#587 Joss Stone “Water for Your Soul” (2015)

Joss Stone, biała Brytyjka o bardzo czarnym głosie, może i wypadła z wyścigu o tron najpopularniejszej piosenkarki na Wyspach, ale wciąż liczy się, gdy myślimy o dobrej muzyce „made in UK”. Joss nie eksperymentuje z brzmieniem, choć w niejeden już gatunek się bawiła, za każdym razem przekazując nam cząstkę siebie. Trzy lata po zawierającym covery wydawnictwie „The Soul Sessions Vol. 2″ i cztery po ostatnim w pełni autorskim albumie „LP1″ Stone powróciła z nowymi piosenkami. Czy jej utwory są tą tytułową „Water for Your Soul”? Czy gaszą pragnienie tak szybko jak Sprite?

Nad utworami Joss współpracowała z synem Boba Marley’a, Damianem. Artyści znają się od lat. Nie wiem, czy pamiętacie, ale byli członkami istniejącej chwilę supergrupy SuperHeavy. Damian namówił Stone na odważniejsze sięgnięcie po reggae. Między „Water for Your Soul” a „LP1″ jest ogromna różnica. O ile cztery lata temu Joss uchodzić mogła za wnuczkę Janis Joplin, tak teraz porzuca mroczne odmęty amerykańskiego  bluesa i przenosi się na słoneczną Jamajkę. Chociaż na starszych płytach wokalistka chętnie przemycała reggae, jeszcze nigdy nie robiła tego tak chętnie.

Album „Water for Your Soul” rozpoczyna pogodna, leniwa kompozycja „Love Me”. Nie sposób nie zakochać się w bardziej soulowym niż utrzymanym w reggae klimacie „This Ain’t Love” czy gitarowym, balladowym „Stuck on You”. Po dwóch osadzonych w spokojniejszej stylistyce piosenkach ponownie przychodzi czas na coś do pobujania się. Rhythm’n’bluesowe „Star” równie dobrze powstać by mogło w połowie lat 90., co jest najlepszym kompletem. Oldskulem na kilometr wieje też z „Let Me Breathe”, które zaraz robi miejsce słonecznemu, luźnemu „Cut the Line”, „Wake Up” z gościnnym udziałem Damiana Marley’a, żywiołowemu „Way Oh” czy w końcu intrygującemu początkiem i niemalże rapowymi fragmentami „Underworld”. Końcówka płyty także nie zawodzi, choć wydawać by się mogło, że takie „Molly Town” przewinęło nam się na „Water for Your Soul” już nie raz, ale pod innymi tytułami. Warto jednak zwrócić uwagę na kojące, nieco senne „Sensimilla” i pełne energii „Harry’s Symphony”.

Czekanie tak długo na nowy album Joss się opłaciło. Wprawdzie płyta „LP1″ wciąż pozostaje tym najważniejszym krokiem milowym w jej twórczości, ale „Water for Your Soul” nie zawodzi i zachwyca spójnością. Jest idealnym wydawnictwem na leniwe, wakacyjne przedpołudnie. Lekka, pełna uroku, świetnie zaśpiewana płyta.

6 Replies to “#587 Joss Stone “Water for Your Soul” (2015)”

Odpowiedz na „Lor_11Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *