#173 Green Day “Kerplunk!” (1992)

Green Day ma w Polsce masę fanów. I tak też ci ludzie zaczęli męczyć mnie, bym oceniła jakąś płytę ich ulubionego zespołu. Ok, pomyślałam sobie, no problem. Jednak szybko z tego małego problemu urósł duży. Ze zdobyciem płyty kłopotów nie miałam. Od czego mamy Internet. Spodziewałam się świetnej, energicznej muzyki. Tymczasem jest cholernie nudno! Album liczy 16 piosenek. Są one jednak krótkie (niektóre trwają nawet minutę). Na całość można przeznaczyć sobie góra pół godzinki. Znacznie lepiej by wyszło, gdyby ilość utworów zostałaby zmniejszona o połowę, ale za to ich długość wynosiłaby ze 3-4 minuty.

O ile momentami żenującą długość piosenek da się znieść, tak to, że zlewają się w jedno jest nie fajne. Miałam wrażenie, że ciągle leci jeden utwór. A jakby dodać do tego to, że kawałki są do siebie podobne i mało czym się wyróżniają, otrzymujemy nie za wysoką notę. Denerwuje mnie też głos wokalisty – Billie’go Armstronga. Śpiewa nieczysto. Mimo, iż płyty słuchałam ponad 4 razy, nic nie pamiętam. Dlatego też posłużę się swoimi notatkami. Najbardziej wyróżniającą się piosenką jest “Dominated Love Slave”. Drugiego takiego utworu na “Kerplunk” się nie znajdzie. Co więcej – mam nadzieję, że usłyszę czegoś podobnego na następnych płytach Green Day’a, które planuję w dalekiej przyszłości zrecenzować. Numer nagrany jest w stylu country. Ok, przeżyję ten gatunek w wykonaniu Taylor Swift, ale tu naprawdę mi wsią zajeżdża. Tekst piosenki też pozostawia wiele do życzenia. Może i zabawny i prowokujący, ale bardziej pasowałby mi do Rihanny niż do Green Day’a: I want to be your dominated love slave I want to be the one WHO takes the pain You can spank me when I do not behave SMack me in the forehead with a chain (PL: Chcę być twoim zdominowanym niewolnikiem miłości Chcę być tym jednym, któremu zadajesz ból możesz dać mi klapsa kiedy się źle zachowam Machnij mnie w czoło łańcuchem). Fanom kapeli się jednak podoba. Ja się do nich nie zaliczam. Mam chyba nieco inne poczucie humoru. W “My Generation” słychać chyba głosy pozostałych członków Green Day. Ciekawie to wygląda. Nie jest to może perfekcyjny chórek, ale kto powiedział, że tylko rzeczy idealne mogą się podobać (ok, wiem – wydawcy “Vogue’a” xD). Tekst piosenki jest nieco buntowniczy: Well, people try to put us down Talkin’ bout my generation Just because we get around Talkin’ bout my generation The things they do look awful cold Talkin’ bout my generation I hope I die before I get old Talkin’ bout my generation (PL: Ludzie próbują nas ograniczyć Porozmawiajmy o moim pokoleniu Ponieważ my obchodzimy Porozmawiajmy o moim pokoleniu Rzeczy które według nich są strasznie zimne Porozmawiajmy o moim pokoleniu Mam nadzieję że umrę, zanim stanę się starym Porozmawiajmy o moim pokoleniu). Momentami mam wrażenie, że bardziej liczyła się dla nich dobra zabawa przy nagrywaniu tej płyty niż koncentracja, by wyszło to dobrze. Album niestety jest nudny. Może za kilka lat inaczej na niego spojrzę, ale dzisiaj jest dzisiaj.

5 Replies to “#173 Green Day “Kerplunk!” (1992)”

  1. A mnie się ten krążek podoba. Może trochę trudno cokolwiek zapamiętać, ale mnie się udało. Uwielbiam “Welcome to Paradise” i “2000 Light Years Away”. Nie dałbym do najgorszych “Dominated Love Slave”, bo to akurat całkiem fajny numer. Za to nie znoszę “No One Knows” i “Christie Road”.Poza tym uważam, że “Kerplunk!” jest znacznie lepsze od ich następnej płyty – “Dookie”. Tamta to dopiero nuda (fizzz-reviews)

  2. szczerzę mówiąc, nie słucham tego zespołu, a nawet niczego innego z takiego gatunku muzyki, czyli .. o ile się nie mylę punkrocku . nie podobało mi się to nigdy, nie podoba ani chyba już nie spodoba, ale to prawda, ze wiele osób lubi taką muzykę [t-teenager]

  3. Do krótkich piosenek w ich wykonaniu trzeba się przyzwyczaić – tak jest na ich 3 pierwszych albumach, na czwartej nie zwróciłam na to uwagi.Też denerwuje mnie głos Billiego, jak tak śpiewa. Podobno tak ma być (ale ja mam to w nosie). Słucham jednego albumu po drugim (w sensie tworzę sobie listy 8-albumowe, które będę słuchać itp. i Green Day jest na każdej) i czekam aż trafię w końcu na tę płytę, gdzie śpiewa normalnie, gdzie śpiewa takim głosem, jaki bardzo lubię! I znając cztery albumy (dobra, czwarty przesłuchałam tylko raz), uważam, że tę, którą zrecenzowałaś jest najgorsza.

  4. Ja osobiście też nie przepadam za Green Day. Mnie ich piosenki wydają się lekko monotonne. Tylko niektóre wzbudzają zainteresowanie. Recenzja jest naprawdę profesjonalna – z resztą jak wszystkie inne. Czekam na kolejną i biorę się za głosowanie w sondzie. Widziałaś tylko szkic postu na moim blogu – jest już oficjalny post. Liczę, że ten poprawiony też Ci się spodoba. {alyss.blog.onet.pl}

  5. Żenujący poziom braku wiedzy nt zespołu, muzyki i chociażby tła i warunków w jakich ten album powstawał w 1991 i 1992 roku.. Dominated Love Slave jest spiewane przez perkusiste, na koncertach się zamieniają i Tre to spiewa. Jak można było nie zauważyć, że to kompletnie inny głos? I fakt, autorka ma słave poczucie humoru i poziom tolerancji dla sztuki, skoro tak ją to uraziło. Nie wyobrażam sobie fana Green Daya, który prosiłby autorkę o zrecenzowanie albumu zespołu, o którym autorka nie ma pojęcia. Z gatunku muzyki, o którym autorka już w ogóle, absolutnie nie ma pojęcia.

    Aaa i do opisu “o mnie” ludzi, którzy nie zamykają się na jeden gatunek muzyki jest wieeeeeeeeeeele.

    Już wiem skąd marudzenie na mural, zadzieranie noska i granie indywidualistki.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *