#409 Anna Calvi “One Breath” (2013)


Zapewne wiele z was po przeczytaniu imienia i nazwiska bohaterki dzisiejszej recenzji puknie się w czoło i zapyta: skąd ona tę wokalistkę wzięła? A za chwilę powie: nie kojarzę, więc nie czytam. Zróbcie mi więc tę przyjemność i nie skreślajcie Anny Calvi już na wstępie. Posłuchajcie choć fragmentu jakiejś jej piosenki. Zakład, że niesamowite brzmienie jej utworów was wciągnie?

Anna Calvi pochodzi, jak chyba nietrudno się domyślić, z Wielkiej Brytanii. Jej muzyczna kariera ruszyła po nominacji do BBC Sound of 2011. Wydała debiutancki album “Anna Calvi” i szybko stała się ulubienicą krytyków. To, jak ważnym dla brytyjskiej sceny muzycznej jest jej pierwszy krążek świadczy nominacja do Mercury Prize (corocznie przyznawanej nagrody dla najlepszej płyty na Wyspach Brytyjskich) obok takich artystów jak Adele, PJ Harvey czy grupy Elbow.

Debiutancki album artystki jest jedną z tych płyt, o których ciężko zapomnieć. Jego mroczny, ciemny urok bardzo przypadł mi do gustu i nie raz staje się moją osobistą ścieżką dźwiękową na jesienne, pochmurne dni. Polecam wam szczególnie tajemnicze, instrumentalne “Rider to the Sea”; eleganckie “No More Words” oraz chłodne “Morning Light”.

Muzykę, jaką wykonuje Anna Calvi najłatwiej określić mianem alternatywny. W swoich utworach przemyca takie gatunki jak rock czy jazz. Nie straszne są jej również symfoniczne brzmienia. Nagrywane przez nią piosenki mają w sobie sporo z muzyki filmowej. Są niesamowicie emocjonalne oraz obrazowe. Ich najważniejszą częścią jest wokal Calvi. Raz bardzo delikatny i subtelny, by za chwilę zaatakować słuchacza swoją pełną mocą. Ostatnio stwierdziłam, że twórczość Anny można by postawić obok dokonań uwielbianego na całym świecie zespołu Florence + The Machine. W mojej opinii Calvi oraz Florence Welch mają podobną barwę głosu. Ich wokale potrafią w jednakowy sposób oddziaływać na słuchacza – zachwycać, intrygować, hipnotyzować. Mam nadzieję, że Anna nie obrazi się, kiedy nazwę jej muzykę surowszą i cięższą wersją Florence + The Machine. A teraz weźcie jeden, głęboki oddech i razem ze mną zanurkujcie w muzyczny świat artystki, by przyjrzeć się jej drugiej studyjnej (jeszcze gorącej) płycie “One Breath”.

Album otwiera z początku delikatne, jednak rozkręcające się w refrenie, “Suddenly”. Jest to piosenka, która z powodzeniem mogłaby być zaadaptowana przez stacje radiowe. Aż tak komercyjna? Spokojnie, elektroniki czy prostackich brzmień w niej za grosz. “Suddenly” jest, jak na Annę, całkiem przystępną dla niewyrobionego słuchacza piosenką. Nieco ostrzej robi się w “Eliza”. Rytmiczne uderzenia perkusji są wielką ozdobą nagrania. W inną stronę zmierza “Piece by Piece”. Rozmarzony wokal Calvi świetnie komponuje się z wyrazistą, ale w miarę lekką i brzmiącą nowocześnie, muzyką. Stopniowo budowane napięcie charakteryzuje utwór “Cry”. Przez cały kawałek na pierwszy plan chcą wysuną się gitary elektryczne, lecz udaje im się to dopiero w refrenie. I to tylko na kilka sekund. Plusem piosenki jest jej długość. Trzy minuty faktycznie wystarczy. Dłużej trwa subtelne, delikatne “Sing to Me”, które jednak w takim stylu nie dociąga do końca. Dzięki smyczkom atmosfera nagrania staje się bardziej podniosła. Jest to jedna z najlepszych kompozycji na “One Breath”.

“Tristan” to jedna z najbardziej żywiołowych piosenek na drugim krążku Calvi. Ma w sobie masę energii. Ciekawą kompozycją jest bez wątpienia tytułowy utwór “One Breath”. Bardzo podoba mi się to, że nie jest to piosenka jednostajna. Zaczyna się niesamowicie spokojnie. Muzyka cichutko pogrywa sobie w tle, na pierwszy plan wysuwa się piękny wokal Anny. Po czasie dochodzi part gitar elektrycznych i perkusji, by szybko zamienić się miejscami ze smyczkami. Fani garażowych brzmień na pewno zadowoli brudne, rockowe, ale niepozbawione kobiecego pierwiastka “Love Of My Life”. Przyjemne, ale niezachwycające tak jak inne piosenki, jest spokojniejsze “Carry Me Over”. Muszę jednak przyznać, że posiada niezwykle wciągającą (instrumentalną) końcówkę przywołującą mi na myśl zarówno filmy fantasy jak i bondowskie produkcje.

Na samym końcu krążka Calvi umieściła dwie balladowe kompozycje. Pierwszą z nich jest “Bleed Into Me”, w której uwagę zwraca chórek i stopniowo budujący napięcie wokal artystki. Prawdziwą ucztą dla uszu jest zamykające przygodę z albumem nagranie “The Bridge”. To krótka (trwająca tylko dwie minuty) piosenka, mająca w sobie prawdziwą magię. W czym się ona objawia? “The Bridge” należy do tej grupy utworów, które potrafią oddziaływać na słuchacza. Nastrój, jaki stworzyła Anna Calvi wraz z towarzyszącymi jej muzykami udzieli się każdemu.

To, że brytyjska artystka nagra album dobry, było pewne. Anna po prostu nie jest typem osoby, która dla większej popularności decyduje się porzucić swój charakterystyczny styl na rzecz popu czy muzyki dance. Pytaniem było, czy “One Breath” przeskoczy poprzeczkę, którą sama sobie bardzo wysoko ustawiła albumem “Anna Calvi”. Moim zdaniem do perfekcji trochę jej zabrakło. Cenię pojawiające się w wielu kompozycjach smyczki, ale brakuje mi gitar elektrycznych, które tak chętnie wykorzystywane były na debiucie.

10 Replies to “#409 Anna Calvi “One Breath” (2013)”

  1. E tam, od razu pukać się w czoło – to grozi siniakiem, który nie będzie się dobrze prezentował jesienią… ;). Słucham właśnie załączonego “Sing To Me”, brzmi mrocznie, aż czuję ciarki! Brzmi zachęcająco. U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam 🙂

  2. kpisz… przecież ona jest znana, to nie żadne podziemie… wystarczy krztyna obycia, by to imię i nazwisko obiło się o uszy.

    1. Zawsze stawiam się na pozycji zwykłego, szarego słuchacza. Nie wydaje mi się, by ktoś, kto słucha radia eska itp. po zobaczeniu nazwiska Calvi skojarzył kto to jest.
      Ja osobiście znałam ją już w 2011 lub 2012, bo zainteresował mnie jej debiut.

Odpowiedz na „~HOT-HIT LISTAAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *