” (obie części), “Cry Baby” i “R.I.P. 2 My Youth”, które wzbudziło nie mniejsze poruszenie niż przebój “Sweater Weather”, będący jednym z reprezentantów debiutu “I Love You”. Inne piosenki z pierwszego albumu zespołu (np. “Afraid”, “Female Robbery”) wraz z mixtape’owymi kawałkami (“Jealou$y”, “Warm”) także systematycznie rozbrzmiewały podczas koncertu.

Po wyjściu z koncertu zaczęłam się zastanawiać, czy The NBHD zawsze miał taki stosunek do fanów. Ciężko natrafić na jakąkolwiek relację z ich pierwszego polskiego występu, ale zamieszczone przez fanów filmiki pokazują nam zupełnie inną grupę – taką, która chce każdy kolejny koncert nazwać swoim najlepszym. W Poznaniu ambicja kapeli gdzieś uleciała. Można usprawiedliwiać, że trasa to męcząca i wyczerpująca podróż, ale spójrzmy dla przykładu na dopiero co występujących w Polsce Imagine Dragons. Łódzkie show było ich przedostatnim przystankiem, a i tak zagrali, jakby od tego jednego koncertu zależała ich kariera. Tak zdobywa się szacunek słuchaczy.

Występ The NBHD coś mi jednak dał (i nie, nie był to plakat złapany przy szatni). Kazał mi się wcześniej wsłuchać w utwory, jakie weszły w skład “Wiped Out!”. Nieco się od tej płyty odsuwałam, niezbyt zachęcona jej zapowiedziami. A tymczasem… Ale to już materiał na inny artykuł.

SETLISTA


Greetings From Califournia
Prey
Jealou$y
Baby Came Home
Female Robbery
Wires
Daddy Issues
Wiped Out!
Afraid
Baby Came Home 2
Cry Baby
W.D.Y.W.F.M.
Let It Go
Warm
Sweater Weather
R.I.P.  2 My Youth

8 Replies to “Relacja z koncertu The Neighbourhood”

  1. Ooo moja koleżanka była na ich koncercie, ale w Warszawie 😀 Aż tak źle jak u Ciebie podobno nie było, ale to nie był najlepszy koncert w jej życiu.

    Pozdrawiam, Namuzowani

  2. Pamiętam, że to właśnie ten zespół nagrał jedną z tych płyt, którym dałam z czystym sumieniem 1/6.
    Co do tych fanek, stojących od rana w kolejce. Przeraża mnie “oddanie” niektórych ludzi.

  3. Szkoda, bilety pewnie tanie nie były, a zespół powinien się postarać bez względu na to, który koncert grali. Nie zapomnę jak byłam na koncercie U2, a przed nimi supportem był zespół Snow Patrol, który dał takiego czadu, że byłam mile zaskoczona, że tak rozgrzali publiczność 🙂

  4. Atmosfera na koncercie czasami potrafi być ważniejsza od samej muzyki. Moja koleżanka przekonała się do Kamila Bednarka właśnie dzięki koncertowi, atmosferze, kontakcie artysty z publiką… 🙂

Odpowiedz na „~Inna_odInnychAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *