Relacja z koncertu Baascha

W posiadanie jego debiutanckiej płyty zatytułowanej “Corridors” weszłam przypadkiem. Posłuchałam i zaczęłam się zastanawiać, skąd ten tajemniczy Baasch pochodzi. Skandynawia? Wielka Brytania? Może Australia? Prawda okazała się leżeć… bliżej. Ten obdarzony głębokim głosem wokalista jest polskim wykonawcą, który odnalazł swoje miejsce w świecie elektronicznych dźwięków.

Niby z polskimi artystami powinno być tak, że osoby zainteresowane ich twórczością na pytanie znajomych “widziałaś/eś na żywo XYZ?” odpowiadałyby nie tylko “tak”, ale i swoją odpowiedź mogłyby wzbogacać liczbą oznaczającą ilość koncertów danego artysty, jaką w swoim życiu zaliczyły. Wystarczy spojrzeć na trasy koncertowe. Okazji jest masa, bo i miasta się powtarzają. Pora roku w zasadzie nie gra roli – jesień, zima i wczesna wiosna to czas klubowych gigów, lato kusi bogatą ofertą plenerowych (często darmowych) występów. Mimo wszystko jeszcze do 1 czerwca przy scenicznym pseudonimie Bartka Schmidta napisać bym mogła nieładne zero. Nasze drogi w ciągu dwóch lat nie przecięły się ani razu. I mogłoby tak zostać, gdyż planowany na 19 maja koncert odwołano, by po kilku dniach ogłosić go na nowo, w innym miejscu na mapie Poznania. Nie mogło mnie tym razem zabraknąć.

Wydarzenie (odbywające się na terenie Nocnego Targu Towarzyskiego) rozpoczęło się z blisko godzinną obsuwą. Powód? Na czas nie została przygotowana scena, na której wystąpić miał wokalista. Sam koncert na szczęście wynagrodził nam tę niedogodność. W Poznaniu Baasch pojawił się w ramach trasy Live With a Million Eyes, promującej jego drugi studyjny album “Grizzly Bear With a Million Eyes”. I faktycznie – kompozycje, które weszły w skład tego krążka, dominowały przez cały koncert, tylko na chwilę robiąc miejsce dla sprawdzonych kawałków (“Corridors”, “Shout”, “Siamese Sister”) z debiutu. Dwie z nich (“Sneaker Fairytale” i “Dare to Take”) wybrzmiały nawet dwukrotnie, pojawiając się podczas bisów, bo wiadomym było, że nie damy Baaschowi tak po prostu odejść i odsapnąć. Chyba nikt nie miał dosyć, a jego wprawiające w trans i niepozwalające ustać  spokojnie w miejscu utwory dodawały energii.

Baasch jest dopiero na początku swojej koncertowej drogi z materiałem z albumu “Grizzly Bear With a Million Eyes”. Okazji by przyjść i go posłuchać będzie jeszcze sporo. Na liście jego najbliższych przystanków znalazły się takie miasta jak Kraków, Koszalin i Toruń. Warto zaopatrzyć się w jedną z jego płyt, bo na pewno pojawi się okazja do zdobycia autografu (ja swojego egzemplarza niestety zapomniałam), zrobienia sobie zdjęcia czy podzielenia się wrażeniami. Bartek nie ucieka przed fanami. Wręcz przeciwnie – stara się poświęcić im jak najwięcej czasu i uwagi. I jak tu go nie lubić?

2 Replies to “Relacja z koncertu Baascha”

  1. Lubię,gdy piosenkarze mają czas dla swoich fanów i nie uciekają przed nimi.Szkoda,że zapomniałaś swoje egzemplarza płyty :/ Ciekawa relacja,miłego dnia 🙂

  2. Jak mieszkasz w Poznaniu, to rzeczywiście większość polskich muzyków ma tam od czasu do czasu jakiś koncert i nie ma problemu, żeby sobie zaplanować posłuchanie na żywo. Ja mieszkam blisko Trójmiasta, więc mam tak samo 🙂

Odpowiedz na „Kinga K.Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *