#712 The Pretty Reckless “Who You Selling For” (2016)

Sześć lat temu jedną z najczęściej słuchanych przeze mnie płyt był debiut The Pretty Reckless “Light Me Up”. Promowany takimi utworami jak “Make Me Wanna Die” czy “Just Tonight” album był dla mnie wówczas zapisem zupełnie nowych, dotychczas mi obcych dźwięków. Dziś powiedziałabym, że kapela (z Taylor Momsen na wokalu) wprowadziła mnie w świat rockowego grania. Po latach zachwyt nad zespołem osłabł, lecz ze zdwojoną siłą powrócił przy okazji premiery “Going to Hell” – płyty jeszcze bardziej bezkompromisowej, jeszcze ostrzejszej, jeszcze lepiej wykonanej. Zamiast w tytułowym piekle za każdym razem ląduję w muzycznym niebie. Poprzeczka zawisła więc bardzo wysoko. Czy wrócimy na ziemię?

Na “Going to Hell” wszystko razem “zagrało”. (Nie zawsze) mocne melodie. Świetne wokale Taylor Momsen, która raz pokazywała nam swoją agresywną twarz, by za chwilę zaśpiewać łagodniej. Teksty, które nie były tak infantylne jak na debiucie, ale odkryły przed nami mroczną duszę ich autorów. Większość nagrań z drugiego wydawnictwa kapeli prowokowała i stawała ością w gardle ludziom wierzącym. Można było o nich dyskutować. Kompozycje z “Who You Selling For” nie wzniecają już takiego niepokoju i nie sieją zamętu. Jest grzeczniej.

Na samym początku grupa próbuje nam się przypodobać, oferując dwie piosenki w cenie jednej – “The Walls Are Closing In / Hangman”. Pierwsza z nich jest kilkudziesięciosekundowym, zaaranżowanym na pianino interlude, zdającym się przypominać o fragmencie pamiętnego “Bohemian Rhapsody”. Zaś druga to stonowany, gitarowy, jedynie poprawny numer, o jakieś dwie minuty za długi. Nieźle wypada dość proste, ale odpowiednio drapieżne i agresywne “Oh My God”. Utwór mógłby znaleźć się na “Going to Hell”, co powiedzieć można także o grunge’owym, nieprzesadnie szybkim “Living in the Storm”.

Bardzo mało jest na “Who You Selling For” buchających energią kawałków, które mogłyby pozbawić nas resztek sił podczas koncertu The Pretty Reckless. Do takowych (a i tak dość stonowanych i niezbyt głośnych) należą jeszcze “Take Me Down”, “Prisoner'”, “Wild City” oraz “Mad Love”. Pierwszy z utworów naprawdę wpada w ucho, będąc także najbardziej przystępnym i radio friendly numerem na albumie. Dla mnie jest to jednak nudna, wymęczona piosenka o refrenie, na który zabrakło komuś pomysłu. Zarówno “Wild City”, jak i “Mad Love”, są powiewem świeżości. W obu kompozycjach zespół połączył rockowe granie z odrobiną funku. Lepiej jednak ten miks wypada w pierwszej propozycji. “Wild City” to po prostu dobry, świetnie zrealizowany utwór, o którym pamięta się na długo po wyłączeniu albumu. Niezwykły nastrój kawałka tworzą soulowe (!) chórki, a także chwilowe odzywanie się perkusji i gitary, burzących co jakiś czas pozorny spokój piosenki. W nieco gorszym, bardziej młodzieńczym “Mad Love” grupa idzie dalej, prezentując muzykę do pobujania się, która zerka nie tylko na wspomniany funk, ale i… disco rock. Od początku jestem fanką klasycznego, blues rockowego “Prisoner”, ujawnionego na jakiś czas przed premierą wydawnictwa i niejako zdradzającego mi, że nie ma powodów do obaw o formę kapeli.

The Pretty Reckless nigdy nie odsuwali od siebie spokojnych melodii. Nigdy też tak chętnie ich nam nie proponowali, choć nowym piosenkom daleko do pełnego uroku, folkowego “Waiting for a Friend” czy przejmującego “House on a Hill”. Jedną z lepszych wolniejszych, choć nie balladowych kompozycji jest amerykańskie, oparte m.in. na brzmieniu akustycznej gitary “Back to the River”, w którym ślad zostawił muzyk Warren Haynes i jego elektryczny strunowy przyjaciel. Warto sięgnąć także po delikatne “Bedroom Window”, w którym Taylor zabiera nas w myślach na ognisko, siadając obok i wyśpiewując z wyczuciem przy akompaniamencie gitary akustycznej krótką opowieść o braku zrozumienia dla współczesnego świata. Dobre wrażenie robią również wyróżniające się minimalistycznymi podkładami “Already Dead” (ta chrypa w głosie wokalistki!)i “The Devil’s Back”. Szczególnie zachwyca drugi utwór, w którym Momsen przyznaje, że zboczyła z kursu i zgubiła własną tożsamość. Ważnym elementem kompozycji jest długi gitarowy popis na tle zepchniętego na drugi plan pianina. Takiej solówki nie dostaliśmy jeszcze w żadnej innej piosence The Pretty Reckless. Najsłabiej w kategorii spokojnych numerów wypada “Who You Selling For” – ładny, ale nudny. Można się bez niego obejść.

Na trzecim studyjnym krążku amerykańska formacja sprawia wrażenie grupy, która już się wyszalała i zatęskniła za statecznością. Piosenki już nie szokują. Nie czerpią też tylu elementów z hard rocka. Brzmią za to dojrzalej, a ich rockowe, przemyślane aranżacje stawiają The Pretty Reckless na wysokim miejscu spośród wszystkich podobnych zespołów, które pojawiły się na scenie w ostatnich kilku latach. Ja jednak wciąż jestem tą samą dziewuchą, na którą ciągle bardziej działają niepokorne kompozycje pokroju “Why’d You Bring a Shotgun to the Party” czy “Follow Me Down”.

13 Replies to “#712 The Pretty Reckless “Who You Selling For” (2016)”

  1. Jeżeli mogę o kimś ze świata muzyki powiedzieć, że go autentycznie (choć to może nie na miejscu), nie nie lubię, nie nie znoszę, nie nie trawię, tylko nienawidzę, to jest to właśnie ta grupa. Żeby to było jeszcze jakieś. Ciekawe, oryginalne. A to jest jakie takie, niby rockowe, ale dla mnie to jest jednak rock dla zbuntowanych nastolatków, którzy wyrośli z Avril Lavigne, a jak do tego jeszcze dorzucę efekt wizualny i sobie wyobrażę tę ich emo wokalistę z makijażem “na pandę” to mam dość na kolejne 100 lat. I kompletnie nie rozumiem po co ktokolwiek to promuje. Resztki jakiegokolwiek poszanowania straciła u mnie po wspólnym występem z Mansonem. Nigdy nie uznam ubierania pornografii i patologii w słowo “kreacja artystyczna”.

      1. Ha ha ha, ale się urechotałem 😉

        A tak poważnie, całkiem przyzwoicie brzmiąca płyta. “Take Me Down” przypadło mi do gustu, a o tych, jak wiadomo, się nie dyskutuje. Szczególnie z… hmmm… może to przemilczę 😉

        pozdrowienia,
        Bartek

  2. Moja faza na TPR była podobna do Twojej. Najpierw “wow, ale Light Me Up jest zajebiste! Chcę więcej!”. Później “Przydałby się nowy album, LMU jest mało odkrywcze…”. No i wreszcie “Tak! Going To Hell to album roku! Czy może być coś lepszego?” Dalej “Hmm… mój gust trochę się zmienił i GTH nie wpisuje się w niego tak dobrze, chcę coś świeżego” I w tym momencie dochodzimy do “Who You Selling For”, na ten moment mojego ulubionego albumu The Pretty Reckless. Droga jaką przebył zespół bardzo przypomina moją przez świat rockowo-metalowych zespołów. Najpierw proste, przebojowe granie, później darcie mordy i śpiewanie o piekle a teraz najbardziej urzeka mnie właśnie to, co TPR zaprezentowali na nowym albumie. Dojrzałość, retro brzmienie wyjęte z rockowych klasyków lat 60 i 70, klimatyczny blues rock, cudowna chrypka Taylor. Na ten moment moje ulubione utwory to “The Walls Are Closing In/Hangman”, “Living In The Storm”, “The Devil’s Back”. Co ciekawe, wszystkie te utwory łączy to, że są całkiem długie, a co za tym idzie nie są tak banalnie proste i oczywiste. Przecież na LMU i GTH piosenki miały średnio 3-4 minuty, a tu dochodzą nawet do 7 😮 Ja chyba lubię tasiemców. Idealnym przykładem są zespoły grające metal symfoniczny i piosenki trwające po 15-25 minut xD A wracając jeszcze na chwilę do “Who You Selling For” to dla mnie bohaterami tej płyty są Jamie i Ben. Szkoda tylko, że ten drugi nie udzielił się wokalnie…

    Pozdrawiam, Namuzowani

  3. Nigdy nie byłam wielką fanką The Pretty Reckless. Z całej dotychczasowej twórczości zespołu podoba mi się zaledwie kilka kawałków. Myślałam,że może po tym albumie zapałam większą sympatią do zespołu jednak tak się nie stało. Płyta w ogóle mi się nie podoba.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *