#799 Leonard Cohen “New Skin for the Old Ceremony” (1974)

“New Skin for the Old Ceremony”, czwarty studyjny album Leonarda Cohena, jest płytą, na której historia artysty zatacza koło, przy jego jednoczesnym wejściu na zupełnie nową ścieżkę. Po dwóch nagranych w Nashville krążkach (“Songs from a Room” i “Songs of Love and Hate”) Kanadyjczyk powrócił do Nowego Jorku, gdzie w 1967 roku stworzył swój debiutancki album. Pojawił się tam jednak z nowymi współpracownikami, którzy dokonali małej rewolucji w jego muzyce. Płytą “New Skin for the Old Ceremony” Cohen zaczyna machać na pożegnanie folkowym brzmieniom.

Depresja nie opuściła Leonarda z dniem premiery “Songs of Love and Hate”. Samopoczucie wokalisty wciąż było złe, a sytuację dodatkowo pogorszyły trasa koncertowa, nieudana przygoda z filmem dokumentującym jej przebieg oraz komercyjna klapa albumu “Live Songs”. W pewnym momencie Kanadyjczyk przyznawał nawet, że myśli o zakończeniu muzycznej kariery. Wszystko zmieniło się po poznaniu Johna Lissauera, producenta, z którym Cohen szybko znalazł wspólny język i przystąpił do nagrywania pierwszej od 1971 roku płyty.

Na poprzednim albumie uwagę zwracała kompozycja “Diamonds in the Mine”, w której to wokalista pokazał swoje agresywniejsze, napastliwe oblicze. Może była to tylko forma jego aktorskiej ekspresji? Tak czy inaczej także w paru numerach na “New Skin for the Old Ceremony” zdarza się Cohenowi melodramatyzować i w ciekawy sposób prowadzić swój głos. Na pierwszy plan w tej kategorii wysuwa się otwierająca płytę piosenka “Is This What You Wanted”. Nie od razu to wzbogacone skromnymi dęciakami i kobiecymi wokalami nagranie przypadło mi do gustu. Kiedyś irytował mnie śpiew artysty. Dziś uważam, że bez tej lekceważącej nutki, którą słyszę w jego wokalu, byłoby nudniej. Całość ma świetny, knajpiany klimat, który tak bardzo podoba mi się płycie Toma Waitsa z tego samego roku.

Do mocniejszych numerów należą także wpadająca w ucho rozmowa wokalisty z Bogiem “Lover Lover Lover” (czy tylko ja wyczuwam tu inspiracje meksykańską muzyką?); będące połączeniem egzotycznych bębnów ze smyczkowymi, filmowymi motywami “There Is a War” oraz z początku ciche i proste lecz posiadające iście epickie zakończenie“Leaving Green Sleeves”. Wydaje mi się niestety, że w przypadku tej trzeciej kompozycji ktoś za bardzo próbował iść na kompromis i połączyć dwa światy.

Pozostałą część albumu zajmują spokojne, balladowe piosenki. Najsłynniejszą (i najpiękniejszą) z nich jest nostalgiczne “Chelsea Hotel #2”, w której Leonard wspomina romans z Janis Joplin. Nie wymienił jej w tekście z imienia, ani nie opowiadał o ich niedługim związku w wywiadach, ale zdradził go jeden wers (your heart was a legend), odwołujący się do jej przeboju “Piece of My Heart”. Wartymi uwagi utworami są także walczykowate, będące powrotem wojennej tematyki “Field Commander Cohen”, przesiąknięte smutkiem i tęsknotą “Take This Longing”, oraz jazzujące “Why Don’t You Try” (końcówka!) i “I Tried to Leave You”. Nie sposób również przejść obojętnie obok wykonywanej równolegle z kobiecym chórkiem refleksji nad śmiertelnością “Who by Fire”. Intryguje mnie ten kawałek – aranżacja towarzysząca warstwie lirycznej jest zaskakująco optymistyczna i obiecująca. Sarkazm?

Pamiętam jedną z pierwszych myśli, jaka towarzyszyła mi po zawarciu bliższej znajomości z “New Skin for the Old Ceremony” kilka lat temu. Zaskoczył mnie brak przebojów. Tak, wiem jak to brzmi. Tak jakby Leonard Cohen był wokalistą, który rwał sobie włosy z głowy, bo jego piosenki nie szalały na listach przebojów. Chodzi mi o brak oczywistych klasyków, którymi tak szybko stały się m.in. “Suzanne” i “Bird on the Wire”. Tym bardziej, że prawie każda z kompozycji miała ogromny potencjał. One same były rewolucją. Nie jakąś ogromną, ale pozwalającą Cohenowi pozbyć się łatki muzyka folkowego. Na “New Skin for the Old Ceremony” więcej jest barw niż na poprzednich trzech krążkach Kanadyjczyka razem wziętych. Bardzo polecam, choć dla mnie ważniejszą płytą nadal pozostaje “Songs of Love and Hate”.

Warto: Is This What You Wanted & Chelsea Hotel #2

2 Replies to “#799 Leonard Cohen “New Skin for the Old Ceremony” (1974)”

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *