#319 Pitbull „Global Warming” (2012)

Czasem sama się sobie dziwię. Osoba, która odnajduje spokój i ukojenie w muzyce soul i jazz oraz potrafiąca cały dzień słuchać tylko Coldplay (po kolei – “Parachutes” … “Mylo Xyloto” – i od nowa) decyduje się sięgnąć po dzieło człowieka, którego część świata kocha, część nienawidzi, a jeszcze innym jest obojętny. Pitbull. Do spółki z Davidem Guettą odebrali innym DJ-om i muzykom panowanie nad dyskotekowymi parkietami. Potrzebowałam jednak choć na chwilę poleniuchować. A co stanowi lepsze tło do rozmyślań o niczym niż takie odmóżdżające bity?

Na początku chciałabym zwrócić na coś uwagę. Zauważyliście, że w większości swoich utworów Pitbull zaczyna słowami Mr Worldwide i mówi imię artysty, z którym piosenkę nagrał? Przyznam, że z jednej strony jest to pomocne. Nie muszę co chwila rzucać okiem na tracklistę, by sprawdzić, kto w nagraniu pojawia się gościnnie. Z drugiej jednak strony jestem już tym zmęczona i znudzona. Ile można? Dla świętego spokoju mogę nawet potwierdzić, że faktycznie jest tym panem światowym.

Jak to często na takich albumach bywa, pojawia się cała plejada gwiazd. Jest to świetne posunięcie, bo słuchanie przez godzinę rapującego w ten sam sposób Pitbulla byłoby zwyczajnie nudne i męczące. Na “Global Warming” pojawiają się zarówno artyści, którzy do Pitbulla mają zapisany numer jako pierwszy w telefonie i często z niego korzystają, jak i tacy, którzy powiedzieli: ok., zgoda, ale tylko ten jeden raz. Do tych pierwszych zaliczyć możemy chociażby Enrique Iglesiasa, Jennifer Lopez oraz Afrojack. Do drugich natomiast Christinę Aguilerę i The Wanted.

Chyba Ameryki nie odkryję, kiedy napiszę, że muzyka Pitbulla to taneczne, electropopowe pioseneczki okraszone nieco rapem, w sam raz na dyskotekę czy do klubu. Podobno dasię do tego nawet tańczyć.

Początek płyty naprawdę mnie zaskoczył. Otwierająca “Global Warming” piosenka (a może raczej – intro) o tym samym tytule to hip hopowy kawałek. Obok Pitbulla rapuje Sensato. Przyznam, że to miła odmiana, bo przecież przyzwyczaił nas do innych brzmień. Ale spokojnie, za chwile otrzymujemy potężną dawkę muzyki dance w postaci nagrania zatytułowanego… (kto zgadnie otrzymuje 100 punktów)… “Don’t Stop the Party”. Trochę szkoda, że właśnie takie imprezowe piosenki są znakiem rozpoznawczym Pitbulla, ale przyznam, że ten numer nie wywołuje u mnie mdłości. Całkiem podoba mi się refren. Na “Global Warming” znajdziemy gorsze piosenki, więc nie ma co wybrzydzać.

No właśnie, jednym z koszmarków jest “Hope We Meet Again” (ft. Chris Brown). Jest to strasznie nudny, mało znaczący kawałek. Nie podoba mi się też “Party Ain’t Over”, w którym pojawia się Usher. Muzyka jest beznadziejna, za bardzo elektroniczna. A właściwie to nie muzyka, ale jakieś ciężkie dla ucha ultradźwięki. Samo wykonanie też marne. Wystarczy powiedzieć, że w utworze pojawił się mój ostatni ulubieniec Usher. Klapą jest “Have Some Fun” z zespołem The Wanted, co minusem jest samo w sobie. Muzyka (jak w co drugim tego typu kawałku), wokale (autotune!)… dziękuję bardzo. Liche wrażenie robi też “Last Night” z niejaką Havaną Brown i Afrojack.

Na szczęście na “Global Warming” znalazłam kilka lepszych piosenek. Jedną z nich jest “Feel This Moment”. Tak, spora w tym zasługa Christiny Aguilery, która gościnnie pojawia się w utworze. Początek nagrania jest świetny, bardzo delikatny. Potem dopiero wchodzi taneczna muzyka. “Feel This Moment” bardzo wyraźnie sampluje utwór “Take on Me” zespołu A-ha. Aguilera pojawia się w nagraniu może i mało, ale efektownie. Christina nie jest jedyną panią na krążku. W “Drinks For You (Ladies Anthem)” pojawia się Jennifer Lopez. To jej najlepszy duet z Pitbullem. Piosenka zawiera w sobie elementy dubstepu. J.Lo brzmi bardzo fajnie. Ciesze się, że w końcu otrzymaliśmy z jej udziałem coś, co nie jest tanim gniotem w stylu “Dance Again”. Chociaż “Drinks For You (Ladies Anthem)” nie ma takiego potencjału jak “On the Floor”, mi to nie przeszkadza. Słucha się tego świetnie.

Chociaż Pitbull kojarzony jest z duetami, na “Global Warming” znalazło się miejsce dla dwóch solowych utworów. Jednym z nich jest znane już singlowe “Back in Time”, drugim hip hopowe “I’m Off That”.

Po nowej płycie Pitbulla genialnych utworów się nie spodziewałam. Podeszłam do niej na luzie. Ale i tak byłam zaskoczona, że niektórych piosenek da się bez bólu słuchać.

15 Replies to “#319 Pitbull „Global Warming” (2012)”

  1. Mr Worldwide! RRRRRRRRRRRRRRRRR!
    “[…]pojawiają się zarówno artyści, którzy do Pitbulla mają zapisany numer jako pierwszy w telefonie” – Haha, świetne. 😀
    Nie cierpię gościa, nie mogę go słuchać. Jest obrzydliwy, a muzykę nagrywa jeszcze gorszą. Zdecydowanie nie moje klimaty.
    Gdy spojrzałam na fotkę Lany to myślałam, że polecasz mojego bloga. Haha, mam taki sam nagłówek. Od Ciebie, pamiętasz? Dziękuję, bo nie wiem czy już to zrobiłam, ale na wszelki wypadek można jeszcze raz.
    Pozdrawiam, True-Villain.blog.pl

  2. Uwielbiam piosenki Pitbulla 😀 To niesamowite, że już od 2009 roku jest tak znany w Polsce i to jeszcze z tak słabego utworu jak ,,I know you want me”. Ale kolejne songi artysty kocham! 😀 dzięki za fajną recenzję 🙂 u mnie nn 🙂 [love-ashley]

  3. Lipny jest ten album… Podobają mi się aż dwie piosenki (co i tak, jak na niego, jest sukcesem).
    Nowa recenzja: „Mylo Xyloto” Coldplay (fizzz-reviews.blogspot.com)

Odpowiedz na „~DżastaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *