#255 Coldplay “Viva la Vida or Death and All His Friends” (2008)

 

„Viva la Vida or Death and All His Friends” znalazło się na moim celowniku już dość dawno temu. Ciągle jedna było coś innego do przesłuchania i ocenienia, że na ten album brakowało mi po prostu nie tylko czasu ale i najzwyczajniej chęci. Zanim sięgnęłam po „Viva la Vida or Death and All His Friends” zdecydowałam się spojrzeć na recenzje, jakie ten album otrzymywał. Nie zdarza mi się to i raczej na tym jednym razie zaprzestanę. Polscy ‘krytycy’ obrzucili krążek Coldplay błotem. Może to dziwnie zabrzmi, ale właśnie po tym zarezerwowałam sobie czas na czwarty album brytyjskiego zespołu by skonfrontować ich opinie z…rzeczywistością.

„Viva la Vida or Death and All His Friends” to, jak wspomniałam przed chwilą, już czwarta płyta grupy. Zdobyła niesamowitą popularność. Na całym świecie sprzedała się już w 10,000,000 egzemplarzy. Zespół promował ją takimi utworami jak „Violet Hill”, „Lost!” czy „Viva la Vida”. Muzyka zawarta na „Viva la Vida or Death and All His Friends” to rock alternatywny. Nie jest to jednak ostra płyta. Raczej stonowana, taka, przy której można i spędzić podróż w samochodzie i się relaksować po ciężkim dniu. Przez wielu Coldplay nazywany jest zespołem usypiającym. Ja jednak przeciwstawię się tej tezie.

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę po włączeniu albumu, to wokalista – Chris Martin. Ma świetny głos! Taki, jaki ja lubię najbardziej. Męski, głęboki. Cudo. Nie sposób się w nim nie zakochać. Mną zawładnął do reszty.

Płytę otwiera numer zatytułowany „Life In Technicolor”. Jest to instrumentalna piosenka. Wprowadza w klimat albumu. Na początku muzyka gra spokojnie, później się rozkręca. Moim zdaniem ten wstęp jest nieco za długi. To jego spory minus. Utwór wypada również nieco niekorzystnie na tle następnych piosenek. Tym bardziej, że już chwilę później rozpoczyna się jeden z moich faworytów na albumie – „Cemeteries of London”. Ma swój klimat. Bardzo podoba mi się fragment, gdzie Martin śpiewa so we rode down to the river where the toiling ghosts spring for their curses to be broken (PL: Więc wpłynęliśmy w dół rzeki gdzie utrudzone duchy odradzają się aby ich klątwy zostały zdjęte). Jeszcze bardziej zachwyca mnie „Yes” z bardzo ciekawym (choć krótkim) wstępem rodem z jakiejś filharmonii. Duża w tym zasługa Chrisa, który brzmi w tym kawałku chyba najlepiej z pośród pozostałych. Najbardziej podoba mi się refren, gdzie artysta śpiewa If you’d only, if you’d only say yes, whether you will’s, anybody’s guess (PL: Jeśli tylko, jeśli tylko powiesz tak, nie ważne czy powiesz, ktoś zgadnie). Sama piosenka trwa 4 minuty, jednak po niej (w tym samym tracku) przychodzi kolejna – „Chinese Sleep Chant”. Szczerze mówiąc nie jestem nią zachwycona. Lepiej by było, gdyby zespół już nic takiego po „Yes” nie dodawał, tylko od razu przeszedł do innych kawałków, by nie psuć tego klimatu.

Jestem fanką nagrania zatytułowanego “42”. Tytuł piosenki jest dość tajemniczy. I właściwie tekst utworu nie daje nam odpowiedzi na pytanie, czym (bądź też kim) jest tytułowe ’42’. Początek “42” strasznie mi się podoba. Delikatny, pięknie zagrany. Rewelacyjnie, łagodnie zaśpiewany przez Chrisa. I kiedy myślimy, że nagranie w takim właśnie stylu dociągnie do końca – niespodzianka. Muzyka zaczyna grać szybciej, Chris śpiewa z większą werwą. Końcówka jednak jeszcze na chwilkę zwalnia. Uważam, że to naprawdę udany, zróżnicowany kawałek.

Czy taka płyta ma jakiekolwiek minusy? Niestety, i tu znajdą się rzeczy, na które można ponarzekać. Nie jestem zadowolona z piosenek, które zespół ‘ukrył’ po niektórych piosenkach. Dzieje się tak np. w „Yes”, gdzie wkracza potem „Chinese Sleep Chant” czy „Reign of Love” (kilka sekund po „Lovers in Japan”) – monotonny, nudny kawałek, gdzie nawet wokal Chrisa nie brzmi wybawiająco, a co najwyżej usypiająco. W ogóle konstrukcja albumu Coldplay przypomina mi tą od „Frank” Amy Winehouse. U Amy jak i u Coldplay w jednym tracku zawierają się czasami dwie piosenki. Rozwiązanie ciekawe, aczkolwiek na dłuższą metę niewygodne. A co, jeśli spodoba mi się kiedyś „Chinese Sleep Chant”? Będę przewijać?

Na co jeszcze zwrócić uwagę przesłuchując „Viva la Vida or Death and All His Friends”? Na pewno na kawałek „Viva la Vida” z wyrazistym refrenem. Oprócz tego warto, nie, koniecznie trzeba posłuchać „Violet Hill”. Jest to mocniejszy (na tle pozostałych utworów na tej płycie) numer. Wydaje mi się nawet, że przy głosie Chrisa ktoś majstrował. Nie jest to jednak minus. Bardzo dobra obróbka, która sprawia, że piosenka się wyróżnia i zostaje w głowie.

Jestem bardzo zaskoczona, że taka płyta została skrytykowana. Czy ci ludzie naprawdę nie mają uszu? Mnie się bardzo spodobała, słucham jej dość często.Może wydawać się nudna – też tak na początku myślałam. Dałam szansę i zyskałam zespół, który być może kiedyś zajmie wysoką pozycję w mojej prywatnej ‘hierarchii’ ulubionych bandów. Najbardziej na „Viva la Vida or Death and All His Friends” podoba mi się klimat. Wszystko jest utrzymane w nieco podniosłym, ale i ponurym nastroju.

5 Replies to “#255 Coldplay “Viva la Vida or Death and All His Friends” (2008)”

  1. Nigdy nie rozumiałam idei ukrywania piosenek… W szczególności, że na płytach na których do tej pory to znalazłam, między pierwszą piosenką a drugą jest kilkuminutowa przerwa, w trakcie której mogłaby się zmieścić jeszcze jedna piosenka… do kitu.Z zespołu na pewno znam jakieś kawałki, ale nigdy nie byłam zainteresowana ich twórczością.

  2. Słuchaliśmy tej płyty, no nie? Nudna. Przesłucham, ale wcześniej pod lupę wezmę “Mylo Xyloto”. “Every Teardrop…” czy “Paradise” są tak masakryczne, że spodziewam się albumu na 1-2 ;)NN (fizzz-reviews.blogspot.com)

  3. Coldplay to zespół o którym nie mam właściwie nic do powiedzenia, nie przepadam za tą muzyką, ogólnie nie trawie zespołów szczególnie boysbendów.

  4. Z tym, że Chris Martin ma cudowny wokal trudno się nie zgodzić, mimo iż nie jestem fanem grupy Coldplay cenię wokalistę. Muszę przyznać, że nie miałem okazji przesłuchać żadnego albumu grupy Coldplay, ale chyba czas to zmienić – zastanawiam się, czy “Viva la Vida or Death and All His Friends”, czy “Mylo Xyloto” będzie lepszym wyborem. Coś czuję, że bez youtube’a się nie obejdzie, co z tych piosenek które kojarzę lubię wszystkie, ciężki wybór :>[top25]

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *