#642 Bastille “Bad Blood” (2013)

Wybuch popularności brytyjskiej kapeli Bastille został przeze mnie trochę zlekceważony. Single zespołu kojarzyłam jedynie z tytułów, nie potrafiłam ani jednego zanucić, a fakt, że grupa wydała płytę, dotarł do mnie dopiero, kiedy w sklepach pojawiła się jej reedycja. Słowem – nie zaufałam chłopakom z Bastille na tyle, by zagłębiać się w ich twórczość. Jednak nawet mi ciężko jest ich ignorować, kiedy widzę, jak wielką publiczność przyciągają ich koncerty. Może i ja kiedyś się na jakiś wybiorę, tym bardziej, że grupa pojawi się na Open’erze? Oczywiście pod warunkiem, że płyta przypadnie mi do gustu. Czas to sprawdzić.

Bastille, co mnie zaskoczyło, z początku było solowym projektem wokalisty, Dana Smitha. Smutno mu jednak było grać w pojedynkę, więc poszerzył skład o kilku kolegów. Grupa zagrała kilka festiwalowych koncertów, nagrywała epki i mixtape’y, i powoli zdobywała słuchaczy. Do tego stopnia działania te były skuteczne, że kiedy w 2013 roku światło dzienne ujrzał debiutancki album Bastille zatytułowany “Bad Blood”, szybko zaczął znikać ze sklepowych półek.

Jeśli euforycznie reagujecie na hasło “zespół z Wysp Brytyjskich” i zaraz przed oczami stają wam Arctic Monkeys, Kasabian czy Editors, muszę nieco ostudzić wasz entuzjazm. Bastille to grupa, której nieobce są lekkie, radiowe brzmienia, będące miksem indie popu, synthpopu i nie za mocnych rockowych melodii. Nic wymyślnego. Nic przełomowego. Nic specjalnie porywającego czy zostającego w sercu. “Bad Blood” to takie granie dla osób, które chcą sprawiać wrażenie zorientowanych w alternatywnej muzyce, a będących tak naprawdę dopiero na początku swoich “wykopalisk”.

Płytę otwiera piosenka, która jest zapowiedzią tego, co czeka nas dalej. “Pompeii” ma nośny, wpadający w ucho refren, choć najlepszym, co spotkało ten numer, są chóralne wykonania. Następujące po nim “Things We Lost in the Fire” to jedyny utwór Bastille, do którego chce mi się wracać i wracać. Spokojny, nawet nieco smutny początek równoważy dalsza część piosenki, w której zespół miesza indie rocka z reggae. Ten kolaż naprawdę ne chce wylecieć z głowy. Pozostałe kawałki jednak szybko z niej wylatują. Posiadające najlepszy (hipnotyczny!) muzyczny podkład nagranie “Bad Blood” niekiedy sprawia wrażenie zbyt powolnego, flegmatycznego utworu. Chwilami chciałabym, by chłopaki “wcisnęli pedał gazu”. Ten sam problem mam z “Flaws”, które intryguje krótkim instrumentalnym wstępem, przypominającym… gry video.

Bastille serwują od czasu do czasu piosenki, do których można sobie potańczyć. Do ich reprezentantów należą m.in. jakby podebrane Imagine Dragons “These Streets”; pędzące “Weight of Living, Pt. II” oraz rytmiczne, wiosenne “Icarus” z tajemniczym, średniowiecznym początkiem (moja druga ulubiona kompozycja Bastille).

Sporo na “Bad Blood” ballad. Niektóre, jak emocjonalne, kojarzące mi się z twórczością A Great Big World (aczkolwiek to brytyjski zespół pierwszy zawitał na muzycznej scenie) “Oblivion” czy odstające od swoich albumowych kolegów “Laura Palmer”, robią dobre wrażenie. Warto pochylić się na chwilę nad tą drugą piosenką, której podniosłość chwilami dochodzi do niebezpiecznie wysokiego poziomu, jednak jej filmowy klimat rodem z jakiegoś obrazu fantasy zyskuje moją aprobatę. Z drugiej strony otrzymujemy przynudzające, chwilami zbyt drażniące falsetowymi przyśpiewkami “Overjoyed”; “Daniel in the Den”, które – gdyby nie chórki – wtapiałoby się w tło oraz elektroniczne, niczym nie zachwycające “Get Home”. Ostatni z utworów jest numerem odpowiednim na zakończenie, które… tak od razu nie następuje. Grupa “ukryła” przed nami zbędne “Weight of Living, Pt. I”.

Nie mogę powiedzieć, że “Bad Blood” jest krążkiem niedopracowanym i nieprzemyślanym. Bastille osiągnęli efekt, jaki osiągnąć chcieli. Płyta w dużej mierze zawiera optymistyczne piosenki, które podczas koncertu zaangażować mogą każdą część naszego ciała. Czasem poruszamy nóżką. Czasem rozgrzejemy struny głosowe. Brakuje mi jednak w twórczości młodego zespołu oryginalności i elementu zaskoczenia.

17 Replies to “#642 Bastille “Bad Blood” (2013)”

    1. Właśnie słucham “It’s You” Zayna i tak jak wcześniej mówiłam, że całego albumu raczej nie przesłucham, tak po tym utworze czekam na jego premierę. Nie dość, że piosenka świetna to i teledysk udany. Zapomnijmy, że on miał jakikolwiek związek z 1D.

  1. Pamiętam, że oczarowany “Pompeii” sięgnąłem po ten album i się rozczarowałem. Dokładnie tak jak piszesz – brakuje tu oryginalności. Całość brzmi niezbyt zachęcająco i zwyczajnie nijako.

  2. Płyta podoba mi się połowicznie, niektóre kawałki są naprawdę przyjemne dla ucha, a inne przesłuchałam raz i wiem, że już do nich nie wrócę. “Icarus” bardzo mi przypadła do gustu

  3. Nie jest to nic wielkiego, ale gdy mam czasem potrzebę posłuchania czegoś radiowego, czegoś innego, to są idealnym kandydatem. Całkiem sympatyczna to płyta, z kilkoma fajnymi piosenkami. Takie określenia idealnie, moim zdaniem, pasują do tego zespołu. 🙂 Pozdrawiam 🙂
    http://lechartz.blogspot.com

  4. Cześć! Myślałaś żeby zacząć, że tak powiem słuchać dokładniej, i może nie cytować ale opisać i skomentować teksty piosenek? Ciekawi mnie zawsze kiedy słucham czy to typowy shit o tańcu, seksie i klubach NYC czy coś bardziej głębokiego, może wyróżniającego się. Chętnie bym o tym poczytała w recenzji 🙂

  5. Nie zgodzę się z Tobą i może nie powinnam ,ale poczułam się odrobinę urażona zdaniem , że “„Bad Blood” to takie granie dla osób, które chcą sprawiać wrażenie zorientowanych w alternatywnej muzyce, a będących tak naprawdę dopiero na początku swoich „wykopalisk”.”. Bastille są dla mnie zespołem bardzo dobrym, który się rozwija i serwuje dobry pop, z dobrymi tekstami. Oczywiście to tylko moje odczucia.

    1. Takie opinie w recenzjach zawsze opieram na swoich spostrzeżeniach. 99% osób słuchających Bastille to właśnie takie osoby, co wywnioskowałam z rozmów, śledzeniu różnych grup czy komentarzy na fb

  6. Hej, patrząc w recenzje pod W nie znalazłem “Wild World” czyli ich drugiej płyty. Jeśli jeszcze nie przesluchalas, to bardzo gorąco polecam 🙂 naprawia ich błędy z debiutu. A Btw to utwory z reedycji sa o wiele ciekawsze niż standard :3

Odpowiedz na „~SylwiaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *