#733 Macy Gray “On How Life Is” (1999)

Kiedy wiele osób muzyczną karierę zaczyna robić już w nastoletnim wieku, Macy Gray swój debiut zaprezentowała nam po trzydziestce. Świat oszalał, wynosząc krążek “On How Life Is” i towarzyszące mu single na wysokie pozycje list przebojów. Mogłaby być to tylko jedna z wielu płyt krzyżujących soul i r&b, gdyby nie głos artystki – jeden z najbardziej charakterystycznych i interesujących. Nagrywanie tego krążka było cool, bo niczego nie oczekiwałam, mówiła Macy, jakby zapominając, że ważne są także oczekiwania melomanów. Warto sprawdzić, czy Amerykanka podołała zadaniu.

Hip hopowe bity i soulowe wokalizy Macy Gray. Ukłon w stronę pierwszych lat ostatniej dekady XX wieku. Tak najkrócej podsumować można dwie piosenki umieszczone na samym początku płyty – “Why Didn’t You Call Me” i “Do Something”. Obie podobnie poddały się upływającemu czasowi, zamykając słuchacza na te kilka minut w świecie lat 90. Wychodzić się z niego nie chce, więc tym bardziej cieszy fakt, że wokalistka nie była otwarta na większe eksperymenty, budując kolejne utwory na brzmieniu żywych, tradycyjnych instrumentów.

Wspomniane kompozycje “Why Didn’t You Call Me” i “Do Something” promowały “On How Life Is”, choć – i tu myślę, że żadnej osoby interesującej się muzyką nie zaskoczę – album dziś kojarzony jest przede wszystkim z “I Try”. To poruszająca, melancholijna piosenka, obdarzona w refren, który nie chce wylecieć z głowy. Ładnie przedstawia się także od strony lirycznej, zawierając w sobie najzwyklejszą prawdę – miłość przynosi radość, zaś jej brak ogromną wewnętrzną samotność. Dziś zapomina się o jeszcze jednym singlu – balladowym, bluesującym “Still”, w którym śpiewająca ciszej Macy opowiada nam historię toksycznego związku. In my last year with him there were bruises on my face (…) I still be loving you baby słyszymy w utworze, domyślając się, że miłość do pewnego brutalnego mężczyzny sprawia, że bohaterka jej smutnej piosenki ma klapki na oczach.

Z niesinglowych nagrań największe wrażenie robi na mnie “I’ve Committed Murder”. Zresztą nie tylko na mnie. W jednym z wywiadów Gray przyznała, iż to jedyny kawałek z debiutu, którego chętnie dziś słucha. Największymi atutami piosenki wcale nie są bogata aranżacja (tworzona m.in. przez organki, saksofon czy gitarę basową), refren oddany do dyspozycji znakomitego chórku czy chętniej gadająca niż śpiewająca Macy, lecz tekst – lekka opowieść o planowaniu pozbycia się nieuczciwej szefowej. Jak to się skończy? Odsyłam do utworu. Chętnie wracam również do zaskakującego “Caligua”, w którym powiewa lekki egzotyczny wiaterek; funkująco-soulowego, pieprznego “Sex-o-matic Venus Freak” oraz kawałka idealnego na pożegnanie, jakim jest “The Letter”. To na pewno nie jest smutne zakończenie, lecz pełne optymizmu “do widzenia” (So long everybody (…) Hope I see you someday soon). Do słabszych momentów płyty należą ozdobione dęciakami, jazzujące “I Can’t Wait to Meetchu”, w którym Gray rzucając pojedyncze słowa kładzie refren; oraz spokojne, wiejące nudą “A Moment to Myself”.

Podrygująca dziś na obrzeżach drugiej ligi muzycznych gwiazd amerykańska wokalistka Macy Gray zaliczyła pod koniec lat 90. debiut, który trafił do mnie dopiero wtedy, gdy uważniej się w niego słuchałam. “On How Life Is” właśnie do takiej grupy płyt należy – wymagających chwili uwagi. Inaczej sprawia wrażenie krążka nużącego, z którego na chwilę w głowie zostaną nam ze dwa refreny. Pierwszy album Gray zyskuje przy bliższym spotkaniu, szczególnie dobre wrażenie robiąc niegłupimi tekstami i tradycyjnym podejściem do muzyki ich autorki.

4 Replies to “#733 Macy Gray “On How Life Is” (1999)”

  1. Mam trochę mieszane uczucia, kiedy czytam o płytach, z którymi jestem bardzo zżyty, bo kiedyś słuchałem ich codziennie i gdzieś tam w moich oczach mają status kultowy. “On How Life Is” znam na wylot, więc stosunek mam wyjątkowo osobisty. Trochę się obawiam o “Little Earthquakes”, ale z drugiej strony jestem też bardzo ciekaw, jak wypadnie w oczach “zupełnie innego pokolenia” 🙂

    Pozdrowienia!
    Bartek

    PS. NN 😀

  2. Płyta nie podobała mi się aż tak bardzo, ale często wracam do “Caliguli”, “I Can’t Wait To Meetchu” i “The Letter”.
    Pozdrawiam. 🙂

  3. Jeden z moich ulubionych albumów. Dostałam go kiedyś od znajomego i chociaż wcześniej nie interesowałam się twórczością Macy, to po prostu się zakochałam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *