#698 Chris Brown “X” (2014)


Za amerykańskim wokalistą Chrisem Brownem zła sława ciągnie się od lat. Na koncie ma więcej skandali niż przebojów. Ten największy, związany z pobiciem Rihanny w 2009 roku, doprowadził nawet do tego, że ulubionym sportem wielu osób stało się publiczne niszczenie płyt artysty. Dziś Chris mozolnie odbudowuje swój wizerunek, choć krótka wizyta w więzieniu i na odwyku przesunęła w czasie premierę albumu “X”. Płyta ostatecznie ukazała się we wrześniu 2014 roku, dobry rok po tym, jak poznaliśmy pierwszy singiel.

Poprzednie dwa wydawnictwa Chrisa (“F.A.M.E.” i “Fortune”) pełne były piosenek, od których mogła rozboleć głowa. Niemało czerpiące z eurodance i EDM. Czasem aż śmieszące sporą ilością autotune’a i banalnymi refrenami. W towarzyszących premierze “X” wywiadach Brown chętnie opowiadał o tym, że tamta stylistyka to dla niego nieco wstydliwa przeszłość. Swój szósty krążek opisywał jako powrót do źródeł r&b i soulu oraz ukłon w stronę takich artystów jak Michael Jackson, Sam Cooke i Stevie Wonder. Po przesłuchaniu płyty mogę powiedzieć, że są to słowa (bardzo) na wyrost, ale nie zmienia to faktu, że ze słuchania “X” można czerpać przyjemność i nawet wynieść dla siebie kilka piosenek.

Najbardziej ciekawa byłam duetów Chrisa z Brandy i Jhené Aiko. Pierwsza z nich pojawia się w niespiesznym, miękkim “Do Better”. Druga zaś jest ozdobą zamykającego album nie mniej subtelnego, choć mającego w sobie więcej z r&b XXI wieku “Drunk Texting”. Także nieźle wypadają kolaboracje Browna z innymi facetami. Warto posłuchać nieco monotonnego, ale ładnie zaśpiewanego “Drown In It” feat. R. Kelly oraz melancholijnego, niestroniącego od gitarowych dźwięków “Autumn Leaves” z rapową partią Kendricka Lamara, która z wersu na wers nabiera agresywności. Całkiem dobre wrażenie zostawia po sobie przebojowe “Loyal” (feat. Tyga & Lil Wayne). Piosenki z Akonem (“Came to Do”), Trey Songz (“Songs On 12 Play”) i tandemem Usher & Rick Ross (“New Flame”) brzmią pospolicie i sądzę, że “X” tylko by zyskało, gdyby Chris na siłę ich tu nie upchnął.

A solowe nagrania? Zaskakuje kompozycja tytułowa, w której subtelny, balladowy początek przeobraża się w mocny, elektroniczny kawałek niepozbawiony dubstepowych wpływów. Niby ten album miał być pożegnaniem z elektroniką, ale piosenka leży kilka półek wyżej aniżeli starsze utwory Browna. Równie świetnie słucha się imprezowych “Add Me In” i “Body Shots” oraz flirtującego z folkiem (!) “See You Around”. Do słabszych, wykonywanych jedynie przez wokalistę piosenek należą zwyczajne, nie zatrzymujące na dłużej mojej uwagi “Stereotype”, “Time for Love” i “Don’t Be Gone too Long”.

Największym minusem albumu “X” jest zbyt duża liczba kompozycji (włączając w to dwa przerywniki wychodzi siedemnaście numerów!). Przeszkadza to tym bardziej, że muzyka prezentowana przez Chrisa Browna częściej tkwi w tych samych sprawdzonych rhythm’and’bluesowo-hip hopowych ramach, gdzie nie ma miejsca (lub odwagi) na eksperymenty. A przykłady “Autumn Leaves” czy “See You Around” pokazują, że warto na chwilę zmienić obrany kierunek. Trzeba jednak zaznaczyć, że “X” jest płytą znacznie lepszą od tych, które Amerykanin sprezentował nam wcześniej. Dojrzalszą, poukładaną, jakąś.

 

One Reply to “#698 Chris Brown “X” (2014)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *