#218 Tokio Hotel “Schrei” (2005)

 


Od czasu do czasu nasi zachodni sąsiedzi (Niemcy dla ścisłości, jeśli ktoś z geografii ma ledwo dwóję) „wypuszczają” na europejskie rynki muzyczne swoich wykonawców. Jednak niewielkiej grupie udaje się zrobić karierę przez duże „k”. W 2004 roku pojawił się zespół Tokio Hotel złożony z grupy nastolatków. Pewnie jeszcze co niektórzy pamiętają czasy, gdy wszyscy wyśmiewali dziewczęcy głos wokalisty – Billa. Zespół szybko podpisał kontrakt i mógł zająć się nagrywaniem pierwszej płyty – „Schrei”. Nie bójmy się użyć tego słowa – Tokio Hotel to produkt. ‘Zbuntowane’ nastolatki chciały mieć swój zespół i kogoś, kogo będą podziwiać i naśladować – proszę bardzo, dajmy im chłopaków z Tokio Hotel. Podrasowali ich wygląd i muzykę, by chłopcy byli postrzegani jako profesjonaliści. Wiele osób dało się nabrać. Ja jednak ich debiutancki krążek recenzuję z całkiem neutralnej pozycji, skupiając się tylko na tym, co słyszę.

Na album „Schrei” (z tytułem też trafili…jak kulą w płot) trafiło 12 utworów. W pisaniu tekstów chłopakom pomagali producenci. Ok, wiadomo jak taka współpraca najczęściej wygląda. Britney Spears i Rihanna też oczywiście często „piszą” swoje piosenki. Załóżmy jednak, że chłopaki nie byli tylko marionetkami w rękach wytwórni i mieli wpływ na to, co nagrywają. Zaczyna się od mocnego uderzenia – utworu „Schrei”. Jak sama nazwa wskazuje, krzyku w nim co nie miara. Bill wrzeszczy Schrei! Bis du du selbst bist […] Schrei so laut du kannst (PL: Krzycz! Aż będziesz sobą […] Krzycz tak głośno jak możesz). A na koniec zmęczył się bardziej niż ja na wf-ie po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów. Jeśli ktoś sądzi, że w kolejnych utworach wokalista będzie tak samo zdzierał sobie gardło jak w „Schrei”, może się zawieść. Dalej jest spokojniej. Podoba mi się „Durch den Monsun”. Mam do tej piosenki ogromny sentyment. Za każdym razem gdy jej słucham przypominają mi się moje koleżanki z podstawówki, które uwielbiały Tokio Hotel. To były czasy… . Lubię w niej to, że całkiem delikatne dźwięki gitary mieszają się z momentami z mocnym uderzeniem perkusji. Bill też fajnie buduje napięcie. Gdy każdy myśli, że przy wypowiadaniu słów refrenu durch den Monsun (PL: przez monsun) da czadu, on ścisza głos, śpiewa łagodniej. Najbardziej jednak zauroczyła mnie kompozycja „Rette mich”. Jestem jej fanką od kilku lat. Bardzo różni się od pozostałych utworów na „Schrei”. Jest balladą, nawet troche wzruszającą. I bodajże jedyną piosenką na debiucie Tokio Hotel, w której nie drażni mnie wokal Billa. Wręcz przeciwnie. Brzmi świetnie! Bardzo dobrze poradzili sobie i pozostali członkowie zespołu. Szczególnie grający na perkusji Gustav. Zainteresowała mnie również piosenka „Gegen meinen Willen”. Myślałam, że będzie to utwór w stylu „robię, co mi każą” (Gegen meinen Willen – przeciwko/wbrew mojej woli). Tekst jednak nawiązuje do rozwodu rodziców: Es ist gegen meinen Willen Es ist gegen jeden Sinn Warum müsst ihr euch jetzt trennen (PL: To jest wbrew mojej woli, to jest wbrew wszystkim zmysłom, dlaczego musicie się teraz rozstawać).  Całkiem niezgorsze jest też „Unendlichkeit”. Stonowany utwór łączący w sobie nawet troszkę elektroniki. Ok, dość słodzenia. Nie cierpię „Freunde bleiben”. Szczególnie refren mnie dobija. Bill podobnie jak w „Schrei” wrzeszczy w nim. Sama muzyka jest może i radosna, ale uśmiechu przy słuchaniu tego utworu na twarzy nie miałam. Raczej minę wyrażającą „niech to się już skończy”. Podobnie zresztą w „Leb die Sekunde”. Inne utwory? Są, a jakże. Tylko się ich w ogóle nie zauważa. Są nijakie i bez polotu.

Debiutancka płyta Tokio Hotel jest w miarę optymistyczna. Chłopcy całkiem nieźle grają. Szkoda tylko, że nie poczekali z nagraniem aż Bill przejdzie mutację. Jego wokal jest najsłabszą częścią albumu. Dla mnie ten krążek to 5-6 utworów. Innych się prawie nie zauważa. Nie zostają w pamięci ani na chwilkę. Przesadą są słowa, że ich muzyka to nie wiadomo jak ostry rock itp. To zwykły pop rock oraz power pop. Daję małego plusa za śpiewanie w ojczystym języku – po niemiecku. Nie wydaje mi się, by po angielsku brzmiało to lepiej. Jeszcze nie teraz.

 

3 Replies to “#218 Tokio Hotel “Schrei” (2005)”

  1. Ciekawa recenzja. Szczerze mówiąc nie lubię tego zespołu.Pozdrawiam ; * {innafan.blog.onet.pl}

  2. Niewiele już z tej płyty pamiętam. Jednak bardzo podoba mi się “Schrei”, “Freunde bleiben”, “Jung und nicht mehr jugendfrei” i “Leb die Sekunde”. Za to średnio lubię “Rette mich”. Jest nieco nudne. Ogólnie jednak krążek jest dużo lepszy niż “Humanoid” (fizzz-reviews)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *