Tegoroczne lato powoli przechodzi już do historii. Z dnia na dzień robi się ciemniej, pochmurniej. Drzewa powoli tracą liście. Ani się obejrzymy, a w sklepach pojawią się Mikołaje i choinki. Czasu cofnąć ani przyspieszyć się nie da, ale znam jeden sposób, który pozwoli naszym myślom choć na jakiś czas powrócić do wakacyjnych chwil. Hmm, odkrywcze to nie będzie, ale sami przyznacie, że muzyka potrafi nieraz zdziałać cuda. Jako poprawiacz jesiennego nastroju świetnie sprawdzają się latynoski rytmy. Takie, jakie serwowała nam Selena.
Nie, nie Selena Gomez. Choć nie zdziwiłabym się, jakby imię byłej gwiazdki Disney’a inspirowane było postacią bohaterki dzisiejszej recenzji. Selena Quintanilla muzyczną karierę zaczęła robić w latach 80. Szczyt popularności przypadł jednak na pierwszą połowę kolejnej dekady. Jej studyjne płyty cieszyły się sporym zainteresowaniem, a do samej Seleny przylgnęła łatka najważniejszej latynoskiej artystki lat 90. Wszystko przerwała jej tragiczna śmierć w 1995 roku. Artystka została postrzelona przez Yolandę Saldívar, kierowniczkę fan clubu Quintanilli.
Wydana w 1990 roku płyta “Ven Conmigo” była pierwszym większym komercyjnym sukcesem Seleny. Producentem albumu został brat wokalistki, A.B. Quintanilla, który również łapał za bass i pisał teksty. Na krążku znalazło się także miejsce dla siostry Seleny – odpowiedzialnej za bębny Suzette. Z ich pomocą młoda piosenkarka stworzyła zestaw piosenek łączących w sobie latin pop i tejano – tradycyjną muzykę stanu Teksas, popularyzowaną przez mieszkańców o meksykańskich korzeniach.
Album “Ven Conmigo” składa się nie tylko z nieprzesadnie szybkich, lecz zachęcających do tańca nagrań. Na krążku znalazło się także miejsce dla jednej ballady. Jest nią delikatne, bogate w instrumenty klawiszowe “Aunque No Salga El Sol”. Utwór jest tak smakowity, że można żałować, że na płytę nie trafiło więcej spokojnych kompozycji. Z pozostałych, pełnych ikry i pozytywnej energii piosenek, wybrałam dla siebie rytmiczne, charakteryzujące się uroczą harmonijką “Ven Conmigo”; mało latynoskie, ale za to będące materiałem na popowo-rhythm’and’bluesowy hit “Enamorada de Ti”, który po przełożeniu na angielski wykonywać mogłaby Kylie Minogue; roztańczone “Baila Esta Cumbia” (tytuł w końcu zobowiązuje); oraz celujące w nieco podnioślejszą nutę “Yo Me Voy”.
W twórczości Seleny najbardziej zaskakuje mnie jej dojrzałość. W chwili nagrywania albumu “Ven Conmigo” miała zaledwie dziewiętnaście lat, a w większości kompozycji brzmi poważnie, dorośle, choć przemyca do nich sporą dawkę naturalnego uroku i… Słońca. Dziś te piosenki furory na listach przebojów by nie zrobiły, bo mało który refren potrafi na dłużej zatrzymać się w naszej pamięci. Muzyka Seleny szybko się zestarzała, ale nadal dobrze się jej słucha. Nawet, jeśli sama płyta w połowie zaczyna nużyć, bo piosenki oparte są na tych samych patentach. Warto jednak po “Ven Conmigo” sięgnąć, by przekonać się, że latino to nie tylko nawołujący niedawno do “Bailando” Enrique Iglesias*.
* Polecam jednak jego pierwsze studyjne płyty.
O! Sel. 🙂
Tak. Imię panny Gomez wzięło się właśnie od Seleny. A “Enamorada de ti” jest w wersji anglojęzycznej i nosi tytuł “Is it the beat”. 😉 Zachęcam do posłuchania.
I mam nadzieję że mimo wszystko sięgniesz po pozostałe albumy Seleny, bo są ciekawsze i można znaleźć na nich większą różnorodność. Polecam szczególnie “Amor prohibido” oraz “Entre a mi mundo”.
A nazwisko Quintanilla się nie odmienia. 😛
Właśnie o Tobie pomyślałam!
Ciekawa recenzja, aczkolwiek hiszpańskojęzyczne klimaty nie należą do moich ulubionych. Szkoda dziewczyny.
U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂
Nigdy nie wgłębiałam się w jej muzę , a na hasło “Ven Conmigo” jedyne co przychodzi mi na myśl , to hiszpańskojęzyczna wersja “Come On Over” Christiny 😀 U mnie nowa notka 🙂
http://thelittlemonster93.blog.pl/