#1163 Jessy Lanza “Pull My Hair Back” (2013)

Przez moment uczyła muzyki, a w swoim curriculum vitae ma ukończenie szkoły muzycznej na wydziale jazzu. W jej słuchawkach najczęściej gościła twórczość Janet Jackson, Missy Elliott i Timbalanda. Tymczasem Kanadyjka Jessy Lanza nie chciała być kolejną wokalistką będącą spadkobierczynią Billie Holiday czy piosenkarką proponującą nam jedynie rhythm’and’bluesowe brzmienia. Miała na siebie jeszcze inny pomysł.

Masa artystów przez lata próbuje zachęcić nas, byśmy na dłużej zahaczyli na nich naszą uwagę. Przygotowują cały plan wydawniczy i co jakiś czas podrzucają pojedyncze utwory. W efekcie gdy wydają pierwszy krążek, mają już często niemałą grupkę odbiorców. Jessy Lanza ze swoją płytą “Pull My Hair Back” wyskoczyła znikąd. Udzieliła się wprawdzie w utworze DJ’ki Ikoniki (“Beach Mode”) i wypuściła solowy singiel “Kathy Lee”, lecz nie bawiła się z nami w kotka i myszkę. Od razu dostaliśmy całą płytę. Bezbłędną płytę.

“Pull My Hair Back” najłatwiej i najszybciej podsumować przy pomocy stwierdzenia, iż gdyby Aaliyah i Jessie Ware miały córkę, nazywałaby się Jessy Lanza. W głosie Kanadyjki sporo jest tej słodyczy i naiwności, którymi częstowała nas zmarła dwie dekady temu wokalistka. Jej brzmienie zaś nie jest pozbawione chłodnej elegancji, którą druga artystka tchnęła w nagrania zawarte na wydanej rok wcześniej płycie “Devotion”. Muzycznie otrzymujemy miks alternatywnego r&b z metalicznym synth popem i bogactwem elektronicznych dźwięków.

Przygodę z “Pull My Hair Back” rozpoczynamy od zróżnicowanego misz-maszu bitów i zdeformowanych, wysokich wokali Jessy, którymi cechuje się nagranie “Giddy”. “5785021” brzmi bardziej kosmicznie, gdy mój ulubieniec – “Kathy Lee” – zachwyca skromniejszym, grzechotnikowym podkładem i niezwykle kruchym, rozmarzonym śpiewem Kanadyjki. Highlightem krążka jest także muśnięte klubową energią “Fuck Diamond”. “Keep Moving” potrafi rozruszać nas jeszcze skuteczniej będąc piosenką o ejtisowo-dyskotekowym błysku. Takim kawałkiem nie pogardziłby duet Daft Punk. Ładne rzeczy dzieją się także w pozostałych utworach. Imprezowy potencjał tkwi w żonglującym tempem “As If” (piosenka posiada najgłośniejszy hook spośród wszystkich) oraz mroczniejszym, nastrojowym “Strange Emotion”. Warto również zerknąć na słodkie, kołyszące “Against the Wall” i wyraźniej akcentujące instrumenty perkusyjne “Pull My Hair Back”.

Debiutancka płyta Jessy Lanzy jest albumem o bardzo przyjaznej długości. Nietrudno więc wygospodarować sobie nieco ponad pół godziny, by przyswoić sobie materiał, jaki Kanadyjka przygotowała pod szyldem “Pull My Hair Back”. I już gwarantuję, że czas spędzony z tym krążkiem wam się przedłuży. To świetny materiał na piątkowe bądź sobotnie wieczory spędzone w domowym zaciszu, gdy chcemy poczuć wielkomiejski klimat i powspominać ulubione kluby. Chociaż Lanza się nie powtarza, udało jej się na debiutanckiej płycie utrzymać spójność i harmonijność. Tu nawet nie ma co wyszczególniać kolejnych kompozycji, gdyż całość robi za interesujący nocny soundtrack, który nie nuży mnie w ani jednej chwili. Bardzo dobry debiut zachęcający do dalszego zagłębiania się w dyskografię Jessy.

Warto: Kathy Lee & Fuck Diamond

One Reply to “#1163 Jessy Lanza “Pull My Hair Back” (2013)”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *