#458 Christina Perri “Head or Heart” (2014)

Kiedy dwa lata temu oceniałam debiutancki album Christiny Perri “Lovestrong”, swój tekst zakończyłam słowami, że nie wróżę artystce wielkiej kariery, ale będę miło zaskoczona, kiedy wyda swój drugi krążek. Dziś, kilkanaście dni po premierze albumu “Head or Heart” mogę stwierdzić, czy faktycznie warto było czekać, lub też uznać, że miejsca w moim sercu (lub, aby nie było znów tak bardzo poetycko – w głośnikach) dla Perri po prostu nie ma.

 Podobnie jak to było w przypadku utworów zawartych na “Lovestrong”, tak i piosenki z “Head or Heart” napisane zostały przez samą artystkę. Christina zmieniła jednak producentów. Za większą część nagrań odpowiada Brytyjczyk Jake Gosling, który ma na koncie współpracę z najróżniejszymi artystami: od Eda Sheerana, przez Palomę Faith po One Direction. Wspaniałe jest to, że nie narzuca muzykom swojego stylu, ale bierze pod uwagę ich potrzeby. I tak było również z Perri. Słuchając “Head or Heart” wiemy, że jest to jej album. Ponownie Christina pokazała, że należy do najbardziej naturalnych i autentycznych gwiazd muzyki.

Druga płyta wokalistki jest kontynuacją krążka “Lovestrong”. Ponownie otrzymujemy od Christiny teksty przepełnione miłosnymi wyznaniami i opowieściami. Ponownie też album utrzymany jest w stonowanej, popowej stylistyce. Nie ma tu wiele miejsca na szaleństwa. Trochę szkoda, bo w piosence “Bang Bang Bang” z debiutanckiej płyty Perri pokazała, że drzemie w niej sceniczne zwierze. Brakuje mi na “Head or Heart” takiej petardy, która mogłaby zaprosić słuchacza do potupania nóżką. Nie można jednak nie docenić nastroju, w jaki wprowadza nas artystka. Co z tego, że za oknem świeci Słońce. Piosenki Christiny tworzą nieco smutny, refleksyjny soundtrack, idealny na jesienną (nie)pogodę.

Album “Head or Heart” otwiera piosenka “Trust”. Jeśli przed jej przesłuchaniem ktoś miał wątpliwości, czy materiał, jaki przygotowała Perri warty jest uwagi, spokojnie może, parafrazując tytuł kompozycji, zaufać wokalistce. Jest to bowiem kawałek świetne zaśpiewany, ale nieco trudny w odbiorze. Chociaż słuchałam go już kilka razy, wciąż wywołuje u mnie skrajnie różne emocje. Z jednej strony zasłuchuję się w brzmiącym całkiem optymistycznie a na pewno ekspresyjnie wokalu Christiny, z drugiej zaś mam w pamięci melodię, która potrafi wywołać ciarki. Z tych magicznych, tajemniczych rejonów zabiera nas już druga kompozycja – singiel “Burning Gold”. Nie jestem zaskoczona, że właśnie ta piosenka ma promować krążek artystki. Jest to bowiem piosenka, która ma najwięcej radiowego potencjału. Mi osobiście podoba się jedynie w połowie. Lubię utrzymane w spokojnym rytmie zwrotki oraz szybszy wstęp do refrenu. Za to sam gitarowo-klawiszowy refren jest najbardziej banalną częścią tej kompozycji. Lepsze wrażenie robi na mnie poprzedni singiel – “Human”. Ta mocna, popowa kompozycja naprawdę chwyta za serce.

Nie dajcie się zwieść spokojnemu początkowi piosenki “One Night”. W dalszej części tego nagrania Christina raz po raz pokazuje nam, że ma mocny głos. Szkoda tylko, że takich momentów jest tak mało. Ciepły utwór “I Don’t Wanna Break” mrozi mnie jedynie wtedy, kiedy konkretny tekst zastępują ooo. Podobne zdanie mam o bardziej przebojowym “Shot Me in the Heart”. Czyżby Christinie tak szybko skończyły się pomysły na teksty piosenek?
Orkiestrowe “The Words” i “Butterfly” oraz gitarowe “Lonely Child” to utwory, bez których nie wyobrażam sobie dziś płyty “Head or Heart”. Cieszy również obecność zahaczającego o soul “Run” czy podszytej lekką elektroniką ballady “I Believe”, w której padają słowa, które, mam nadzieję, będą dla Christiny prorocze:

This is not the end of me, this is the beginning (PL: Dla mnie to nie koniec, dla mnie to początek).

Nie można nie wspomnieć o kołyszącej, uroczej piosence “Be My Forever”, w której gościnnie pojawia się Ed Sheeran. Zaproszenie właśnie tego wokalisty było świetnym pomysłem. Ed, choć niepozornym mężczyzną jest, wszystko, czego się dotknie zamienia w złoto. “Be My Forever” może być hitem. Wpada w ucho, wywołuje pozytywne emocje a przede wszystkim nie trąci banałem.

Po wielokrotnym przesłuchaniu albumu “Head or Heart” stwierdziłam, że, gdybym miała kierować się sercem, postawiłabym wyżej krążek “Lovestrong”. Rozum jednak podpowiada mi, że to właśnie druga płyta Christiny Perri jest tą bardziej dopracowaną i przemyślaną. Tak czy inaczej, czy kierujesz się sercem czy rozumem, powinieneś sięgnąć po muzykę Christny.

 

10 Replies to “#458 Christina Perri “Head or Heart” (2014)”

  1. Według mnie jej głos jest jednym z tych najlepszych. Płyta jest bardzo dobra ale jeszcze nie doskonała. Moje serce najbardziej podbija singiel “Human” a szczególnie wersja z samym pianinem.

  2. Czasami lubię sobie posłuchać Christiny, jednak co za dużo smętnych kawałków to nie zdrowo ;). Genialna recenzja, zgadzam się z tobą w 100%.
    nowa notka u mnie outerspace.blog.pl

  3. Jeszcze nie słyszałam tego albumu ale się za niego zabiorę bo debiutancki był świetny 😀
    U mnie muzycznomaniaa.blogspot.com/ nowe notowanie

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *