Relacja z koncertu Sóley

Muzyka islandzka, jak nie raz już wspominałam, ma w naszym kraju spore grono odbiorców. W końcu dopiero co swoje trzy koncerty wyprzedała u nas grupa Vök (relację z poznańskiego występu formacji możecie przeczytać klikając tutaj), więc z tym stwierdzeniem nie ma się co kłócić. Agencja Automatik postanowiła jeszcze troszkę porozpieszczać miłośników najzimniejszego europejskiego państwa i zaprosiła ich na koncerty Sóley.

Islandzka wokalistka karierę rozpoczęła w 2006 roku, występując przez chwilę z zespołem Seabear. Wcześniej zaś studiowała na akademii muzycznej, doskonaląc grę na pianinie. Instrument ten jest stale obecny w jej kompozycjach, pojawiając się częściej (debiutancka płyta “We Sink”) lub rzadziej, nawiązując przy okazji współpracę z innymi instrumentami (np. “Ask the Deep”). Nowa trasa koncertowa Sóley, w której ramach odwiedziła trzy polskie miasta (kolejno: Poznań, Warszawę i Katowice), odbywa się przy okazji promocji trzeciego długogrającego dzieła wokalistki – “Endless Summer”. Tytuł płyty jest piękny (kto z nas nie marzy o tym, by lato trwało wiecznie…), choć w kontekście kraju, z którego pochodzi Sóley brzmi dość ironicznie, pokazując, że artystka ma poczucie humoru. Sam koncert dodatkowo potwierdził słowa, jakie słyszałam o niej od dawna – że jest ciepłą, uroczą, serdeczną osobą, że lubi sobie pogadać między piosenkami, że po występie nie zamyka się na backstage’u.

Poznański koncert Sóley zorganizowany został w Aula Artis – sali przypominającej teatralną. Dopiero co podobne (lecz bardziej okazałe) miejsce miałam okazję odwiedzić przy okazji występu Brodki. Muzyczne przedstawienia obu wokalistek różnią się jednak diametralnie. Sóley to uosobienie spokoju. Jej kompozycje są bardzo oszczędne i minimalistyczne. Nie ma w nich miejsca na przebojowe refreny. Kojarzą mi się raczej z… kołysankami oraz utworami, za które odpowiedzialne są m.in. takie kobiece głosy jak Agnes Obel czy Laura Marling. Na scenie artystce towarzyszy niewielki zespół, składający się z gitarzysty, perkusisty, akordeonistki i keyboardzistki. Sama wokalistka przez cały koncert przygrywa sobie na klawiszach, na chwilę tylko łapiąc za gitarę akustyczną i elektroniczne urządzenie, pozwalające jej do jednej z piosenek (“I’ll Drown”) nagrać w kilka sekund podkład, który zapętlony odtwarzany był przez cały kawałek.

Podczas trwającego nieco ponad godzinę występu Sóley zaprezentowała nam nie tylko kompozycje ze swojej najnowszej, jeszcze ciepłej płyty “Endless Summer” (m.in. “Úa”, “Never Cry Moon”, “Sing Woods of Silence”, “Traveler”), ale i przypomniała kilka, jak sama ze śmiechem stwierdziła, hitów z dwóch poprzednich wydawnictw, wśród których pojawiły się takie tytuły jak “Pretty Face”, “Dreamers” i “Kill the Clown”. Każdy z numerów publiczność nagradzała gromkimi brawami. Jeśli podobnie było na jej poprzednich koncertach w Polsce, przestają dziwić zapewnienia Sóley, że kocha nasz kraj, bo ludzie są mili. Próbowała nawet nauczyć się kilku podstawowych słów, nieźle radząc sobie chociażby z dzień dobry, lecz poddając się przy kocham cię. Na koniec nie zabrakło obiecanych autografów, które, mimo później pory, wokalistka z uśmiechem i bez oznak zmęczenia składała w holu na dziesiątkach egzemplarzy swoich płyt. Mam i ja.

11 Replies to “Relacja z koncertu Sóley”

  1. Brawo Ty 🙂

    A tak serio. Ty byłaś już na jej koncercie, a ja o niej nawet nie słyszałem 🙂 Przeskakuję sobie właśnie przez piosenki na jej płytach i ta tegoroczna taka strasznie spokojna, ale ta wcześniejsza, “Ask The Deep”, ma kilka naprawdę dobrych kawałków. Właśnie zatrzymałem się na “Bad Dream” z “We Sink”. Łaaaadne 😀

    1. Brawo ja 😀
      Muszę zrobić screena. Chyba pierwszy raz znam jakiegoś artystę, którego Ty nie kojarzysz. Zazwyczaj było na odwrót.
      Nie jest tak, że Sóley słucham od lat i odliczałam dni do momentu, aż ponownie pojawi się w Polsce. Po prostu śledzę poznańskie wydarzenia i próbuję co bardziej interesujące koncerty zaliczyć. Ogarniam wejście a dopiero potem zajmuję się poznawaniem muzyki. Trochę dziwne, ale się sprawdza.

      1. W sumie dobre podejście. Ja się właśnie dowiedziałem, że w mojej okolicy wystąpi niedługo Thomas Azier, a kilka dni później Agnes Obel. Nie dam rady pójść na oba koncerty, ale jestem w lekkim szoku, że w ogóle się tutaj pojawią, bo to oznacza, że sąsiedzi mają dobry gust, no i że ktoś chce ich tutaj oglądać, mimo tego, że w czołówkach list przebojów raczej nie buszują 😉

        PS. Uśmiałem się nad tym screenem 😀

        1. Nie mam jakiś wielkich koncertowych doświadczeń, ale np. na polskim muzycznym podwórku zauważyłam, że ludzie chętnie chodzą na koncerty artystów, którzy nie sprzedają zbyt wielu płyt, nie pojawiają się w stacjach radiowych typu eska, rmf fm czy zet, nie goszczą w tv. Za to ci co mają tzw. hity zazwyczaj występują na niebiletowanych wydarzeniach w galeriach handlowych czy na dniach sera i kiełbasy.

  2. Nie znam tej artystki, ale chyba się zapoznam, bo Twój wpis jest bardzo zachęcający.
    Gratuluję autografu. [4]
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  3. Takie koncerty, gdzie wokalista/wokalistka łapie kontakt z publicznością podnoszą atrakcyjność całego występu, ja to bardzo lubię 🙂 “Pretty face” brzmi bardzo ładnie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *