Dekadę temu Adele wydała swój drugi album – “21” – i porządnie zatrzęsła całym muzycznym przemysłem. W czasach, gdy wzięciem cieszył się elektropop, a elektronika zaczęła przesiąkać nawet do nagrań artystów, którzy dotychczas trzymali się od niej z daleka, jej krążek odwołujący się do dźwięków lat 50. czy 60. mógł wydawać się reliktem przeszłości. Okazało się jednak, że w erze komputerów tęsknimy za normalnością i naturalnością.
Moja znajomość z “21” jest dość skomplikowana. Często zasłuchiwałam się w debiucie Adele, “19”, i początkowo niezbyt przypadły mi do gustu jej cięższe, smutniejsze nagrania, jakie weszły w skład drugiego krążka. Najzwyczajniej też w świecie zasłuchana byłam w kompozycjach Duffy i Amy Winehouse, a, umówmy się, Adele również zapragnęła odświeżyć retro brzmienia, więc o większej oryginalności nie mogło być mowy. I tak sobie “21” dryfowało gdzieś daleko ode mnie, aż postanowiłam po niemalże dziesięciu latach do niego wrócić. Mogę dziś powiedzieć, że dojrzałam do tych piosenek. Wybrałam dla was swoją aktualną złotą piątkę.
5. SOMEONE LIKE YOU
Jeśli któraś z ballad przygotowanych kiedykolwiek przez Adele miała doczekać się statusu uniwersalnej, ponadczasowej, klasycznej i takiej, po którą w przyszłości sięgać miałyby kolejne pokolenia słuchaczy, nie ma lepszego wyboru ponad “Someone Like You”. Prościutka, popowa melodia zaaranżowana na pianino jest tu pięknym towarzyszem dla smutnej, obolałej Brytyjki. Uwielbiam szczerość bijącą z tego utworu oraz to, z jaką łatwością piosenka ta potrafi połamać serca. Artystka słowa “Someone Like You” kieruje do swego byłego partnera, który dziś układa sobie życie z inną (I heard that you’re settled down). Ich rozstanie wciąż niezwykle ją boli, lecz pozwala, by promyki słońca przenikały przez ciemne chmury, które zebrały się nad jej głową (Never mind, I’ll find someone like you).
4. HE WON’T GO
Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, iż “He Won’t Go” jest najmniej popularną kompozycją ze wszystkich zawartych na “21”. Wokalistka nigdy nie wykonała jej na żywo, a jej tematyka odchodzi od problemów ze złamanym sercem. I być może właśnie przez nią Adele dotąd decydowała się na odpuszczenie sobie publicznego śpiewania tego nagrania. Jak sama w jednym z wywiadów przyznała, “He Won’t Go” napisała poruszona historią jednego ze swych przyjaciół, który walczył z uzależnieniem od narkotyków. Jeśli w tym momencie pomyśleliście o “Rehab” Winehouse, dodam, że i aranżacja mogłaby przypaść do gustu Amy. Adele, przy pomocy producenta Ricka Rubina, zdecydowała się dorzucić inspiracje hip hopem i dojrzalszym rhythm’and’bluesem spod szyldu takich artystek jak Lauryn Hill czy Mary J. Blige.
3. RUMOUR HAS IT
Można OneRepublic lubić albo nie, ale przyznać trzeba, że Ryan Tedder, lider zespołu i okazyjnie współpracownik innych wykonawców, jest niezwykle wszechstronnym muzykiem. Z Adele spotkał się przy okazji kompozycji “Rumour Has It”. Nagranie jest jedną z najszybciej wpadających w ucho piosenek z ery “21”. I, aranżacyjnie, jedną z najciekawszych i najbardziej zaskakujących. Brzmi bardzo oldskulowo, a w ciągu tych nieco ponad czterech minut spotykają się ze sobą wpływy takich gatunków jak soul, blues, jazz. Na uwagę zasługują melodie wygrywane przez instrumenty perkusyjne oraz cichszy, fortepianowy mostek. A przede wszystkim Adele, która brzmi fenomenalnie i (często) agresywnie. Ciężko się jej dziwić. W “Rumour Has It” wylewa swoje żale na przyjaciół, którzy kreują plotki na jej temat.
2. ROLLING IN THE DEEP
There’s a fire starting in my heart zaczyna swój wielki przebój Adele. “Rolling in the Deep” zwiastowało jej drugi album i szybko stało się jednym z najpopularniejszych nagrań. Utwór przez tę dekadę zdążył znudzić mi się przynajmniej dziesięć razy, ale nie zmienia to faktu, iż jest jedną z najlepszych piosenek nagranych z myślą o “21”. Głośna, charakterna popowo-soulowo-bluesowa kompozycja brzmi bardzo amerykańsko, a szczególnego smaczku nadają ją kobiece chórki inspirowane muzyką gospel. Prawdziwą królową utworu jest jednak sama Adele, która wspina się w “Rolling in the Deep” na wyżyny pewności siebie, odprawiając z kwitkiem mężczyznę, który złamał jej serce. To ja mówiąca “wynoś się z mojego domu”, a nie ja błagająca go, byśmy znów byli razem – tak o przekazie singla mówiła wokalistka.
1. TAKE IT ALL
Moja ulubiona kompozycja zawarta na “21” jest zarazem pierwszą piosenką, jaka na ten krążek powstała. Można powiedzieć, iż to właśnie od niej wszystko się zaczęło. Adele zaśpiewała ją swemu ówczesnemu chłopakowi, a ten kilka tygodni później postanowił zakończyć ich związek, który od pewnego czasu pogrążony był w kryzysie. Jego odejście było motorem napędowym do napisania pozostałych utworów. Muzycznie “Take It All” nie odbiega zbytni od tego, co Adele prezentowała nam na “19”. Jest spokojnie, jest balladowo, jest ponuro. Soulowe inspiracje spotykają się tu z elementami gospel, a melodia, podobnie jak w późniejszym przeboju “Someone Like You”, bazuje na dźwiękach pianina. “Take It All” także potrafi pozostawić słuchacza z pękniętym na tysiąc kawałeczków sercem. Szczególnie w momencie, gdy ściśniętym głosem Adele twierdza I thought you loved me more than this.
Na “One and Only” kiedyś nie zwracałam uwagi i teraz dopiero uświadomiłam sobie, że to fajny utwór. Niestety do “Take It All” jeszcze się nie przekonałam, a jeśli chodzi o “Someone Like You” to mam trochę love-hate relationship, bo przejadło mi się do tego stopnia, że bardzo rzadko wracam.
U mnie też Adele, zapraszam i pozdrawiam. 🙂
One and Only to u mnie numer 6 😀
Co to Someone Like You – jak najbardziej rozumiem. Gdy był największy szał na ten numer to miałam go po dziurki w nosie. Masakrycznie mnie wkurzał. Ale po latach jakoś cieplej na niego spojrzałam. Radia mi go obrzydziły 10 lat temu.