Relacja z koncertu Christiny Aguilery


Są tytuły artykułów, o których myślałam, że nigdy nie pojawią się na tej stronie. Gdyby ktoś na początku 2019 roku powiedział mi, że w lipcu stanę oko w oko z Christiną Aguilerą, uznałabym, że wyobraźnia ponosi tę osobę znacznie powyżej normę. No bo jakim cudem przez tyle lat stroniąca od tras koncertowych czy wydawania muzyki artystka miałaby nagle znaleźć ochotę na europejskie tournee? Jednak życie lubi zaskakiwać.

Jeśli zdarza się wam odwiedzać The-Rockferry, na pewno zauważyliście, że moje muzyczne inspiracje sięgają naprawdę wielu gatunków i najróżniejszych wykonawców. Króluje u mnie jednak od wielu, wielu lat ta sama artystka – Christina Aguilera. Nasza znajomość nie zawsze była łatwa i kolorowa, ale mój podziw do jej wokalnych umiejętności i łatwości skakania między gatunkami nie zmalał ani trochę. Do pełni szczęścia brakowało mi skreślenia jej nazwiska na liście “do zobaczenia na żywo”. Udało się po ponad dekadzie. Dreams come true.

Do Europy Aguilerę przywiała rezydencja z Las Vegas – The Xperience. Odbywająca się pod szyldem The X Tour trasa jest jej odsłoną na Starym Kontynencie. Wokalistka ma w planach takie kraje jak Wielka Brytania, Rosja i Irlandia, lecz 11 lipca mogłam ją zobaczyć w Berlinie. Jej koncert w stolicy Niemiec odbył się w Mercedes Benz Arena, i jeśli komuś wydawało się, że zainteresowanie Aguilerą minęło wraz z jej ostatnim regularnym pojawianiem się na listach przebojów, berlińskie szaleństwo skutecznie sprowadzało na ziemię. Tysiące ludzi (odniosłam wrażenie, że głównie po dwudziestce) ruszyło zobaczyć swoją idolkę z młodzieńczych lat.

The X Tour ma charakter greatest hits z paroma niespodziankami. Całość podzielona jest na akty zapowiadane przez krótkie video, które same w sobie robić by mogły za klipy do różnych kompozycji Christiny. Rozpoczęło się od mocnego uderzenia i przejażdżki po intensywnych utworach “Bionic” i “Your Body”, które przeszły w seksowną odsłonę “Genie in a Bottle” – piosenki, która dwadzieścia lat temu przyniosła Amerykance rozpoznawalność. Niezwykłe jest to, że kompozycji co trasę nadawany jest nowy wymiar, a ona i tak ciągle się broni. Chwilą na złapanie oddechu była ballada “The Voice Within”, którą poprzedziła krótka przemowa artystki i jej podziękowanie za cierpliwość. Drugi akt podniósł temperaturę jeszcze bardziej. Xtina poświęciła go bowiem takim kompozycjom jak “Dirrty” (zakładając spodnie z odkrytymi pośladkami nawiązujące do słynnego stroju z teledysku), “Vanity” (nadal jeden z moich bionicowych faworytów!), “Express” i “Lady Marmalade”, podczas której zasypani zostaliśmy złotym konfetti.

Kolejną częścią występu Christina odsłoniła przed nami swą feministyczną naturę, prezentując “Can’t Hold Us Down” i “Sick of Sittin'”. Akt czwarty był tym najbardziej niepowtarzalnym. Kościelne motywy wprowadziły nas w klimat “Maria” i “Twice”, po których przyszła pora na zaśpiewane z duecie z wokalistą z chórku “Say Something” (prostota tego emocjonalnego nagrania jest wciąż przygniatająca) oraz “Reflection” z soundtracku do “Mulan”, które jest zdecydowanie największym zaskoczeniem tej trasy. Utwór ten Aguilera konsekwentnie pomijała od 2000 roku! Pozostała część gigu to kontynuacja jazdy po erach. “Ain’t No Other Man” przy “Candyman” (w które pomysłowo wpleciono elementy “I Want Candy” The Strangeloves), “Accelerate” obok “Feel This Moment” (ciekawe ilu fanów po doświadczeniu tego kawałka na żywo pomyślało, że w sumie nie jest taki zły), nieśmiertelne “Fighter” koło chóralnie odśpiewanego “Beautiful”. A na bis uraczeni zostaliśmy elektropopowym “Let There Be Love”. Nadal sądzę, iż piosenka jest jedną z najgorszych, jakie od Xtiny otrzymaliśmy, ale po koncercie zrozumiałam ją trochę lepiej. Ma wywoływać uśmiech. Ma sprawiać, że ruszymy się z miejsca. I tak było. The X Tour obfituje w wiele optymistycznych akcentów. I gdyby tak przyjrzeć się kompozycjom, które Xtina wykonuje w Las Vegas i Europie, dostrzeżemy, iż łączy je jedno – zdecydowanie nie są smutne czy przygnębiające.

Lata temu Christina Aguilera oczarowała mnie swoim niebywałym głosem. I chociaż przykład wielu artystek pokazuje, że ten najważniejszy instrument po latach może nie być tak sprawy jak kiedyś, ona wciąż potrafi zachwycić. Najlepiej słychać to było w momentach, kiedy nie starała się robić show. Przy “Twice”, “Reflection” czy “Say Something” pojawiały się ciarki. W żywszych utworach mogła przeszkadzać chęć oddania palmy pierwszeństwa chórkowi i dośpiewywanie pojedynczych wersów. Brakowało też większego zagłębienia się w konkretne utwory, bo mały fragmencik “Sick of Sittin'” czy ledwo muśnięte “Express” brzmiały jak nieśmieszny żart. Ale przymykam na to oko. Xtina dała z siebie naprawdę wiele, dzieląc się z nami swoją energią, dobrym słowem i uśmiechem. Popowe show z tańcami, konfetti, zmianami strojów i świetnymi wizualizacjami, które zapamiętam do końca życia. Obyśmy tylko nie musieli czekać na powtórkę kolejnej dekady.

SETLISTA

Bionic
Your Body
Genie in a Bottle
The Voice Within
Dirrty
Vanity / Express / Lady Marmalade
Can’t Hold Us Down
Sick of Sittin’
Maria
Twice
Say Something
Reflection
What a Girl Wants / Come on Over Baby (All I Want Is You)
Ain’t No Other Man
Candyman
Accelerate
Feel This Moment
Beautiful
Fighter
Let There Be Love

© część zdjęć jest mojego autorstwa; inne pochodzą ze zbiorów Mercedes Benz Areny

 

4 Replies to “Relacja z koncertu Christiny Aguilery”

  1. Brzmi super i cieszę się, że udało Ci się zobaczyć swoją idolkę. Może nie jestem aż tak wielką fanką Christiny, ale biletem na koncert bym nie pogardziła, a do setlisty dodałabym “Not Myself Tonight”.
    Pozdrawiam. 🙂

  2. Ja się do “Feel this moment” i tak nie przekonam 😀 chociaż jeśli zostawić samą Christinę to jest lepiej 🙂
    U mnie na trybunach najwięcej było ludzi koło 30., ale była też matka z dorosłą córką (nie wiem która bardziej podekscytowana). I Niemcy chyba najbardziej lubią erę “Back to Basics”, bo miałam wrażenie że na “Ain’t no other man” i “Candyman” ludzie wokół mnie bawili się zdecydowanie najlepiej 🙂
    Mnie trochę rozczarowało, że “Fall in line” nie było zaśpiewane na żywo, ale za to baaaardzo cieszę się z “Marii” (moja ulubiona piosenka z ostatniego albumu), wykonanie “Twice” mega i miałam też ciary na początku już wspomnianego “Ain’t no other man”. I aż sama nie wierzę, że moje kilkuletnie marzenie, by ją usłyszeć na żywo, się spełniło *.*

    A w sobotę P!nk, drugie marzenie i to w tak krótkim czasie 😀

Odpowiedz na „RblfleurAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *