FELIETON: AAA Headliner potrzebny od zaraz

Zamykamy line up tegorocznej edycji Orange Warsaw Festival! – Taka wiadomość pojawiła się kilka dni temu na oficjalnym profilu jednego z największych polskich muzycznych festiwali, Orange Warsaw Festival. I wywołała lawinę komentarzy. Ze świecą jednak można było szukać pozytywnych wypowiedzi osób zainteresowanych imprezą. Ludzie poczuli się oszukani. A to wszystko przez… headlinerów. A raczej ich dziwną nieobecność.

Pierwszymi ogłoszeniami od organizatorów festiwalu zaskoczeni zostaliśmy już na początku grudnia 2014 roku. Dowiedzieliśmy się wówczas, że uwielbiana w Polsce brytyjska grupa Muse została pierwszy headlinerem Orange Warsaw Festival 2015. No właśnie, kto to jest ten mityczny, działający na fanów muzyki pobudzająco headliner? To solista bądź też zespół, który bierze we władanie największą, najważniejszą scenę jako ostatni danego dnia imprezy. Słowem – główna gwiazda, na którą z niecierpliwością czeka się miesiącami. Ten perfekcyjny headliner powinien nie tylko powrócić na koncert z premierowym materiałem, ale i mieć wypracowaną markę. W końcu to on w dużej mierze odpowiada za to, jak będą sprzedawać się bilety na dane wydarzenie. To jego nazwisko będzie napisane największą czcionką na plakatach promujących festiwal. Musi więc to być osoba, która nie jest znana garstce widzów, ale choć jedną jej piosenkę potrafi zanucić pierwszy lepszy Kowalski. W końcu to m.in. dla niego organizowane są takie imprezy. Świetnie by także było, gdyby nasz headliner nie był w Polsce częstym gościem. Wtedy jego koncert to dopiero byłaby gratka.

Wracając do naszego Orange Warsaw Festival… . Impreza z roku na rok się rozwija. Zmienia lokalizację, liczbę scen, a  przede wszystkim ilość zaproszonych artystów. Ubiegłoroczna edycja była pod tym względem przełomowa. Podczas tych trzech dni czekały nas nas takie niespodzianki, jak Queens of the Stone Age, Pixies, Florence + The Machine, OutKast i Kasabian. Można było narzekać na nagłośnienie na (nie)sławnym Stadionie Narodowym czy odwołanie kilku występów (m.in. Rity Ory i The Pretty Reckless), ale raczej nie było osoby, która żałowałaby pieniędzy wydanych na bilet. W tym roku, choć ceny wejściówek poszły nieco w górę, wiele zachęconych udaną ubiegłoroczną edycją osób zaopatrzyło się w bilety. Pośpiech jednak okazał się być złym doradcą. Po ogłoszeniu pełnego line up’u przebierać można w ofertach “sprzedam bilet/karnet TANIO i SZYBKO”.

Ludzie czują się oszukani przez organizatorów z powodu tego, że miesiącami mamieni byli obietnicą ujawnienia kolejnych głównych gwiazd imprezy. Tak się jednak nie stało i przez kilka chwil jedynym headlinerem trzydniowego festiwalu byli wspomniani wcześniej Muse. Organizatorzy szybko zareagowali. Miano najważniejszych artystów danego dnia zyskali Noel Gallagher’s High Flying Birds, The Chemical Brothers (12.06) oraz Mark Ronson (13.06). Niby wszystko ok, nazwiska spore są, ale jednak satysfakcji mało. Zespół Noela nie cieszy się w Polsce dużą popularnością i wiele osób wolałoby raczej zobaczyć muzyka na scenie razem z bratem – jak za czasów legendarnego Oasis. Braci nie zobaczymy także podczas koncertu The Chemical Brothers. Duet przyjedzie do Polski w połowie. A Mark Ronson, autor wielkiego hitu “Uptown Funk”? Czy na jego DJ set się czeka?

A gdybyśmy mogli sobie marzyć, kto sprawdziłby się w roli headlinera czerwcowego festiwalu? Dobrym wyborem byłby Kanye West, którego album “SWISH” ukazać ma się jeszcze w tym roku. Artysta dobrze pasowałby do hip hopowej ofensywy Open’era (Drake) i Live Music Festival (Kendrick Lamar). Miło byłoby też zobaczyć Pharrella Williamsa, który odwołał w ubiegłym roku swój występ w naszym kraju. Sporą publiczność przyciągnąć mógłby hitmaker Avicii. Rok temu sprawdzili się Garrix i Guetta, w tym i on dałby radę zabawiać publiczność. Ponoć jego kolejna płyta ma status “w drodze”. Szczytem marzeń byłaby islandzka królowa Björk, która mogłaby w Polsce promować swój tegoroczny krążek “Vulnicura”.

Headliner headlinerem, a co organizatorzy przygotowali dla uczestników festiwalu ponadto? Nie zachwycają zagraniczne gwiazdy. Może i Papa Roach, Three Days Grace, Big Sean czy Bastille przyciągną sporą publiczność, ale już piosenki takiej FKA twigs, Benjamina Clementine’a czy Palomy Faith nie są dla wszystkich. Wiele na Orange Warsaw Festival czeka nas koncertów mało znanych zagranicznych kapel, oraz takich, które są w Polsce aż za częstymi gośćmi (Metronomy, Crystal Fighters). Najlepiej festiwal broni się polskim programem. Warto wybrać się na występy debiutantów (Baasch, Cosovel, Agyness B. Marry), a także posłuchać świetnych piosenek Organka, Kari czy Bokki. Jednak ich obecność nie jest aż tak satysfakcjonująca – wszak koncertują oni dużo po całej Polsce.

Ubiegłoroczny Orange Warsaw Festival bił rekordy popularności. Zagadką pozostaje, jaką frekwencją będzie cieszyć się tegoroczna edycja, która odbędzie się w dniach 12-14. czerwca na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu. Przeglądając komentarze wielu zawiedzionych osób można pomyśleć, że będzie wiało pustką. Ja jednak patrzę na to optymistyczniej. Z pewnością znajdzie się sporo ludzi, którzy zachęceni po prostu widokiem dobrej zabawy stawią się w czerwcu na miejscu festiwalu. Trzeba jednak przyznać, że marka Orange Warsaw Festival została poważnie zachwiana. Przyszłoroczna edycja musi być zrobiona na tip top. Polska publiczność może sobie już pozwolić na narzekanie.

8 Replies to “FELIETON: AAA Headliner potrzebny od zaraz”

  1. Świetny wpis.Ludzie rzeczywiście mogli się poczuć zawiedzeni.Ja tam bym pojechała na Bastille 🙂
    PS: Zmień datę koncertu Indili – przełożony na 15 listopada 😉

  2. Ach, mój ból 🙁 I nikt nie chce kupić karnetów, bo organizatorzy sami obniżają ceny. Największa klapa tego roku wędruje do OWF…

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *